08 lip

Wojciech Chmielewski: Lekarstwo na rozpacz

Jan Tomkowski, Ciemne skrzydła Ikara. O rozpaczy, Iskry, Warszawa 2009

Erudycyjna podróż, w którą każdorazowo zabiera nas Jan Tomkowski, publikując kolejne tomy swych esejów, powoduje, że pisanie o nich z reguły staje się rodzajem widokówki, siłą rzeczy upraszczającej emocje i wrażenia obecne podczas lektury–podróży. Tak dużo tu ścieżek, tropów, kulturowych kodów i kryptocytatów, choć esej Jana Tomkowskiego charakteryzują też klarowność wywodu i komunikatywny język. W „Ciemnych skrzydłach Ikara”, najnowszej książce profesora, elementem jeszcze bardziej uwypuklającym wymienione cechy jest nić przewodnia dociekań — rozpacz, przede wszystkim zaś jej wielorakie ślady i znaczenia, jakie pozostawia po sobie w kulturze. Rozległość czasowa refleksji jest ogromna: od greckiej mitologii począwszy, kończąc na arcydziełach literatury, muzyki i filmu przełomu XX i XXI w. Dodajmy, że jest to już trzeci tom esejów tego autora zogniskowany wokół szczególnego lejtmotywu. Wcześniej był „Dom chińskiego mędrca”, zawierający teksty o samotności, potem „Don Juan we mgle. Eseje o wierności”. Cykl o rozpaczy zamyka trylogię, ale bądźmy dobrej myśli, że autor będzie nadal prowadził swoich czytelników meandrami ziemskiego i podziemnego królestwa kultury.

„Skąd zatem bierze się rozpacz?” — pyta autor w eseju „Czarna wstążka” otwierającym książkę. — „To stan ducha, a raczej stan naszej niewiedzy. Zwracając się ku Bogu bez świadomości własnej nędzy, popadamy w nieuniknioną pychę. Lecz znajomość nędzy ludzkiej egzystencji bez znajomości Boga rodzi właśnie rozpacz”. Przywoławszy szereg kulturowych figur przenikniętych rozpaczą — od nimfy Echo, poprzez Hioba, na bohaterach Camusa kończąc — autor puentuje szkic zaskakującą kodą: wprost opisuje własne doświadczenie rozpaczy, chcąc nam chyba jeszcze bardziej unaocznić uniwersalny charakter zjawiska, a także egzystencjalny charakter jego przezwyciężenia. Świetnie współgra z tym temat kolejnego eseju, dotykającego rozpaczy Orfeusza po stracie Eurydyki.

Klasyczny temat zostaje obudowany także wątkami bynajmniej nieklasycznymi: Tomkowski daje się poznać jako fan zespołu Focus, którego fenomenalny gitarzysta Jan Akkerman, niegdyś, niczym Orfeusz, w suicie „Eruption” wydobywał ze swego instrumentu dźwięki ożywiające starożytny mit — tym samym dając świadectwo, że jest on wciąż żywy, nie zastygł na operowej scenie lub w pisanych niezrozumiałym językiem pracach uczonych starożytników.

Fausta na stronach książki Tomkowskiego poznajemy zaś nie poprzez klasyczny dramat Goethego, ale o z górą sto lat wcześniejsze dzieło Christophera Marlowe’a, elżbietańskiego dramaturga o awanturniczym życiorysie, który najprawdopodobniej zginął zamordowany. W tytułowym eseju autor zwraca uwagę na różnice w kreacji bohatera w porównaniu z późniejszym arcydziełem niemieckiego klasyka. Faust Marlowe’a jest do końca zły, jego pycha ma charakter konsekwentny, sieje zniszczenie i sam się unicestwia. Jest Ikarem o ciemnych skrzydłach, rzucającym wyzwanie mściwym bogom. „Zbuntowany bohater sam tworzy hierarchię popełnianych przez siebie grzechów głównych i z radością poznaje smak każdego występku. (…) Zadający nieludzkie męki swoim wrogom Faust Marlowe’a przypomina pozbawionego litości podstępnego demona, upojonego swoją siłą, ogarniętego przez zło”.

Widzę w przywołaniu Fausta przez Jana Tomkowskiego kontynuację zgłębiania głównego wątku książki. Czy bowiem pycha Fausta nie rodzi w konsekwencji rozpaczy? I jak rozumieć w tym kontekście świadomy i konsekwentny wybór zła przez uczonego przecież teologa, zdającego sobie sprawę ze znikomości człowieka, z własnej nędzy wobec Absolutu? Czy może wszystkiemu jest winien Mefistofeles? Pytań jest więcej, a tajemnica Fausta będzie na zawsze dziedzictwem europejskiej kultury i inspiracją dla kolejnych twórców podejmujących temat, z „Doktorem Faustusem” Tomasza Manna w minionym stuleciu na czele.

Staram się również czytać Tomkowskiego niejako na przekór wszechobecnemu zadeptywaniu śladów kulturowego dziedzictwa Europy przez współczesne hordy popkulturalnych Hunów. Dlatego lektura szkicu „Szlifowanie kamei”, poświęconego francuskim moralistom XVII i XVIII stulecia: La Rochefoucauldowi, La Bruyèrowi czy bardzo słabo u nas znanemu Nicolasowi Chamfort (autorowi dzieła „Charaktery i anegdoty”) czy eseju „Sny, zamki, pałace” opowiadającego o szalonych snach króla Bawarii Ludwika II pełni rolę odtrutki na rzeczywistość, swoistej edukacji w świecie odmienianych przez wszystkie przypadki „—izmów”. A są też w książce Jana Tomkowskiego teksty o Szekspirze, Stendhalu, Flaubercie, Rilkem, Prusie i Faulknerze. Odzywa się do nas Tacyt, a Gustave Moreau pokazuje obrazy zgromadzone w paryskim atelier.

Do moich ulubionych należą „Krótka historia łez”, tekst bez wątpienia zasługujący na wydanie w osobnej, bogato ilustrowanej książce oraz „Ostatnia przygoda eseisty”. Autor, traktując o eseju, jednym z najtrudniejszych literackich gatunków i przywołując uprawiających go mistrzów: Stempowskiego, Micińskiego, Herlinga–Grudzińskiego, Herberta, pragnie dociec sedna powołania do bycia eseistą, ogarnąć świat w eseju zawarty, szczególny, jedyny i własny. „Esej to nie tylko gatunek literacki. To również zagadnienie psychologiczne, antropologiczne, egzystencjalne. To pewien sposób poruszania się po życiu, przyjmujący założenie, że jego fundamentem jest kultura. Hugo Friedrich w swej monografii Montaigne’a powiada, że wewnętrzna forma „Prób” przypomina osobliwą podróż po szerokim gościńcu. Nieważny jest tu ani cel podróży, ani komfort. Raz po raz skręcamy bowiem w las, by na powrót stanąć na gościńcu, bogatsi jednak o niespodziewane i ekscytujące doświadczenia”.

Chciałoby się dodać: czytelnik esejów Jana Tomkowskiego znajduje w „Ciemnych skrzydłach Ikara” niezwykle cenny przewodnik do poruszania się po życiu rozumianym jako dialog z kulturą. Bogaty tom, wypełniony tematami rozwidlającymi się mnóstwem ścieżek. Niektóre z nich prowadzą ku niewiadomemu. Przecież warto z tym autorem zgubić się nawet w głębokim, ciemnym lesie.