Wacław Holewiński: Bywają tacy, którzy wiedzą wszystko…
Lech Budrecki /1930-2004/. Wspomnienie
Pisanie o Leszku w czasie przeszłym… Jakieś obrazy wydobywane z pamięci… To przecież tak niedawno, trzy i pół roku temu… Kościół jezuitów na Rakowieckiej, garstka żegnających go przyjaciół… Nie jedziemy na cmentarz. Kremacja, prochy zostaną złożone do grobu rodzinnego Basi, bodaj w Gliwicach.
Obrazek pierwszy. Szukam kogoś do redagowania w „naziemnym” już „Przedświcie Biblioteki Amerykańskiej”, serii, która ma Polakom pokazać to, co w literaturze amerykańskiej nowe, nieznane, warte odkrycia. Krzysztof Mętrak przyprowadza w Aleje starszego pana (takim mi się wówczas wydał) o pogodnej twarzy, delikatnym uśmiechu. Miałem wrażenie, że Leszek wstydzi się swojej wiedzy (a może wstydził się naszej niewiedzy?). Patrzę na Mętraka, na jego zachwyt każdym słowem Budresia. Gdzieś na osobności szepce mi do ucha: nie ma w Polsce nikogo lepszego, widzisz, widzisz… Jest najlepszy, nie mam co do tego cienia wątpliwości.
Obrazek drugi. Siedzimy w przepięknym mieszkaniu Leszka na Słowackiego. Basia, piękna kobieta, na chwilę odrywa się od swoich tłumaczeń, stawia przed nami filiżanki z herbatą. Mamy rozmawiać o książce. Zamiast tego, cały wieczór gadamy o futbolu, o wczorajszym meczu Barcelony. Przecież nie ma piękniejszej gry…
Obrazek trzeci. Telefon. Przynajmniej raz na dwa tygodnie. Minimum godzina. Zadaję mu sakramentalne pytanie: co dobrego w księgarniach? Budrecki wie wszystko. Nie ma w tej wyliczance specjalnej logiki: literatura piękna, historia, psychologia, socjologia. Jakieś wznowienia. I niech pan jeszcze zwróci uwagę… Czasami refleksja, że powinni byli wydać przecież nie to, że jest ważniejsza pozycja autora.
Sięgam na chwilę do „Dzienników” Mętraka: „Budreś – świetnie ułożony aż do szaleństwa, zmienia się, gdy pojawiają się książki. Zgarnia je, wdycha… Pazerny – chce przeczytać »wszystko«”.
Przychodzi mi do głowy, że gdyby umiał korzystać z komputera, z Internetu, nie odrywałby się od lektury gazet. Czytał każdą: „Wyborczą”, „Trybunę”, „Życie”, jakieś tygodniki, miesięczniki… Czytał pan? Nie czytałem. Ale czasami udawało mi się go czymś zaskoczyć. Bywał zdziwiony.
Obrazek czwarty. Znów telefon. Taaaa-aaaaaak. Długie, przeciągłe. Oczywiiiiiście. I ten jego śmiech tubalny. Fantastyczny, gdzieś z przepony.
Obrazek piąty. Szpital zakaźny na Płockiej. Leszek choruje na płuca. Przychodzę do niego co kilka dni. Najpierw z Krzysztofem Karaskiem, potem już sam. Nigdy wcześniej ale i nigdy później, nie otworzył się tak przede mną. Był załamany chorobą, chyba sądził, że już z tego nie wyjdzie. Nie chciał dla nikogo być kłopotem. Szeptał…
Toczymy spór o polskich poetów. Budreś za Miłoszem, ja za Herbertem. Nie ma zgody.
Znów u Mętraka: „Lech Budrecki – nurt pretensjonalny, babsko-pederastyczny w naszej prozie: Zofia Nałkowska, Wilhelm Mach (dętość), Kazimierz Brandys (większe poczucie umiaru, najlepsze opowiadanie „Romantyczność”). „Góry nad Morzem Czarnym” wtórne. Nałkowska słusznie wypominała Iwaszkiewiczowi niechlujność (tropiła same powtórzenia słów!)”.
Potrafił być w swoich sądach nieprzejednany. Czasami się tylko krzywił. Czasami celnym żartem trafiał w sedno („Lech Budrecki czytając na głos prozę Władysława Machejka: kurwa mać, czy on rymować nie potrafi?”).
Mając 17 lat, w 1947 roku został członkiem Związku Literatów Polskich. Kogo w tym wieku przyjmowano do ZLP?
Jakiś czas temu rozmowa z Basią: wiesz Wacku, mogę jeszcze w życiu spotkać innego mężczyznę, ale… Ale Leszek był oczarowaniem. Krzyczałam do niego z drugiego pokoju: poeta albański z przełomu XIX i XX wieku, cesarz rzymski II wiek naszej ery, barokowy malarz z Gandawy… Nie musiałam sięgać do encyklopedii.
