15 cze

VLEPVYVIAD

Bohater: V Ziutek – vlepkarz, dziennikarz muzyczny, inicjator zorganizowania wystawy pt. „Vlepka Ludowa Sztuka Miejska” w warszawskiej galerii Zoya – www.zoya.art.pl
Czas i miejsce akcji: Galeria Zoya, podczas wystawy.

Skąd pomysł, by zrobić wystawę pod takim hasłem?
Jako że vlepka jest rodzajem współczesnego folkloru miejskiego. Jest charakterystyczna dla blokowisk, podkreśla pewną anonimowość ludzi, którzy w tych blokach mieszkają i jest tworzona przez osoby, które nie mają papierów ukończenia uczelni artystycznych. Większość z nich robi to od serducha, w bardziej lub mniej koślawy sposób, ale szczerze i z przekazem wymyślonym we własnej głowie, czasem bardziej topornym, czasem mniej… Moim zdaniem jest to trochę analogiczne do działań twórców ludowych, którzy swoje zawody, mają swoje rodziny, mają swoje życie, ale mają również potrzebę rzeźbienia świątków. Tak samo jest z vlepkarzami. To jest chęć wypowiedzi. Pewno, że człowiek na wsi ma troszkę inne potrzeby, trochę inaczej myśli, więc inne rzeczy tworzy. Vlepkarz żyje w mieście. Tak jak muzyka ludowa charakterystyczna jest dla regionu, w którym powstaje, tak folklor miejski porusza sprawy związane z życiem w mieście.

Czy to znaczy, że vlepka też wykazuje pewne różnice regionalne?
Na pewno, dlatego, że jedna linia autobusowa jeździ na Pragę, a inna jeździ na Bemowo, a trzecia na Wolę i każda z tych linii ma swoja historię, swój klimacik, swój poziom zagrożenia podczas wieczornej jazdy i to się przekłada na vlepki, które są tam wklejane… Na przykład  vlepka „508 Nowotwory”. Wiadomą jest rzeczą, że ta vlepka będzie zrozumiała tylko w Warszawie, ponieważ warszawska linia 508 jeździ do Nowodworów. Wlepienie jej we Wrocławiu, mijało by się z celem, ponieważ  nikt prawdopodobnie nie rozumiałby co chodzi, chyba ze ktoś wie, że w Warszawie jest podmiejska dzielnica do której taki autobus jeździ. I to jest właśnie przykład folkloru miejskiego, parodia rzeczywistości – ale tej naszej, codziennej.

Po prostu ludu vlepiający stolicy, tudzież innych wielkich miast…
Coś w tym guście 😉

Czym zajmują się przedstawiciele ludu vlepiającego, gdy nie vlepiają? Z tego, co się zorientowałam przeważnie są to studenci, albo ludzie po studiach, którzy robią poza vlepianiem mnóstwo innych interesujących rzeczy mających wpływ na to, co przedstawiają na swoich vlepkach.
Myślę, że to by trzeba każdego omówić osobno…

Ja rozumiem, przede wszystkim chodzi mi o ciebie…
Ja jestem absolwentem Politechniki i pracuję w zawodzie. Mój kolega też jest po Politechnice, świeżo zrobił dyplom, ponieważ miał trochę opóźnienia i on też pracuje w zawodzie. Inny kolega jest bibliotekarzem, jeszcze inny kolega jest grafikiem komputerowym, jeden z vlepkarzy pracuje w firmie reklamowej; jeden jest już statecznym ojcem, a dwóch dziennikarzami. Jedna z naszych koleżanek vlepiających jeździ na konferencje naukowe.

W jakiej dziedzinie?
Fizyka.

Taaak… miałam nawet okazję oglądać ciekawą vlepkę: „ciąg dalszy nastąpi” po serii ciągów matematycznych? A więc nie tylko tekst, nie tylko obraz lecz również wzory matematyczne, fizyczne, chemiczne…
Tak, ponieważ te vlepki tworzyli ludzie, którzy studiowali fizykę, w związku z tym znali się na tym i wiedzieli jak to sparodiować. Podejrzewam, że ta vlepka trafi przede wszystkim do ludzi podobnych do nich, którzy zrozumieją o co w niej chodzi…

Chyba nie tylko… Do mnie też trafiła, chociaż fizyka to dla mnie obszar czarnej magii.
Ale odebrałaś główny przekaz tej vlepki, ten abstrakcyjny trochę humor, grę słów, na granicy nauk humanistycznych i ścisłych.

