20 sty

Natalia Górecka: Generał

Koniec świata rozpoczął się o 7:45 w poniedziałek rano. On wszytko lubił zaczynać od poniedziałku i koniecznie od rana. Takie miał już przyzwyczajenie. Co się ma udać, musi rozpocząć się w poniedziałek – zwykł mawiać do swych doradców.
Ta 7:45 pasowała mu jak ulał. W sam raz, nie za wcześnie, nie za późno. Będzie mógł się porządnie wyspać, a spać lubił jak mało co. Wciąż jednak będzie to ranek i nawet najwięksi maruderzy nie będą mogli zarzucić mu, że się ociągał. Tak, to perfekcyjny czas, lepszego wybrać nie sposób – mruczał do siebie zadowolony, przygładzając resztki włosów, które nijak nie chciały się ułożyć po popołudniowej drzemce. Odbywał ją każdego dnia o tej samej porze, w wielkim, ciemnym, przylegającym do jego sypialni gabinecie, gdzie miał w zwyczaju odbywać narady. Zamykał na klucz ciężkie, dębowe drzwi z pozłacaną klamką i zalegał zwinięty pod kocem na małym, wciśniętym w kąt szezlongu.
Z wyjątkiem starej piastunki, która przynosiła mu kubek ciepłego mleka na ukojenie nerwów, nikt nie miał do niego dostępu. Wszyscy wiedzieli, że pod żadnym pozorem nie wolno mu przeszkadzać, bo kreśli teraz przy stole wojennym nowe strategie działania. Zresztą nikt będący przy zdrowych zmysłach nawet tego nie próbował. Z ucha do ucha ludzie podawali sobie historię, przy której cierpła skóra a włosy stawały dęba, jak to pewien wracający po długiej nieobecności z zagranicznej placówki konsul odważył się na zakłócenie snu Generała. Pukał, walił nawet pięściami w ogromne skrzydła drzwi, chcąc przekazać poufną wiadomość wprost do ucha Generała. Straż pałacowa, ba, nawet służba próbowały go powstrzymać, ale to go rozsierdziło nawet bardziej i mocniej jeszcze przystępował do ataku. Machając na oślep pięściami, wywijając bezradnie nogami, krzyczał coś o zdrajcach kraju i szpiegach współpracujących z wrogim wywiadem. Generał
wybiegł podobno z pokoju w samej tylko szlafmycy i papciach. Toczył przerażonym wzrokiem po jeszcze bardziej przestraszonej służbie, doradcach i ministrach, wykrzykując:
Pożar? Gdzie pożar? Uciekać! Uciekać! Pożaru nie było, za to gniew Generała toczył się po pałacu jeszcze przez kilka tygodni. Cicho było jak makiem zasiał, bo każdy chodził na palcach. Co więcej, od tej pory w Pałacu zapanowała moda na szarości, najlepiej jeszcze w odcieniach ściany. Podobno urządzano nawet konkursy na tego, kto najlepiej wtopi się w otoczenie i stanie się najbardziej niewidocznym, albo na tego, kto najlepiej upodobni się do każdego, stając się niepodobnym do nikogo. O feralnym konsulu słuch zaginął, jednak od tej pory każdy, nawet najmniejsze dziecko w Państwie wiedziało, że w codziennej naradzie Generała z samym sobą – jak figlarnie zwykł to nazywać – przeszkadzać mu nie wolno pod groźbą nie wiadomo czego. Każdy też wiedział, że strategie działania miał zwyczaj Generał opracowywać w bamboszach i koszuli nocnej.

(…)

Cały tekst do przeczytania w Suplemencie 2015