Piotr Wojciechowski: Ma pan pilota?
Nie wiem, jak zmylił ochroniarzy i sekretarki, nie wiem nawet jak i którędy wszedł — może przez kuchnię i pokoje kredensowe?
— Przyniosłem memoriał — powiedział. Odłożyłem pióro i podniosłem oczy znad brudnopisu eposu. Stał przede mną człek stary, słusznej tuszy, twarzy szlachetnej i rumianej, ubrany odświętnie. Było coś prowincjonalnego jakby czy niedzisiejszego w tej elegancji.
Wziąłem papier z żylastych rąk — trochę drżały. Prosiłem siadać, kazałem dać herbaty z biskwitami. Pochyliłem się nad spisanym równym kancelaryjnym pismem dokumentem. Oto, co w nim napisano:
My, starcy i staruszki zwracamy się do władz odnośnych z gorącym apelem — nie darujcie nam abonamentu na radio i telewizję! Przecież nagim okiem widać, że to będzie katastrofa.
Mamy w swoich skromnych budżetach wszystko poukładane — to na bułkę, to na aspirynę, to na bieliznę w sklepie z używaną odzieżą zachodnią, to na abonament RTV. A wy jednym pociągnięciem pióra rozwalacie ten porządek. Co zrobimy z uwolnionymi nagle środkami finansowymi?
Pojawi się pokusa rozpusty, hazardu, opilstwa i obżarstwa, lekkomyślnych wyjazdów do wód, zawierania przypadkowych znajomości. Środowiska, które dotąd można było wskazywać młodzieży jako wzór moralny, staną się rozsadnikami zgnilizny, matecznikami i tatecznikami najokropniejszych zwyrodnień i rozpasania.
Sędziwy człowiek ściskający w swej wychudłej dłoni zaoszczędzone na abonamencie złotówki stanie za węglem naszej młodej demokracji jak posag Komandora, jak wampir czyhający na zielone światełko w tunelu. Uderzy raz a celnie, w samo jądro naszej równowagi finansowej. Przecież w skali kraju, te złotówki runą mętną falą na rynek jak popytowe tsunami, wywindują inflację na trzycyfrowe wskaźniki. Tu nawet najbardziej drastyczna decyzja Rady Polityki Pieniężnej pomoże tyle, ile musztarda po pogrzebie. A będzie to pogrzeb naszych szans na honorowe wejście do strefy euro w podbramkowym zamieszaniu piłkarskich mistrzostw 2012 na autostradach i stadionach Polski i Ukrainy. I tu, jak mówią Francuzi — cherchez la femme, czyli pies jest pogrzebany. Jeśli nawet pogrzebany z honorami państwowymi, to i tak po ptokach.
Rządzący Panowie i Prorządowe Panie! Nie słuchajcie podszeptów, które każą wam wylewać z kąpielą abonament, to błogosławione dziecię wolności słowa, muzyki i aktualności. Raz wylane dziecko nie da się już zamieść pod dywan, szczególnie wtedy, kiedy ma swoje pięć minut na najwyższej półce!
My chcemy płacić abonament. Jeśli nam odbierzecie ten przywilej zasłużonego wieku, poznacie smak zemsty. Jesteśmy gotowi wypisać się ze wszystkiego en bloc i w Internecie założyć własną Telewizję — TV Senior Polski, a w niej wszystkie wasze seriale pokazać na znak protestu od końca, od ostatniego odcinka do pierwszego. I ostrzegamy, że na pierwszy ogień pojada obrady tego Sejmu i Senatu, jeśli obaj okażą się bez serca i nie uszanują ani siwych włosów, ani braków w uzębieniu.
W imieniu starszyzny III, IV i V Rzeczpospolitej, my urodzeni w II Rzeczpospolitej i wśród wojennej zawieruchy.
Skończyłem czytać i opanowując zrozumiałe w takich razach emocje, zamyśliłem się przez moment głęboko.
