Wojciech Kaliszewski: Jazz. Muzyka dzikusów i intelektualistów
Krystian Brodacki, Historia jazzu w Polsce. Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA, Kraków 2010.
Jazz jest muzyką wielkiej koncentracji uczuć i myśli. Nie da się grać jazzu bez emocjonalnego skupienia, bez pełnego wewnętrznego napięcia, szukającego swojego rytmu, swojej frazy i artykulacji. Jazz jest sztuką otwartą, wciąż dobrzmiewa do coraz to nowych granic, określając swoją przestrzeń w serii miejsc brzmiących stałymi i zmiennymi układami dźwięków. Ich wewnętrzny ruch porywa człowieka i wciąga do tak pulsującej przestrzeni. Ten, kto naprawdę gra jazz, jest w środku i zarazem na zewnątrz, sam jest granicą i jej otwarciem. Jest jazzem.
Historii muzyki jazzowej nie da się zamknąć w prostych, chronologicznie uporządkowanych ramach. Jej dynamiczny i nieposkromiony charakter sprawia, że wymyka się ona próbom opisu, periodyzacji i ustaleniu w pełni kompletnej listy formujących ją źródeł. Ale może właśnie te trudności – paradoksalnie – sprawiają, że jazzowej historii jesteśmy ciekawi. I to zarówno tej wielkiej, ogarniającej największe nazwiska i przełomowe nagrania, jak i tej złożonej z mniej znanych może, ale przecież także niezwykłych i dopełniających całość epizodów.
Na jazzowej mapie świata Polska ma swoje wyraźnie zaznaczające się i rozpoznawalnie brzmiące miejsce. Ale jak to wszystko zaczęło się u nas, jak rodził się polski jazz, co o nim mówiono i pisano? Niewątpliwie dzisiaj, kiedy mamy wybitnych, znanych i grających na całym świecie instrumentalistów, takie spojrzenie za siebie jest ciekawe i potrzebne. Polski jazz ma już swoją blisko wiekową tradycję, ma swoją markę, jest częścią polskiej sztuki nowoczesnej, jest znaczącą częścią historii polskiej kultury.
Na początku było zaskoczenie i oburzenie. Jazz kojarzył się z futurystycznymi wygłupami, obrazoburstwem i demoralizacją. „Kilka dni temu – pisał nieznany z nazwiska krytyk w 1922 roku – z oburzeniem stwierdzono, jak Jazz-band w „Wielkiej Ziemiańskiej” wygrywał foxtrotta, na którego trzy części składają się przeróbki Chopina Fantasie-Impromptu cis-moll (op.66), walc Des-dur (op.64 No1) i Marsz Żałobny!” Ten wyrazisty cytat zaczerpnąłem z wydanej niedawno Historii jazzu w Polsce napisanej przez Krystiana Brodackiego. Takich reakcji było bardzo wtedy dużo. Jazz traktowano jako rodzaj sztuki jarmarcznej i starannie tępiono wszelkie próby jego nobilitacji. Ale czas działał na jego korzyść. Wbrew krytym i ostrzeżeniom przed „muzyką ludożerców”, te płynące zza oceanu rytmy stawały się coraz bardziej popularne i modne.
Książka Brodackiego krok po kroku śledzi zakorzenianie się jazzowych rytmów w Polsce. Nowy styl jakby współtworzył nową wolną – także kulturowo – rzeczywistość. Był więc znakiem czasu w naszej historii. Z drugiej strony polski jazz stanowił cząstkę muzyki europejskiej, a w jeszcze szerszym kontekście – światowej. Brodacki przytacza wiele ciekawych świadectw rejestrujących stosunek do tych wydarzeń. Trzeba było pokonać wiele oporów natury obyczajowej i estetycznej, aby jazz mógł odnaleźć swoje właściwe miejsce.
Historia muzyki to zawsze historia niezwykłych ludzi – kompozytorów i wykonawców. Ale kto dzisiaj pamięta i łączy z polskim jazzem takie nazwiska jak Zygmunt Karasiński, Szymon Kataszek lub Aleksander Halicki? Kto kojarzy jeszcze z początkami polskiego jazzu takie zespoły jak Jazz Band Artura Golda i Jerzego Petersburskiego, czy Oaza-Jazz Henryka Golda? Wymieniam tylko nieliczne nazwy. Brodacki wykonał ogromna pracę, zbierając, porządkując i przedstawiając ten czas formowania się jazzu w Polsce. Jazz w swoich nowatorskich koncepcjach i projektach łączył się wówczas bardzo wyraźnie z malarstwem i poezją. W tej ostatnie zwłaszcza pojawiło się w latach dwudziestych nowe spojrzenie i nowe rozumienie roli rytmu w sztuce, w wierszu. Szkoda, że ta zbieżność nie znalazła się w polu zainteresowania autora. Nazwisko Tadeusza Peipera, poety i teoretyka nowej sztuki, który wiele uwagi poświęcał roli rytmu w poezji, mogłoby znakomicie dopełnić obraz przemian zachodzących wówczas także w muzyce.