Był delikatny – nie w swojej fizyczności – był delikatny w słowach…
Obrazek piąty. W Alejach maleńki, dwu-trzyletni Mateusz atakuje Leszka jakimś balonem. Budreś z zachwytem się z nim przekomarza, odbija balon, bierze mojego syna na kolana. Poświęca mu kwadrans, pół godziny, nie zauważa uciekającego czasu. Pewnie bawiłby się z nim do wieczora. Leszek nie ma swoich dzieci. Już po jego śmierci dowiaduję się, że nie chciał mieć…
Był gdzieś w głębi duszy lewicowcem. Bliskim przedwojennemu PPS-owi. Głosował na Bugaja. Kpił z Mazowieckiego. Nie próbował przekonywać do swoich wyborów.
Zadziwiające przyjaźnie (Janusz Wilhelmi), rozczarowania, czasami zgroza (Wacław Sadkowski)…
Nie chciało mu się pisać. Czasami miałem wrażenie, że znacznie ważniejsze od tego, co napisze było to, co przeczyta. I niewiele po sobie zostawił. W słowniku biobibliograficznym „Współcześni polscy pisarze i badacze literatury” z 1994 roku figuruje dziewięć pozycji Budresia (w tym cztery utwory sceniczne, których był współautorem). Potem jeszcze wydał u Piotrka Müldnera „Misję”.
Robił zadziwiające błędy ortograficzne.
Parę ostatnich lat spędzili z Basią w Podkowie Leśnej/Owczarni. Narzekał. Wydawało mu się, że odpłynął z Warszawy. Każdy przyjazd był wyprawą… Ciągle się ze mną umawiał. Ale było nam coraz trudniej. Z Alej, do których miał z Czytelnika dwa kroki, przeniosłem się do Radości…
Obrazek szósty: proszę Leszka aby poprowadził mój pierwszy wieczór. Jest zachwycony „Lamentem nad Babilonem”. Mówi o nim z entuzjazmem. Oczywiście, oczywiście. Trzy dni później dzwoni do mnie: Nie mogę, panie Wacławie, nie mogę. Boję się… Nie próbuję dociekać podłoża tych obaw.
Oczywiście wiedziałem, że Leszek siedział. Wszyscy wiedzieli. Ale nawet ci, którzy byli z nim blisko, gdy pytałem kiedy?, za co?, wzruszali ramionami. Więzienie pozostawia ślad w każdym, mam w tym zakresie swoje własne odczucia. Dla wielu to katharsis. Wypłukuje rdzę, osad, pleśń. Leszek o tym nie mówił prawie z nikim.
„Leszek miał zadziwiającą wiedzę, wspaniałe poczucie absurdalnego humoru i ponury życiorys. Po wojnie został gwiazdą młodej literackiej krytyki, ale potem ktoś zastrzelił Stefana Martykę, dziennikarza radiowego zatrudnionego w paskudnej komunistycznej szczekaczce »Fala 49«. Aresztowano ponad sto osób i między innymi bardzo delikatnego Leszka. Żeby przyspieszyć śledztwo, brano ich trzy razy dziennie na »hełm« czyli elektrowstrząsy. Więc zaczęli naprawdę wariować i umierać. Po paru tygodniach major prowadzący dochodzenie zorientował się, że jak tak dalej pójdzie, to zostanie bez podejrzanych w ogóle i wrócił do metod tradycyjnych. Leszka w końcu zwolniono, ale on się chyba po tym nigdy tak do końca nie podniósł. Pisał erudycyjne eseje i recenzje, ale swój cyniczny humor zachował na rozmowy prywatne” (Janusz Głowacki „Z głowy”).
Było w jego życiu więcej tajemnic. Gorzkich.
Urodził się w Wilnie, w jego wspomnieniach było to najwspanialsze miasto świata. Wygnańcy często zasklepiają się w swoich wspomnieniach. Warszawę akceptował, miał w niej swoje szlaki, księgarnie, antykwariaty, Czytelnika, dla którego pisywał wewnętrzne recenzje.
Bywał rozgoryczony polską rzeczywistością. Ale wolnością potrafił się cieszyć…
Obrazek siódmy: sięgam po gazetę. Maleńka notka: umarł Lech Budrecki, pisarz, krytyk literacki, eseista, tłumacz. Nie próbuję powstrzymać łez, które same napływają mi do oczu. Dzwonię do Basi. Był umówiony w Czytelnku z Głowackim – mówi…
Obrazek ósmy: Zaduszki w Klubie Księgarza. Przygotowuję ten wieczór, Ewa piecze szarlotkę. Joanna i Janek Gondowicze własnym sumptem przygotowują kilkadziesiąt egzemplarzy „Wokalizy”. Dużo ludzi. Słowa…
Basia przynosi mi do SPP opowiadania Leszka. W gruncie rzeczy wymuszam na niej aby je przyniosła. Czytam, zastanawiam się ile jest takich świadectw w polskiej literaturze. Data! Data napisania!
Nie znoszę tych infantylnych zdrobnień, które serwują nam we wszystkich telewizjach: Jola, Kasia, Adaś… Ale w tym jednym przypadku Budrecki zawsze jest dla mnie Lesiem. A przecież nigdy nie byliśmy na ty. Był rówieśnikiem moich rodziców (1930), nie miałbym odwagi… Ale wiedziałem, że jest moim przyjacielem…