— Panie — powiedziałem wreszcie. — Ja tego podpisać nie mogę. Przyznaję, ładnie rzecz całą ujęto, dostępnie.
Groźby może obcesowe nazbyt, ale skoro ze serca…
Ten, któregom w myślach nazwał emisariuszem starszyzny, zerwał się z pokraśniałym nagle licem.
— Toż ja właśnie po to nachodzić się ośmieliłem! Żeby za żadne skarby świata nie podpisywać. Krążą te papiery, jątrzyciele je rzucili w nieświadomy naród. A przecież byłaby to czarna niewdzięczność — wobec tego, że bynajmniej na podwyżkach rent nie poprzestając zwierzchność tyle zabiega o to, aby starszym okazywano poważanie, aby mieli ułatwienia wszędzie, opiekę…
— Słuchajże pan! — przerwałem może zbyt ostro. — Masz pan pilota?
— Hę –
— Masz pilota? No, takie z guziczkami małe, żebym cię wyłączył. Starszy jestem, więc według prawa…
I tu wspomniałem mu rzymską zasadę vitae necisque potestas, przypadek trybuna Gajusza Flaminiusza, którego własny ojciec, Spuriusz Kasjusz wysiudał z senackiej mównicy za niepolityczność (1).
— Nigdy ja o czymś podobnym nie słyszał. Pilotkę skórkową miałem..– odparł przybysz tak stropiony, żem zawstydził się swoich erudycyjnych popisów. Ale w kwestiach publicznych spuścić z tonu nie myślałem.
— Passons — przerwałem. — Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Odmawiam podpisu pod memoriałem i odmawiać będę, ale z innych zgoła racji niż wymienione przez łaskawcę przed chwilą. Gotówka, którą starzy będą mieli w garści, gdy ich prawo od abonamentu wyzwoli, okaże się zbawienną dla skarbu ojczyzny. Gdy pokusy pijaństwa, hazardu, miłostek, wszelkiego lampartowania, ogarną naszych seniorów, wkrótce się okaże tych rozpasań skutek — a to apopleksje, a to febry i podagry. Zaczną nam padać gęsto, jak powietrzem morowym ogarnięci i rychło ich część znaczną na mogiłki
wywieziemy. Wtedy się objawią oszczędności, bo dziś żyją oni i żyją, a szkatuła wspólna ledwie nastarcza te wszystkie renty i emerytury płacić a płacić. A tu pieniądz państwu na ważniejsze rzeczy potrzebny. Była w Wojsku naszym Kompania Reprezentacyjna — nie wystarczała,
musieliśmy powołać Batalion Reprezentacyjny — ileż to samych kosmetyków męskich dla tych żołnierzyków kupować trzeba, żeby to wszystko wyglądało jak trzeba i pachniało nie dziegciem a Europą. A tu kupcy z dalekich ale przyjaznych krajów kołatać nie przestają, powiem że słusznie nami niekontenci — czegóż tak mało kupujemy samolotów wielozadaniowych, rakiet, strzelb, patronów…
Słuchał mnie przybysz pomarkotniały, w końcu widzę, że po memoriał z mojego stołu sięga.
Twardo przytrzymałem papier przed sobą i tak kończę:
— To u mnie zostanie. Nie śmiej się pan zajmować tym, czego nie rozumiesz. Wyjdziesz przez salon, a dadzą ci kieliszek portwejnu na przeprosiny. Ty do mnie żalu nie miej, jak i ja do ciebie — za czas zabrany — nie mam.
Tak więc memoriał został u mnie i mogę go — z prośbą, nie podpisujcie — przed oczy Wasze przedstawić.
(1). Przykład dość naciągany, bo poszerza przywilej ojcostwa na wszelkie starszeństwo. Czyż jednak Pisarz nie ma wobec czytającego ogółu ojcowskich zgoła obowiązków? Obszerniej o tym czytaj w: Giorgio Agamben HOMO SACER; suwerenna władza i nagie życie, przekład Mateusz Salwa; Warszawa 2008: Prószyński i Ska.