Inny rodzaj gry słów znajdziemy na vlepce „Kobiety do garów”, która wzbudziła podobno pewne kontrowersje…
– Oj, tak, tak… To jest moja stara vlepka, która powstała na koncercie metalowym. W zaprzyjaźnionym zespole zdarzyło się, że dziewczyna grała na perkusji, co jest dosyć rzadkim przypadkiem w ciężkim roku, czy metalu – aczkolwiek zdarza się jak widać. No i padło hasło: „Kobiety do garów!” I ja taką vlepkę narysowałem. Najlepsze były reakcje ludzi na to, ponieważ  tam był napis dosyć widoczny i w środku obrazek. Najpierw ludzie czytali napis, potem patrzyli na obrazek i było widać zmianę frontu. Podchodziła na przykład, no… kobieta w średnim wieku i nagle się oburzała, że JAK TO?!!! Ale potem widziała obrazek i łapała o co chodzi. Ciekawie było obserwować twarz człowieka oglądającego tę vlepkę…

 Vlepka, której działanie rozłożone jest w czasie…  
Tak. Tutaj było to opóźnienie fazowe 😉

No dobrze, a jak to w ogóle się zaczęło? Chodzi mi o tę „vlepkę właściwą – współczesną”. Gdzieś wyczytałam, że ktoś przywiózł z jakiejś imprezy streetartowej, z Niemiec taki pomysł na vlepianie, ale nie wiem, czy to nie jest fałszywy trop?
Nie wydaje mi się, żeby tak było, a w każdym razie nic o tym nie słyszałem. Wlepiali już natomiast ludzie z Małego Sabotażu, a potem, jak był stan wojenny, też były naklejki antysystemowe… Chyba, że ktoś to przywiózł z Niemiec przed osiemdziesiątym pierwszym rokiem, to wtedy może tak. Myślę, że to jest na tyle uniwersalna rzecz, na tyle prosty pomysł, by na kawałek papieru samoprzylepnego wrzucić jakieś hasło, że to mogło powstawać równolegle w wielu miejscach.

Jak wygląda vlepianie w innych krajach? Czy vlepka jest jakoś szczególnie w Polsce hołubiona, czy też rozwija się również w innych miejscach?
Słyszałem, że w Holandii są vlepki, w Anglii to widziałem na własne oczy. Tak samo w Wiedniu. W Niemczech nie widziałem ale byłem tam w małym miasteczku. W Czechach jeśli widziałem vlepki to były głównie polskie vlepki…

Mógłbyś wyjaśnić takie tajemnicze hasło jak „trzecia fala”, ponieważ, jak sadzę, nie wszyscy wiedzą, co to znaczy.     
Ja myślę, że to chodzi o kolejny powrót tego ulicznego naklejania. Tak jak mówiłem, najpierw to była II Wojna Światowa, potem stan wojenny, a teraz… to znaczy ostatnie, powiedzmy, 15 lat to jest ten trzeci rzut o poruszający inne tematy, ponieważ w czasie wojny, wiemy jak było; w stanie wojennym też, przynajmniej większość z nas. Teraz jest zupełnie inna sytuacja i ludzie mają zupełnie inne problemy w związku z tym vlepka siłą rzeczy musiała się zmienić.

Co byś powiedział osobom, które mówią, że vlepka to jest wandalizm, bo pewno takie opinie się zdarzają?
Bardzo często. Co ja mogę powiedzieć? Mogę tylko po raz kolejny wytłumaczyć, że vlepka to są węglowodany, czyli papier; wielocukry i trochę kleju, czyli polimer organiczny pochodzenia naturalnego. W związku z tym przy użyciu szczotki i środka pieniącego można to zmyć z dowolnej powierzchni praktycznie jej nie uszkadzając. Natomiast jeśli popatrzymy z tego punktu widzenia na graffiti lub szybę porysowaną rylcem, no to już niestety za pomocą środka pieniącego nie umyjemy takiej szyby. W związku z tym odpowiedź na pytanie, co jest wandalizmem, a co nie, nasuwa się sama.

