Zofia Krzywickia: Podszewka
Leszek Engelking, Szczęście i inne prozy, Warszawa 2007, Oficyna Wydawnicza Volumen
Niewielkie utwory prozatorskie Leszka Engelkinga – historyka literatury, tłumacza, poety – zebrane w tomie Szczęście nie znajdą zapewne zwolenników wśród tych, którzy przywiązani są do realistycznej wizji świata w literaturze. Nie skuszą pewnie i tych, którzy obawiają się trudu podążania za, żywiącą się różnymi tekstami kultury, wyobraźnią autora.
Engelkinga interesuje bowiem najbardziej to, co znajduje się „pod podszewką świata”, by posłużyć się słowami Miłosza. To, co zwykle ukryte pod konkretną i namacalną materią codzienności, co ujawnia niekiedy swoje dziwne, podskórne istnienie.
Szedł i zdawało mu się, że te domy to tylko tandetana dekoracja i że ze szczelin w niej przezierają tu i ówdzie inne kamienice – czytamy w jednym z opowiadań.
Pojawianiu się owych pęknięć i rys pozwalających dostrzec, choć przez moment, „nadrealny wymiar samej rzeczywistości” (jak pisał kiedyś autor Szczęścia o twórczości Hrabala), sprzyja w tej prozie podróżowanie. Podróż unieważnia pewność co do natury czasoprzestrzeni i naszego w niej miejsca. Pociągi, odjeżdżają w nieznanych kierunkach, z dworców, które w określonym kształcie i miejscu istnieją tylko przez chwilę i nie sposób ich po raz wtóry odnaleźć. Pasażerowie tych pociągów zmierzają, często wbrew wcześniejszym planom i precyzyjnie wyznaczonym celom podróży, ku nieoczekiwanym obszarom wyobraźni, ku nowym przestrzeniom mentalnym.
Wielu z nich zdaje się łączyć pewne pokrewieństwo (być może całkiem przypadkowe) z bohaterami, słabo dziś pamiętanego pisarza dwudziestolecia międzywojennego, Stefana Grabińskiego. Podróżni Engelkinga kontynuują na swój sposób tradycję „bractwa ślepego toru”, ubocznej, wzgardzonej odrośli szyn. Ich historie potwierdzają, że: (…) może tajemniczy tor da się odkryć wszędzie? Tylko trzeba go umieć odszukać, wytropić – trzeba umieć wpaść nań, zjechać, wdrożyć się w jego koleinę.
Czasem naprowadza na niego rękopis, znaleziony przypadkiem (a może przeciwnie – za sprawą jakiegoś zrządzenia losu, przeznaczenia?) w antykwariacie, w czasie oczekiwania na kolejny pociąg. Innym razem – tajemniczy głuchy telefon na przesiadkowej stacji, dziwny staroświecki skład, ciągnięty przez niespotykaną już dziś lokomotywę, konduktor, opowiadający niewiarygodne historie czy uciekające z wagonów szczury, zwiastujące katastrofę kolejową.
Warstwy – wierzchnia, najbardziej znajoma i oczywista, a także wszystkie kolejne, szyte z najdziwaczniejszych materii, zaskakujące fakturą, ściegiem, a nierzadko także samym swoim istnieniem – stanowią więc istotną cechę oglądanej przez Engelkinga rzeczywistości. Rzeczywistości, w której współistnieją ze sobą: zwyczajność i metafizyka, liryzm i wulgarność, jawa i sen, humor i makabra…
Podobną, warstwową, strukturę ma także jego proza. Jej forma odwzorowuje złożoność opisywanego świata, jego niejednorodność. (Na tę cechę pisarstwa Engelkinga zwraca też uwagę Jan Gondowicz w posłowiu do tego tomu, nazywając je palimpsestowym.)
Poprzez ową „palimpsestową” formę ujawnia autor swoje literackie fascynacje. Upodobanie do gry konwencjami gatunkowymi i stylistycznymi (np. w przewrotnej, łączącej komizm i makabrę, „bajce” Trzy misie).
Wielowarstwowość stanowi także ważną cechę kompozycji tego tomu. Składają się na niego teksty bardzo różne pod względem formalnym, opowiadające całkiem odmienne historie – połączone jednak zawsze wyobraźnią autora. Czytelnik znajdzie wśród nich m. in.: wspomniane „bajki dla dorosłych” – bajki à rebours; miniatury prozatorskie, przypominające o tym, że ich autor jest również poetą; czy poruszające opowiadanie Paragraf 4444, w którym językiem groteski mówi się o śmierci, niepożądanej w nowoczesnym państwie: Śmierci nie ma. Śmierć została u nas raz na zawsze przezwyciężona, o myślowej wolności i zniewoleniu.
Wreszcie owa idea palimpsestu – zapisywania kolejnych wersji opowieści w miejscu zblakłego, wymazanego wcześniejszego tekstu – zdaje się towarzyszyć także, obecnej w niektórych utworach Engelkinga, refleksji autotematycznej (np. Pisarz postanawia napisać opowiadanie czy Rękopis znaleziony w pociągu). Tworzenie literatury to nieustanne podejmowanie wysiłku nazywania, chwytania rzeczywistości – trochę podobnie jak w tłumaczonym przez Miłosza wierszu Jeffersa Kochaj dzikiego łabędzia. To ciągłe powtarzanie wysiłku rekonstrukcji – a czasem re-konstrukcji, konstruowania na nowo – zdarzeń, ich prawdziwego przebiegu i sensu. A więc jeszcze raz od początku – mówi pisarz.
Do podobnej lektury zaprasza swych czytelników.