20 paź

Wojciech Chmielewski: W ciszy, pięknie i ciemności

Janusz Drzewucki, Wiersze wybrane, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza

Ulicą miasteczka przemyka cień. Pod szerokimi okapami starych kamieniczek zalega jeszcze poranna mgła, a od jeziora ciągnie chłodem. Bohater niesie w sobie cały świat – wszystkie podróże, które odbył, odwiedzone miasta, twarze najbliższych, obraz syna piszącego swe imię w morskim piasku. Rzeczywistość wokół zdążającej gdzieś postaci zamyka się, otula ją, przyjmuje. Czy daje jej szczęście i wytchnienie? To dziwne, ale o tak wczesnej porze słychać muzykę, dobiegającą chyba z otwartego okna, trąbka, jej jedyny ton wygrywany przez Milesa Davisa. I jeszcze „wściekły bulgot przetaczającej się krwi” – to wszystko razem być może stanowi obraz, w który wpisuje się bohater liryczny „Wierszy wybranych” Janusza Drzewuckiego.
W tej poezji, zaprezentowanej nam w zasłużonej „Bibliotece poetów”, daje się przede wszystkim odczuć swoiste liryczne zagubienie, które rozumiem dwojako. Jest przede wszystkim poetycką pochwałą stworzenia, a także Stwórcy, jak w przejmującym utworze „Ostatnia niedziela sierpnia”:

W ciszy
i w ciemności,
przy muzyce
przetaczającego się
od zawsze do zawsze
Wielkiego Wozu,
chwaliłem imię
tego, kto zbudził
tę ciemność,
kto nakreślił
ciemniejącą
w ciemnościach
linię lasów,
kto zapalił
po drugiej stronie
jeziora
światło.

To także wyraz fascynacji dziesiątkami miejsc na mapie Polski. Bo są w wierszach Drzewuckiego obrazy Krakowa i Wrocławia, rodzinnej Kruszwicy i Torunia, Gdańska, Olsztyna i Warszawy, a także innych, prowincjonalnych miejscowości, w których niespieszny przechodzień stara się odnaleźć ważne dla siebie tropy, zawsze własne. Jednym z najbardziej znanych wierszy w tym wyborze jest „Pocztówka z wakacji” – utwór skomponowany wyłącznie z nazw miejscowości, który doczekał się już licznych krytycznych omówień. Owa fascynacja miejscami związanymi z naszą prowincją przypomina w tonie prozę i wiersze Kornela Filipowicza. Przeżywana chwila jest zawsze jedyna, ulotna, ale dająca poczucie pełności poetyckiego przeżycia. Czy na tym polega szczęście? (…) ale nic nie trwa wiecznie,/ poza wiecznością, jedną jedyną chwilą:/ błysk jaskółki, glissando gitary, smak/ pomarańczy, zimnomiętowy aromat bazylii. („Każdy z nas”)
I druga odsłona wybranych wierszy Drzewuckiego. Ciemna strona poezji autora „Podróży na południe” jest, jak się zdaje, świadectwem próby oswojenia grozy i okrucieństwa świata. W ciemnych uliczkach małych miast, w zadymionych przedziałach kolejowych, nawet we własnym pokoju czai się nieznane, co wrogie jest wizji świata jako doskonałego tworu Boga-Artifexa. To coś wypełza spod dywanu, stuka w sufit, patrzy z dna kieliszka po wypiciu czerwonego wina, telepie się w rozpalonej gorączką głowie. Ciemność,/ której nikt nigdy nie przeniknie, spływające/ na mnie kwaśne elektryczne światło, zapewne/ są wiecznością, właśnie tak, wiecznością./ Na szczęście nie jest wiecznością tęczowa/ twarz tej kobiety, twoja twarz, którą próbuję/ bezskutecznie wywołać z pamięci,/ chwytając się za serce,/ oślepiony nagłym/ bólem („Kwaśne elektryczne światło, nagły ból”). Drzewucki precyzyjnie opisuje przeczucie osobistej katastrofy, klęski, którą zrównoważyć może jedynie zachwyt nad światem takim, jaki jest. A gdy staje się nie do zniesienia, wystarczy zamknąć oczy, a potem znowu je otworzyć: Ogród, liście, wystygający dzwon słońca,/ próchnienie i gnicie, chrzęst kosmosu/ – chwila osłupiającego szczęścia, radość („Ogród, rtęć”).
Kunsztowna forma, jaką nadał autor swoim utworom, jest również próbą dialogu z tradycją kultury, naszej, śródziemnomorskiej. Patronem takiego sposobu pisania jest niewątpliwie Zbigniew Herbert, któremu Janusz Drzewucki poświęcił zresztą osobną, krytycznoliteracką książkę „Akropol i cebula”. Dlatego bohaterami utworów są Dante i Magritte, mamy obraz Wenecji, słychać trąbkę Davisa i saksofon Coltrane’a, a w szpitalu Świętego Wincentego kona na przewlekłe delirium tremens Dylan Thomas. Tych tropów jest więcej, formuła zaś tomiku pozwala je dokładnie prześledzić. To duża zaleta najnowszej książki urodzonego w Kruszwicy autora.
Dla mnie najczystszy w swej bezpretensjonalności wydał się wiersz „Zaklęcie”, wyraźne nawiązanie do „Wazy z różami” Rainera Marii Rilkego, z którym – choć nie wymienia go z nazwiska – Drzewucki wchodzi w poetycki dialog, urzekający, choć niepozbawiony brutalnego obrazowania:

róże oddechu, w acetylenowej smudze,
mosiężne i oksydowane, hartowane róże,
róże płonących ran i stygnących blizn, (…) w popiele zastygłe, przeżarte pleśnią,
rdzą przetrawione, gdy pęka żeliwo nocy,
zanim szklisty nastanie – świetlisty świt.

Świtem bohater liryczny wierszy Janusza Drzewuckiego ponownie wchodzi w świat. Niech dana mu będzie o nim cała prawda, objawiająca się w pięknie i okrucieństwie.