Brodacki przeprowadza czytelnika przez kolejne dekady i – można śmiało powiedzieć – epoki polskiego jazzu. Lata wojny, wiążące się z dramatycznymi losami artystów i muzyków są jednak – w perspektywie światowej – czasem przemian w jazzie. Ale jazz w Polsce przeżywał bardzo złe chwile. Paradoksalnie po wojnie dla tej muzyki było jeszcze mniej przyzwolenia. Wprawdzie kilka pierwszych lat, do 1949 roku, było znośnych. Ale koniec lat czterdziestych definitywnie rozwiewał złudzenia co do sytuacji całej sztuki w Polsce. Zaczynał obowiązywać socrealizm. W jego ramach miejsca dla jazzu – jako muzyki burżuazyjnej – nie było. Potępiono muzykę tak kosmopolityczną i daleką od partyjnych treści. Jazz musiał „zejść” do podziemia.
Losy polskiego jazzu – szczególnie w XX wieku – są mocno splątane z losami polskiej historii. Jazz był zawsze sztuką manifestującą wolność. Był ekspresją wolności i niezależności. Jazz w Polsce przebijał się do wolności uparcie. Muzycy i sympatycy jazzu zbierali się mimo zakazów władz, pożyczano sobie płyty, słuchano zachodnich stacji, starając się nie tracić kontaktu z jazzem amerykańskim i zachodnioeuropejskim.
Brodacki próbuje bardzo precyzyjnie odnotować wszystkie wydarzenia, które łączą się z rozwojem polskiego jazzu. Jego książka jest więc ogromną kroniką spotkań, koncertów, wieczorów, a także rejestrem postaci grających, słuchających i żyjących duchem tej muzyki. To jedna warstwa Historii jazzu w Polsce. Bardzo ważna, tworząca szkielet dziejów poszukiwania miejsca dla tej muzyki. Ale równie ważny i arcyciekawy jest włączony w tę płaszczyznę tok opowieści samych świadków i uczestników tych wydarzeń. Brodacki często przytacza obszerne fragmenty wspomnień, zapisków, a także recenzji i komentarzy towarzyszących jazzowym imprezom. Utrwalona w – części przynajmniej – atmosfera wspólnego grania pokazuje też ludzi, dla których liczyła się pasja i którzy doskonale rozumieli się, nie tylko improwizując i rozwijając muzyczne tematy. To byli świetni muzycy i niezwykle ciekawi ludzie. Komeda, Trzciński, Kurylewicz, potem Stańko, Seifert i wielu, wielu innych. Zawsze miałem wrażenie i lektura książki Brodackiego utwierdziła mnie w tym przekonaniu, ze pokolenie polskich muzyków jazzowych, tych z drugiej połowy lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, składało się z niezwykłych – i to nie tylko muzycznych – indywidualności. Dawali z siebie wszystko – talent, intelekt, zdrowie, a nawet życie. Muzyka była dla nich najważniejsza. Ich życie było od niej uzależnione.
Jazz stwarzał poczucie swobody, wyprowadzał z kręgu kulturowych kompleksów, bo polski jazz był naprawdę świetny. Warto przypomnieć, jaka niezwykła atmosfera panowała na koncertach Jazz Jamboree, czy w klubach jazzowych w czasach peerelu. Tam oficjalna polityka kulturalna państwa zdecydowanie traciła swą siłę.
Brodacki próbuje połączyć w swej książce funkcje kompendium z żywą narracją, z opowieścią o ludziach i wydarzeniach. Nie jest to łatwe i zawsze autorowi udaje się te dwie poetyki dopasować do siebie. To sprawia, że nie da się Historii jazzu w Polsce czytać w sposób nieprzerwany. To jest lektura wymagająca pauz, powrotów do części wcześniejszych. Ale jest to książka niezwykle ważna, po raz pierwszy w takim wymiarze pokazująca ogromny dorobek polskich artystów i tłumacząca – w jakimś sensie – czym był i czym jest jazz. Zabrakło mi w niej jednak poszerzenia i pogłębienia portretów osobowości polskiego jazzu. Urbaniak, Stańko, Namysłowski czy Możdżer są naszkicowani. A przecież to osobowości nie tylko muzyczne. To są wizjonerzy posługujący się mistrzowsko muzycznym językiem. Być może takie próby portretowe nie zmieściłyby się w już i tak obszernej książce. Szkoda.
Historii jazzu nie da się zamknąć. Można pokazać zaledwie jej fragment, można przepuścić ją przez filtr własnego doświadczenia. Ale zawsze będzie to tylko jakiś ułamek prawdy o jazzie. Brodackiemu udało się ogarnąć całkiem spory jej fragment.