Wojciech Kaliszewski: Odkrywanie świata
Bogusława Latawiec, Odkrytki, PIW, Warszawa 2007, s.68.
Wyobrażenia przyspieszają rytm oddechu, uwalniają ciało z bezruchu, nakazują zbliżyć się do granic obrazu, który nagle zaistniał, wypełniając sobą całe pole widzenia. Tych obrazów jest z czasem coraz więcej, nakładają się na siebie, przenikają, zwielokrotniają perspektywę, tętnią mową, zmuszając oko do słuchania głosów z „kiedyś” i głosów z „teraz”, zlewających się ostatecznie w jedno. Ale wibrujące w każdym obrazie słowo na — prawach paradoksu — jest także niezależną strzałką życia, wychylającą się od brzegu do brzegu doczesnej przestrzeni. Poeta wyobraźni stara się je dostrzec i wyłowić
z pędzącego tłumu. Przypomina to odczytywanie śladów rozmytych w błocie i kurzu traktu, którym przeszło już wczesniej tak wielu innych. Tak czyni Bogusława Latawiec w tomie „Odkrytki”. Ale wychwytywanie i osaczanie słów–widoków w jej wierszach ma jeszcze inny, bo osobisty, podmiotowy sens. Dla poetki jest to przede wszystkim porządkowanie własnej pamięci, bez której rachunek z doczesnością staje się niemożliwy:
Gdy pod dachem światło zdmuchną
drzwi ostatnie z sosny
z hukiem otworzę
Spamiętany jasny warkocz ciasno pleciony
spamiętaną mocno wstążkę z białej tafty w róże
wezmę z sobą
do związania
tego co czyha za progiem
Świat w „Odkrytkach” jest w ostatecznej perspektywie światem przygranicznym. Można powiedzieć, że nieustannie wpływa na jego kształt drugi brzeg, poza którym horyzont nie jest już naszym horyzontem, a światło i ciemność nie oznaczają przemian naszego czasu. Póki co, wszystko jeszcze tutaj trawa w swoich formach, ale spokój i bezruch są zwykłym złudzeniem. Wprawne oko dostrzeże zachodzące wokół zmiany barw, kształtów, głosów. Świat Bogusławy Latawiec składa się więc z wirów, ognisk, śladu znikającego odrzutowca, spływających kropel deszczu, łoskotu i huku. To są ślady i dowody nieuchronnego rozpadu, zatracania swoistości i ostatecznego końca tego świata, który jest. W sposób paradoksalny, przez znaki rozpadu poetka chce dowieść,że świat istnie.
Tom Bogusławy Latawiec złożony jest z trzech części. Każda tworzy wyraźny cykl skoncentrowany dookoła jakiegoś wyróżnika. Na pierwszym miejscu pojawia się porządek wyprowadzony z doświadczania natury. To w niej zapisana jest obietnica powrotu, w niej czuje się też rytm kosmicznego wahadła. Tutaj, w tej części, zostaje zapisana także naturalna skala zachodzących w czasie zmian:
Z roku na rok więcej jest roślin
przede mną i pszczół na szybach
a mniej mnie we mnie
Brak w jednym miejscu jest stale uzupełniany w innym. W ten sposób człowiek zostaje włączony w krwioobieg natury. Co więcej, jego wyjątkowa pozycja ulega podważeniu: oto pełnoprawnym partnerem dialogu staje się kamień przydrożny. Wiele nas z nim łączy:
Wspólny jest nasz los przyziemny
i ucieczki
bez ucieczek
To swoiste uziemienie widoczne jest szczególnie jaskrawo na tle przestrzeni, nieba i ptasiego lotu. Jesteśmy zawieszeni w pół drogi między niebem a ziemią. Co więcej w ten sposób, w nas, objawia się pokrewieństwo żywiołów, poruszających od pradawnych czasów wyobraźnię tych, którzy dziwili się światu, dla których przeciwieństwa łączyły się w całość, a żywe było blisko martwego.
Nasze człowieczeństwo wystawione jest, zdaje się mówić Latawiec, na ciężką próbę. Nie ma dla nas innej drogi jak tylko ta, która jest wspólna całej naturze. Dlatego odzywają się w nas głęboko tajone lęki i emocje, dlatego szukamy bezpieczeństwa w jedności z innymi bytami. W ten sposób w nawias zostaje wzięta cała antropologiczna koncepcja wyznaczająca człowiekowi miejsce szczególne w świecie. A również kultura i religia, wraz z historią i jej czasem, są wyłączone z tej opowieści o dramacie istnienia. W tej perspektywie wydają się mało znaczące.
