Zofia Krzywicka: Duch Opowieści
Jerzy Pilch, Marsz Polonia, Świat Książki
Akcja ostatniej książki Pilcha rozpoczyna się w dniu pięćdziesiątych drugich urodzin bohatera, owładniętego chęcią sprawienia sobie z tej okazji intensywnego prezentu w postaci atrakcyjnej dziewczyny lekko przed trzydziestką. Zamiar przeżycia erotycznej przygody urodzinowej spokrewnia go z narratorem, przywoływanej w powieści, Rzeczy o mych smutnych kurwach Marqueza, który podobne pragnienia wyrażał w dniu swej dziewięćdziesiątej rocznicy.
Opowieść o miłosnych łowach, a raczej o zamiarze skutecznego ich przeprowadzenia, piętrzy się jednak i rozrasta. Stopniowo zagarnia w siebie coraz bardziej różnorodne elementy.
Duch Opowieści, którego przywołuje narrator modlitewną i przewrotną jednocześnie inicjalną frazą, podsuwa historie, w których strzępy autobiografii autora mieszają się z literacką fikcją, chwila obecna splata się z wydarzeniami z bliższych i dalszych dziejów Polski, narodowe mity, fobie i kompleksy ujawniają się w zupełnie nieoczekiwanych okolicznościach (np. świetna, bardzo „pilchowa” scena z kloszardami, legitymującymi się statusem pokrzywdzonych, nadanym przez IPN).
Pogoń za kobietą (będąca tyleż urodzinową zachcianką, co próbą ucieczki przed władzą Thanatosa), zmienia się w wędrówkę przez kolejne sfery/kręgi polskiego raju/piekła. Swego rodzaju skaza, uwidaczniająca się w losie Pilchowego bohatera, płonność jego urodzinowych nadziei seksualnych ma swoje źródło w tym, że jubileusz przypada na 15 sierpnia – uroczyście czczone święto religijne i państwowe. Erotyka, bez tego narodowo-religijnego kontekstu okazuje się niemożliwa – ani w życiu, ani w narracji. Jak poucza bohatera stary poeta: W naszej poetyce powiedziano jasno: Jak goły cyc, to tylko grottgerowski! Zapomniał pan czy się nie nauczył? Grottgerowski ergo trupi… Nekrofilów plemię na bagnach żyjące… Światowi pisarze, owszem, mają z krwi i kości randki, które potem z realizmem i humorem opisują. My mamy randki wyłącznie z ojczystymi widmami nie do opisania.
Tony Marsza Polonia wyznaczają więc rytm opowieści i towarzyszą kolejnym, coraz dziwniejszym, przygodom bohatera.
Większość z nich ma miejsce podczas podróży do, owianej legendą, oddzielonej od Polski granicą śmiechu, posiadłości Beniamina Bezetznego i podczas rautu, który się tam odbywa. Bezetzny (postać, nie jedyna w powieści, z wyraźnym kluczem) był w czasach komunizmu utalentowanym dziennikarzem, później ministrem propagandy.
Początkowo miejsce i osoba gospodarza, cieszącego się opinią skandalisty, napełniają bohatera wiarą w urzeczywistnienie urodzinowego pragnienia. „Bal u Szatana” okazuje się jednak przede wszystkim miejscem spotkania obecnej i dawnej Polski, żywych i trupów, świętych i bezbożników, komunistów i członków Solidarności…
Wszyscy ci uczestnicy szalonej imprezy z tak odmiennych światów się wywodzący, tak – przynajmniej na pozór – od siebie różni, stopniowo upodabniają się do postaci z (widniejącego na okładce książki) obrazu Bronisława Linkego Czerwony autobus – po Boschowsku wstrząsającego – jak pisała w Dzienniku zaprzyjaźniona z malarzem Dąbrowska.
W jednej z końcowych scen wezmą oni udział – jak na bohaterów Pilcha przystało – w meczu rozegranym między drużyną Bezetznego a jego antagonistami.
W tej, nawiązującej do najlepszych tradycji polskiej groteski, powieści, skomponowanej z różnego rodzaju życiowej i literackiej materii, nie brak gorzkiej refleksji o Polsce – zazwyczaj ujętej w ironiczny cudzysłów (znakomity fragment o Damianku, dziecku-monstum, będący okazją do podjęcia tematu relacji polsko-żydowskich), charakterystycznych dla Pilcha obyczajowych smaczków oraz, z pozoru karkołomnych, myślowych konstrukcji (jak chociażby ta, wyjaśniająca klęskę generała Jaruzelskiego jego niechęcią do alkoholu), uświadamiających jednak, jak wielu świeżych i ożywczych punktów widzenia nie bierzemy nawet pod uwagę, przyglądając się rzeczywistości.
Duch Opowieści unoszący się nad książką pozwala spleść w całość wszystkie te elementy. A ponieważ żyje w nim również pamięć o innych opowieściach – zasłyszanych czy przeczytanych, możliwe jest wpisanie historii opowiedzianych w Marszu Polonia w kontekst obcych narracji. Pobrzmiewają więc w powieści Pilcha głosy babki Zuznanny, jasnowidzki Agnieszki Pilchowej (klasyka okultystyki polskiej). Słychać w niej echa Gombrowicza, Marqueza, Wyspiańskiego, Bułhakowa z jego balem u Szatana z Mistrza i Małgorzaty czy Tuwimowego Balu w Operze… (Niech, kto zechce, dopisze do tej listy kolejne nazwiska.)
Ów Duch Opowieści patronujący książce jest także Duchem Gawędy prowadzonej przy stole w starym domu w Wiśle. Moja literatura jest radością sprawianą moim przodkom – niczym więcej – mówi narrator/autor. Opowieść Pilcha, nie po raz pierwszy zresztą, staje się rozmową z tymi, którzy już odeszli. Dialogiem z własną teraźniejszością i przeszłością.