Noty: Marek Krajewski, Festung Breslau
W.A.B., Warszawa 2006, s. 288, ISBN 83-7414-210-3
Marek Krajewski zakończył tym tomem serię kryminałów z radcą kryminalnym Eberhardem Mockiem w roli głównej. Pisarz odniósł ogromny sukces. Kolejne książki: „Śmierć w Breslau”, „Koniec świata w Breslau”, „Widma w mieście Breslau” i wreszcie „Festung Breslau” zaprezentowały (z topograficzną dokładnością), a jednocześnie zmitologizowały dawny, niemiecki Wrocław. No i ukształtowały sylwetkę bohatera, którego chętnie obejrzymy niebawem w filmie i serialu.
W „Festung Breslau” Eberhard Mock nie tylko ściga wyjątkowo odrażającego zbrodniarza, ale i znajduje się w centrum innej, większej zbrodni dokonującej się w majestacie wojny. Twierdza rozpaczliwie się broni, Armia Czerwona wzmacnia ataki, w gruzy wali się nie tylko stary Wrocław ale cały stary świat. Kriminaldirektor Mock ma jednak swoje, mocno niewspółczesne zasady i nie spocznie dopóki nie schwyta sprawcy okrutnego gwałtu i morderstwa. W najbardziej dramatycznym momencie okazuje się wprawdzie, że to zbrodniarz schwytał „ślepego psa sprawiedliwości”, za jakiego jak najsłuszniej uchodzi Mock, ale po wymyślnych torturach zostawia go przy życiu, mówiąc: „Nie zabiję cię, Mock. Przecież wciąż musisz mnie ścigać… Wciąż musisz łaknąć sprawiedliwości… Znikam, ale ty mnie ścigaj. Przecież jeśli nie tropisz ludzi, nie istniejesz”. To prawda, tyle że radca kryminalny z Breslau tropi bestie, nie ludzi.
Cała historia jest prawdopodobna w stopniu bardzo znikomym. W bombardowanym, palącym się mieście każdy człowiek myśli o jednym: jak przeżyć i jak wydostać się z piekła. Mock, rozwiązujący akurat wtedy kryminalną zagadkę, do której kluczem jest bibilijne Kazanie na Górze, wydaje się już nie dziwakiem – jak w poprzednich tomach – lecz szaleńcem. Ma w sobie coś z Javerta z „Nędzników” Wiktora Hugo podążającego tropami Jeana Valjeana. Niewykluczone jednak, że analogia ta nasuwa się ze względu na przemawiające do czytelniczej wyobraźni podziemne labirynty Festung Breslau, przy których paryskie kanały to niemal Pola Elizejskie.
W świecie Eberharda Mocka zbrodnię musi spotkać kara. Z jednego, podstawowego powodu – dla zachowania równowagi. I od pierwszych stron powieści wiemy, że Mock, istny anioł zemsty doścignie ukrywającego się zbrodniarza, tyle że już po wojnie. I w tym miejscu zastanawiam się, czy to aby na pewno ostatnia część powieści Marka Krajewskiego. Przyjmijmy jednak zapewnienia autora za dobrą monetę i z tym większą ochotą oddajmy się lekturze „Festung Breslau”. Ciemnego, by nie powiedzieć – czarnego kryminału, który uczłowieczają jedynie problemy bohatera z kobietami i jego pociąg do jadła i napitków.
Nie podzielam tylko zachwytów nad jednym – językiem powieści. Autor zanotował tym razem sporo wpadek, choć bez kłopotu większość z nich można będzie wyeliminować przy kolejnych dodrukach całego cyklu.
Krzysztof Masłoń