Część druga tomu to świadectwa zobaczonego. „Blejtramy” — bo tak Latawiec nazwała tę część tomu — to światy zatrzymane w warstwach farb i przełożone jakby powtórnie z płócien na słowa. Wiersze wywiedzione z obrazów nie pozostawiają wątpliwości –zmysł wzroku ma dla poetki niezwykle ważne znaczenie. Każdy obraz jest tutaj bramą do świata, wejściem, przez które wzrok przechodzi na drugą stronę:
Tropią nas pełne olejnych oczu
pola
Biel cynkowa prószy z dojrzałych źrenic
Pytasz mnie o mnie:
którędy przedarłam się przez płótna snów
do ciebie
To przejście jest zarazem jakby pokonaniem śmierci i zwycięstwem życia, które niespodziewanie wypełnia świat przedstawiony na obrazie. A w wierszu to napięcie zostaje dodatkowo wzmocnione dzięki grze wyrażeniem „dojrzałe źrenice”. Wydobyta z wieloznaczności siła ożywia wyobraźnię i pozwala poetce pójść dalej, jakby poza wyznaczone ramą granice obrazu.
Tutaj także, jak w poprzednim cyklu, powraca kwestia bycia i samorozeznania. Ale świat natury, to żywiołowe uniwersum, w którym wcześniej podmiot roztopił się, zostaje zasąpiony przez wizję poddaną wymogom sztuki. Pomiędzy postacia sportretowaną, a patrzącym nawiązuje się niezwykła, metafizyczna więź. Intensywność przeżycia — także estetycznego — powoduje, że zacierają się granice osobowości. Ten, kto patrzy, odnajduje się w przestrzeni uchwyconej malarsko, wkracza w jej wnętrze. Obca twarz staje się najpierw twarzą bardzo bliską, a później nieomal własną. Stąd jakby możliwe jest przeniesienie z powrotem, do wiersza takiego oto monologu:
— Czy ona jest bardziej mną niż ja jestem sobą?
— Czy żyjąc ze mnie już po mnie
przeniesie przez czas
choć jedną z naszych chwil? —
Zbliżenie sztuk, a nawet pewna ich synteza, dokonuje się w wyobraźni podmiotu.. Autorka pozwala mu na daleko posuniętą samodzielność. To on właściwie wskazuje jej nieustannie drogę, objawiając swoją wrażliwość.
Patrzenie jest przypominaniem i jednym ze sposobów przechowywania tego, co było i jest. To prawda, że spojrzenie wymaga nierzadko odwagi, bo za to, co bierzemy, patrząc, trzeba wziąć odpowiedzialność, tego już nie wolno opuścić i porzucić.
Oglądanie obrazów każe zastanowić się nad tym, czym jest w ogóle „przenoszenie przez czas”. W „Odkrytkach”, trzecim kręgu tomu, Bogusława Latawiec trwanie jest obecne — po prostu jest, udowodnione poetycko rozpisaną korespondencją. Listy rodzinne, sięgające początków świata bohaterki — listy ojca do matki i matki do ojca, są poetyckimi głosami zamkniętej już historii, ale są też — dzięki poetyckiemu przetworzeniu — wciąż jakby od nowa pisanymi i czytanymi słowami. Historia rodzinna brzmi jak głęboko liryczny dialog. Ta część tomu jest najbardziej poruszająca. Jeteśmy dopuszczeni do codzienności dwojga nieznanych nam ludzi, ale trudno pozostać obojętnym wobec tych wszystkich spraw, które ich zajmują i łączą. Latawiec dała nam tutaj dowód na to,że poezja rzeczywiście działa w sposób niezwykły i tajemniczy. Jej fenomenu nie da się poznać tylko analitycznie, ważne jest to, co kryje się między słowami i z tych znaczeń rodzi się największe przeżycie odbiorcy. Wiersze Bogusławy Latawiec są świadectwem ogromnego poetyckieg skupienia. Latawiec nie ulega w sposób prosty zewnętrznym wpływom, nie poddaje się panującym w sztuce poetyckiej takim czy innym tendencjom. Bohater jej wierszy porusza się w świecie wyraźnie określonym, zindywidualizowanym, mówi językiem rozpoznawalnym, bo własnym. Stworzony przez poetkę jest częścią jej systemu poetyckiego, który nazwałbym system przybliżeń do szczegółów zmieniającego się bytu. Tak powstaje to ciekawe połączenie poezji i umiłowania mądrości.