Co myślisz o działaniach, które wykorzystują vlepkę do celów komercyjnych: marketingowych, politycznych, reklamowych, bo tego typu akcji  już się trochę pojawiło?
Ja nie przepadam za czymś takim, bo to jest takie… nachalne. Natomiast jest to, niestety, pewna konsekwencja pojawienia się zjawiska vlepki. Teraz wszystko jest komercjalizowane, czy to sztuka, czy inne rzeczy, więc siłą rzeczy to samo stało się z vlepką. To była tylko kwestia czasu. Natomiast mi się to nie podoba, bo to jest trochę zabijanie tego undergroundu. Vlepka to jest rzecz oddolna. A tamto to z góry zaplanowane działania. Kompletnie rozmija się to ideowo…

Ciekawe, że vlepka często inspiruje się, parodiując je jednocześnie, hasłami i komunikatami wizualnymi wykorzystywanymi przez reklamę…
Ależ oczywiście…

I te sparodiowane komunikaty reklamowe wtórnie zostały przez reklamę przyswojone.
Jak już mówiłem, to była niestety naturalna kolej rzeczy, bo reklama wszędzie wchodzi w dzisiejszych czasach. Reklama to nam wchodzi i do łóżka, i do toalety, więc weszła i na vlepkę. Natomiast ja myślę, że tej vlepki reklamowej to nie należy nawet nazywać vlepką, dlatego że większość z tych naklejek reklamowych, które się pojawiają to raczej rzeczy robione profesjonalnie w drukarniach. W takich drukarniach, zwykły vlepkarz, jak ja na przykład, nie ma szans, żeby sobie taką vlepkę zrobić, bo nie ma na to funduszy. Natomiast firma reklamowa ma duży budżet w związku z tym oni mogą sobie pozwolić na jakiś tam papier kredowy z pięcioma kolorami, czy sześcioma…  I to już nie jest vlepka, to jest po prostu naklejka reklamowa, która zawsze była obok i ma z vlepką tyle wspólnego, że jest do niej formą podobna. Z drugiej jednak strony zespoły takie jak De Press, czy Dezerter również reklamowały się za pomocą vlepek…

Jest jednak różnica pomiędzy promocją niekomercyjnych zjawisk artystycznych, a masową sprzedażą napojów chłodzących.
Otóż to. Zwłaszcza, że vlepki promujące płyty robione były podobnymi chałupniczymi technikami, co prace vlepkarzy. W przeciwieństwie do naklejek reklamowych drukowanych w masowym nakładzie. Podobnie rzecz się przedstawia z vlepkami kibicowskimi. Można spotkać drukowane przez kluby naklejki komercyjne i vlepki robione przez samych kibiców – to jednak już jest trochę inna bajka.

Vlepka a internet? Jakie są korzyści, a jakie minusy?
Korzyści są takie, że się ludzie mogą bardziej poznać, że łatwiejszy jest kontakt między nimi, że można podać maila, umówić się na wspólne vlepianie, czy przesłać sobie projekty. Minus jest taki, że w pewnym momencie ludzie stają się wygodni i tych vlepek więcej jest w internecie niż w autobusach. Myślę jednak, że vlepka ze swej natury powinna raczej być na mieście. Inaczej traci swój charakter. To, co jest tutaj, na tej wystawie to jest po prostu pokazanie stanu faktycznego, prezentacja zjawiska, a nie pojedynczej vlepki, zaznaczenie, że ono istnieje. Więc to jest dobre, natomiast gdyby vlepka trafiała wyłącznie do galerii, to już straciłoby swój charakter. Wtedy byłaby obrazkiem satyrycznym, takim, na przykład jak wystawiane w Muzeum Karykatury i straciłaby ten swój ludowy charakter.

Rozmawiała: Dorota Suwalska