Magdalena Bartnik: Można znaleźć siebie
Roman Honet, Piąte królestwo. Biuro Literackie, Wrocław 2011.
Roman Honet nie pozwala tracić czujności. Zaskakuje i prowokuje, otwierając tym razem wrota (nie)codziennej krainy. Na jego najnowszy tom wierszy składa się 36 utworów. W tym królestwie jest jakby bezświetlnie-jasno i niby-pusto. Jednak obrazy są wielowymiarowe, gęste od znaczeń, a świat przedstawiony pełen szczegółów, pokazany w sposób plastyczny i budzący wyobraźnię. Nie bez powodu wielokrotnie mówiono, że poeta reprezentuje nurt wyobraźni wyzwolonej.
Te wiersze to podróż przez śmietniki, labirynt, którego mapa śmierdzi padliną i miejskim szaletem. Zaglądamy w zakątki krainy, która nas otacza, ale można odnieść wrażenie, że jest to świat wnętrzności, jakby oglądanie siebie od środka. Tylko kim jest „ja”? Jakie jest to królestwo? Jakie jest to wnętrze? Podobno na śmietniku można znaleźć najlepsze rzeczy…
Z jednej strony są to wizje apokaliptyczne, z drugiej jakby rojenia psychiczne człowieka pod wpływem środków zmieniających stan świadomości. Z jeszcze innej strony to świat tu i teraz.
Jest to zmierzanie się z lękiem, oswajanie tego, o czym niektórzy boją się myśleć. Odzieranie, konfrontacja, obnażenie, obezwładnienie. Czytając wiersze Honeta, można odczuć ból – obudzony, wyjęty na wierzch. Ale ten ból nie ma nic wspólnego z cierpiętnictwem. Jest to ból codzienny, ale niecodziennie się go doświadcza. Mam tu na myśli między innymi przywoływanie „chwil ostatecznych”, gdy na przykład dostrzega się, że życie umknęło, ale już jest za późno, nie da się już tego życia przeżyć na nowo.
(…) i ręce starców, kołyszące się
i zniewieściałe, jakby nie potrafiły
tego okna uchylić w porę –
jak gdyby było tam to,
co im przypadkiem umknęło
a był tam świat
Myśląc o tych wierszach, przypomniały mi się obrazy niczym z Truposza Jima Jarmuscha i motto filmu, zaczerpnięte z Henri Michaux: „It is preferable not to travel with a dead man.” Wiersze Honeta to podróż po krainach – ale jakby upraszczając – z martwym człowiekiem, po krainach, które są ciszą, pustynią, mgłą, pustką, która jest brakiem. Martwym człowiekiem, którego mamy w sobie. Albo jak pisał Jan Leszcza: „jestem zmarłych królestwem, które jest we mnie”. Roman Honet pisze: „daleko / można wędrować i się nie przebudzić / daleko”.
Tylko czy przebudzenie jest możliwe? Bo to wędrowanie jest jak uczestniczenie w kondukcie żałobnym. Albo bycie tuż przed śmiercią, przez całe życie. Ten moment, chwila, w jakiej żyjemy, jest właśnie tym brakiem, utratą, spóźnieniem. Moment przebudzenia jest momentem zaśnięcia. Ten świat przedstawiony w wierszach jest bardzo bliski życiu, umocowany „tu i teraz”, zakorzeniony na chwilę, a jednak przedstawiony z dużym dystansem: „Nasłuchujemy szumu autostrady, tirów wiozących syntetyczne żarcie w kontenerach”.
Jest to reportaż dnia codziennego, dnia, o którym nie chce się myśleć, bo okazało by się, że odcieni szarości jest dużo. Tu i teraz to napotkany bezdomny, człowiek grzebiący w śmietniku, pijak sprzedający na ulicy stare książki, ludzie żyjący w skrajnej biedzie, kasjerki w hipermarketach, człowiek w domu starców. Ich wszystkich codziennie można spotkać, minąć, nie zauważyć. Można też dostrzec, może się okazać, że ma się inną twarz, można znaleźć siebie. Te utwory pozwalają na konfrontację z samooszukiwaniem się, z tym stanem, w którym mnóstwo niepotrzebnych słów i ruchów, zapijanie i słowotoki.
Bohaterowie tych wierszy to „mieszkańcy kontenerów” w oparach denaturatu, „czarna madonna w płaszczu z haloperidolu”, wdowiec, śmierć, kat, funkcjonariusze. To opisane przez Honeta królestwo zamieszkują też kobiety pijące borygo i płyn do spryskiwaczy, „operatorzy kastetu i pałki teleskopowej”, pogorzelcy, kurwy, zmarli, czyściciele zwłok. Pojawia się też „bóg”, kamieniarz, ogrodnik – ten od ziemi, rozkładu i prochu. Czasem postacie są towarzyszami w tej podróży, a czasem to one mówią.
Wiersze są gęste, wielowarstwowe. Znajdziemy tu psie budy obok katedr i kurwy śpiewające gorzkie żale. Honet zauważa i demaskuje. Robi to poprzez zaskakujące łączenie obrazów, słów, przechodzi od ogółu do szczegółu, stawia sacrum obok profanum. Zwraca uwagę w ciemny kąt, w którym, gdy się wytęży wzrok, dostrzeże się coś istotnego.
Jest tu nieprzewidywalność, nigdy nie wiadomo, co za chwilę nastąpi, w jaką stronę trzeba będzie pójść. To właśnie wyzwala, prowokuje wyobraźnię do eksperymentów. Ale jest to konstrukcja zamknięta, zwarta, każde słowo jest na swoim miejscu. Nie ma tu zbędnych wyrazów. Wchodząc do piątego królestwa, co chwilę słychać dźwięk dzwonka (albo raczej dzwonu), który przywołuje do przytomności, nie pozwala na bycie w transie, na utratę czujności.
To świat na poziomie percepcji „pomiędzy” – jawą i snem, spod przymrużonych powiek, między światłem a cieniem. Podobno czwarte królestwo przepowiedziane przez Proroka Daniela spełnia się właśnie teraz, jakie więc będzie piąte?… A może już jest?