Aleksandra Tetera: Portnoy po polsku
Wojciech Stamm, Czarna Matka, W.A.B. Warszawa 2008, str. 353
Grupa Poetycka Zlali mi się do środka, program telewizyjny Dzyndzylyndzy, czy Związek Polskich Nieudaczników — z tymi wszystkimi projektami para–artystycznymi związany był Wojciech Stamm. W tym zestawieniu tytuł jego debiutanckiej prozy „Czarna Matka” uznać można niemal za stoicki. Oczywiście ów stoicyzm kończy się wraz z pierwszymi stronami tej powieści. I jeszcze długo po zakończeniu lektury, stan stabilnego skupienia myśli okazać się może nieosiągalny.
Myśli wymyślone, czyli masło maślane. Jak uczy James Joyce: „Jeśli nie wiesz o czym myśleć, myśl o tym czego chcesz”. Ta powieść to wytrych do mózgu dojrzewającego chłopca, potem dorosłego już chłopca, aż w końcu chłopca w wieku średnim. Zapiski z życia wewnętrznego, spektrum niechronologicznych wspomnień. Literacki zamęt, treść niepoczytalna, maglina słowna. Można by powiedzieć, że na świecie zdarzyło się to już dawno, a konkretnie w 1969 roku. W Ameryce wydano wtedy „Kompleks Portnoya” Philipa Rotha, który w wielu innych krajach objęty został zakazem dystrybucji. Polski Portnoy, czyli Władysław Wolek jest posiadaczem niejednego kompleksu. Jednak w przeciwieństwie do swego literackiego poprzednika nie ma żydowskiego pochodzenia, za to boryka się ze swoim prl–owskim losem jedynaka. Oczywiście w tej sytuacji prywatność korespondencji, czy swoboda poruszania się zostają mu odebrane. Jedyna, w pełni dostępna forma wolności to swoboda myśli, myśli nieocenzurowanych, nieuczesanych, które stają się literackim wyróżnikiem książki Stamma.
Książki o życiowym nieudacznictwie pojawiają się na literackiej scenie dość często. Rzadko jednak pech głównego bohatera tak przemożnie stara się odsunąć go na drugi plan, by samemu stanąć w epicentrum zdarzeń. Ta zła passa ma swoje odzwierciedlenie głównie w tematyce erotycznej. W okresie dorastania Władek Wolek przechodzi serię nieudanych prób inicjacji sexualnej. Łóżkowe fatum zdaje się nie mieć końca. Gdy w przyszłości postanawia rozstać się ze swoją kobietą, w tym samym momencie dowiaduje się, iż zostanie ona matką trojaczków. Rozrodczy potencjał posiada jednak dość wysoką cenę. Wiele lat później implant wszczepiony w jego penisa zostaje połknięty przez jeden z warszawskich bankomatów. Koleiny życia trzykrotnego ojca postokroć rozśmieszą nas do łez. A będzie to śmiech bolesny, rechot przepleciony przez niemal wszystkie życiowe sytuacje.
„Wszystkie sytuacje są przepowiedziane przez wyraźny napis na niebie. Niestety, napis widziany jest bądź za późno, bądź jest przesłonięty, mijają lata i bystre oczy dostrzegają, że to lub owo było znakiem, wtedy szukają napisu, wtedy jednak jest on już nieaktualnym szyldem przeżartym przestrzenną treścią nieba, patrzymy jeszcze na niego, wielce zachwyceni, ale nic już nie wróci łez, uśmiechów, westchnień drobnych kłamstw.
A wszystko było przepowiedziane”.
Przepowiedziane było wszystko, a i tak nic nie zdołało uchronić Władka Wolka przed literackim przeznaczeniem jego „Czarnej Matki”. I nas też nikt już nie osłoni przed zeznaniami. Kiedy padnie sakramentalne pytanie: Jaka właściwie jest ta „Czarna Matka”? Wszystkim znajomym, ubekom, rodzinie i przyjaciołom odpowiem jak na spowiedzi, jak Stamm przykazał, bez zająknięcia. Odpowiem zgodnie z prawdą– „pomidor”.