Adrian Sinkowski: Granice, które powoli stają się mitem
Mroczny rycerz, reżyseria Christopher Nolan, USA 2008
Człowiek w przebraniu nietoperza, ikona kultury masowej, która przyciągnęła do kin w Ameryce rekordową liczbę publiczności, zaskakuje tym razem konstrukcją filmu, wyrasta ponad lekkostrawną rozrywkę dla mas. „Mroczny rycerz” to naturalnie kolejny obraz z Batmanem w roli bohatera, nie powinno więc dziwić, że tempo filmu, szybkie pościgi, a nawet zestawienie dobra ze złem, uosabianych przez Batmana z jednej, a Jokera z drugiej strony, zadowolą oko tej części publiczności, która oczekuje rozrywki. Taka niezbyt skomplikowana wizja świata to jednak złudzenie. Role w filmie zaskakująco odwrócono, to Joker jest głównym bohaterem, odmieńcem z pomalowaną twarzą, a udział, jaki przypadł mu w konstruowaniu finału, okazuje się kluczowy. Czujność widowni, która przyjmuje punkt widzenia superbohatera, zostaje z biegiem wydarzeń znacznie osłabiona, fałszywie prowadzi do zakończenia, w które wszyscy (nie wyłączając Nietoperza) uwierzyli zbyt łatwo. Joker to przewidział. Chociaż wypadkom przygląda się zza krat aresztu, jest przed Batmanem zawsze krok do przodu, bawi się z nim i prowokuje do działania, które obu – połączonych w myśl zasady, że zło nie istnieje bez dobra i odwrotnie – przyniesienie podobny koniec.
Postaci Batmana, choć postępuje czasem jak heros zza Oceanu, należą się podstawowe objaśnienia. To naprawdę Bruce Wayne, za dnia hulajdusza, miliarder w przebraniu błazna, który dopiero nocą pokazuje prawdziwą twarz, choć jako Batman twarz ukrywa zawsze pod maską. W obliczu bezradności policji w Gotham City na straży porządku staje prokurator Harvey Dent, który rozpoczyna – ku niezadowoleniu burmistrza, mafii, a nawet wydawałoby się ludzi prawa – krucjatę przeciwko korupcji i zbrodni, jakie opanowały miasto. Batman, do którego całe Gotham odnosi się z nieufnością, pomaga Dentowi z nadzieją, że nadejdzie dzień, w którym prokurator zostanie „prawdziwym” bohaterem, a Batman odsunie się w cień, tym razem już bezpowrotnie.
Naprzeciw nim, a także naprzeciw mafii, dla której liczą się głównie wpływy oraz konta bankowe, reżyser Christopher Nolan stawia zbrodniarza naszych czasów, szaleńca i terrorystę w jednym, którego motywy pozostają nieodgadnione, czasem wręcz nieracjonalne. Joker, bo o nim mowa, rekrutuje współpracowników spośród pacjentów szpitala Arkham Asylum, w którym sam spędził kawał życia. Tylko ten porządek, takie zasady, które sam ustanawia, mają dla niego jakąkolwiek wartość. Pozostaje więc tajemnicą, w jaki sposób uderzy – będzie to bomba w szpitalu, zamach na osobę publiczną w czasie defilady, ładunek wybuchowy na pokładzie statku, którym podróżują zwykli obywatele – wiadomo jednak, że od jego zbrodniczych planów nie można się w żaden sposób wykupić.
Skojarzenia z 11 września, amerykańską inwazją na Irak są bardzo czytelne. Do mediów trafia taśma z nagraniem, w czasie którego Joker znęca się, na koniec morduje bez skrupułów naśladowcę Batmana, który ubierał – jak wielu w Gotham – kostium nietoperza, włączając się tym samym w misję zwalczania przestępczości. Innym razem Joker proponuje grę: jeśli załoga jednej łodzi nie zdetonuje drugiej albo odwrotnie, w ciągu kilku minut oba statki wylecą w powietrze. Symbolem, jakim w filmie jest Joker, określa się dzisiaj poległych męczenników lub terrorystów, jak kto woli. Okazuje się jednak, że misja Nietoperza jest równie niezrozumiała, w finale dochodzimy do wniosku, iż aby Batman mógł walczyć o swoje wartości, musi wejść w rolę winnego wydarzeniom, do których on sam doprowadził tylko pośrednio. Wchodzi w rolę – można powiedzieć – okupanta, narażając się na wrogość i zagrożenie ze strony tych, którym służył.
Plan Jokera zmienia dobrych w złych, otwarcie prowokuje do zastanowienia się nad tym, czy kilka istnień ludzkich wolno poświęcić nie w imię idei, ale w imię ludzi z krwi i kości, tyle że lepszych na pierwszy rzut oka? A zatem, czy wolno decydować o życiu więźnia, skoro jego śmierć uratuje niewinne dziecko? Postanowić o tym, że jedno życie jest cenniejsze od setek innych? Kto wreszcie ma prawo – pyta Nolan – decydować o tym wszystkim, jakie argumenty należałoby wziąć pod uwagę, a także jakie wartości w dobie tolerancji przyjąć za najważniejsze? Dylematy, próba ustosunkowania do współczesności to jedno, lecz atmosferę buduje film na popisowej, ostatniej roli Heatha Ledgera (Joker), który zmarł na skutek przedawkowania leków. „Mroczny rycerz” to bodaj najlepszy film kina rozrywkowego, arcydzieło drugiej kategorii, dowód na to, że to, co najciekawsze w kinie, wcale nie dzieje się na jego obrzeżach.