Zachód w metryce, wschód w sercu
Z Włodzimierzem Odojewskim rozmawiał Tomasz Zbigniew Zapert
– Pańską twórczość zdominowała tematyka wschodniokresowa, tymczasem przyszedł pan na świat i spędził znaczną część życia na przeciwległym końcu Polski…
– Urodziłem się w 1930 roku w Poznaniu. Mieszkałem tam do grudnia 1939 roku, a następnie w latach 1949-59. Dla Wielkopolski mam wiele sentymentu, chętnie tam powracam, lecz moje dzieciństwo zdeterminowały doświadczenia podolskie. Przebywałem tam kilkanaście miesięcy w czasie II wojny światowej.
– Jak pan się tam znalazł?
– Krewni pochodzili z okolic Trembowli. Uniknęli wywózki do lagrów, bo rusińscy – tak wówczas definiowano Ukraińców – sąsiedzi ostrzegli przed deportacjami, zapewniając na ten czas schronienie. Gdy latem 1941 roku Podole zajmowali Niemcy, niemal cała miejscowa ludność witała ich chlebem i solą. Ukraińcy mieli nadzieję na powstanie własnego państwa, Polacy byli pewni, że nic gorszego od bolszewizmu nie może już ich spotkać.
– W połowie roku 1941 nie wiedzieli o zachowaniu drugiego okupanta Polski?
– Strzępy informacji na ten temat z pewnością do nich dotarły, lecz Niemcy – inaczej niż Sowieci – wciąż jeszcze kojarzyli się im z cywilizacją, a nie barbarzyńcami. Kiedy tylko formacje SS zluzowały prący do przodu Wehrmacht i pojawiło się Gestapo, zabużanie zorientowali się, iż trafili z deszczu pod rynnę.
– Właśnie wtedy pan tam dotarł.
– W końcu wysiedlono nas z Wielkopolski. Zrazu udało się tego uniknąć za sprawą koneksji ojca. Był wydawcą – oficyna Tempo publikowała nuty – oraz niespełnionym kompozytorem. Pisał muzykę rozrywkową w zapomnianych dziś rytmach: shimmy, bequine, lambeth walk, lecz środowisko kompozytorskie – świetnie prosperujące – było niezmiernie hermetyczne, zintegrowane – że tak się wyrażę – genealogiczno-religijnie. Tata komponował także marsze, niektóre z nich podczas parad wykorzystywała armia niemiecka, toteż znał wielu jej oficerów, którzy umożliwili rodzinie pozostanie po Kampanii Wrześniowej w tak zwanym Warthegau, co prawda nie w Poznaniu, lecz w Klecku. Dopiero gdy protektorzy ojca ruszyli na front wschodni, musieliśmy opuścić „Kraj Warty”.
– Podole to żyzna i urokliwa kraina…
– Uległem jej czarowi od pierwszego wejrzenia, ale wkrótce sielankę przesłoniły obrazy tragiczne. Zaczęło się od hekatomby lokalnych Żydów, przeważających w miasteczkach za Bugiem. Po 17 września 1939 roku stawiali bramy triumfalne dla Sowietów en masse. Z przekazów rodzinnych wiem, że żydowscy sąsiedzi nierzadko występowali w rolach współpracowników NKWD. Niejednokrotnie pomagali szukać jej funkcjonariuszom wroga klasowego. Dwie dekady przeżyłem w zachodniej Europie, gdzie ciągle pokutuje – ba, odnoszę nawet wrażenie, że jest wciąż podgrzewany, zresztą, o zgrozo, przy wsparciu znacznej części naszego mainstreamu – mit polskiej współodpowiedzialności za holokaust. Otóż ośmielę się postawić hipotezę, że zabużańscy Polacy zdołaliby ocalić przed zagładą więcej rodaków żydowskiego pochodzenia, gdyby nie kolaboracja tych ostatnich z Sowietami pomiędzy 17 września 1939 a 22 czerwca roku 1941.
– Wkrótce Galicję Wschodnią zbroczyła też polska krew.
– Widziałem doszczętnie spalone wsie i wozy drabiniaste zapełnione zwłokami ich mieszkańców z wyjątkowym bestialstwem zamordowanych przez Ukraińców, nierzadko zza miedzy. Rozmowy dorosłych coraz częściej skupiały się wokół narastającego rusińskiego szowinizmu. Nic dziwnego, że temat ten we mnie utkwił.
– I zagościł w prozie…
– Doświadczenie młodości rzutuje nieraz na całe życie. Niedawno czytałem bardzo wartościową pracę Ewy i Władysława Siemaszków „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia: 1939-1945”, skądinąd uhonorowaną w pierwszej edycji Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza. Określenie zawarte w jej tytule odpowiada moim zdaniem ciężarowi tej zbrodni.
(…)
Wywiad przeprowadzony w 2008 roku dla „Dziennika”. Nigdy niepublikowany, ponieważ wkrótce ukazała się książka Joanny Siedleckiej „Kryptonim »Liryka«”, w której autorka przedstawiła udokumentowane (zasoby archiwalne Instytutu Pamięci Narodowej) informacje o współpracy Włodzimierza Odojewskiego ze Służbą Bezpieczeństwa, a pisarz nie zgodził się na wzbogacenie rozmowy o ten wątek, co stanowiło warunek druku.
Cały wywiad do przeczytania w numerze 3/2016 Kwartalnika Literackiego WYSPA – do kupienia tutaj>>