20 paź

Ryszard Kołodziej: Przede wszystkim życie

Andrzej Bobkowski, Aniela Mieczysławska, Listy 1951-1961, do druku podał, wstępem i przypisami opatrzył Andrzej Stanisław Kowalczyk, Biblioteka „Więzi”

„Myśmy się znali, jak jeszcze nie znaliśmy się”- pisze Andrzej Bobkowski w liście do Anieli Mieczysławskiej w dniu 14 stycznia 1958 roku. Korespondencyjnie zawierają znajomość we wrześniu 1951 roku, a do osobistego spotkania między nimi dochodzi trzy lata później w Nowym Jorku, kiedy to autor „Szkiców piórkiem”, po sześcioletnim pobycie w Gwatemali, przybywa do Stanów Zjednoczonych żeby wziąć udział w światowych mistrzostwach modeli samolotów.
Zespół listów ujrzał światło dzienne w setną rocznicę urodzin Anieli z Lilpopów Raczyńskiej (1910-1998) – primo voto Mieczysławskiej, wielkiej działaczki społecznej i charytatywnej na emigracji, długoletniej towarzyszki życia, a potem żony prezydenta RP na uchodźctwie – Edwarda Raczyńskiego. To już druga edycja tejże korespondencji. Wcześniej wydało ją wydawnictwo Ruta pod tytułem „Przysiągłem sobie, że jeśli umrę, to nie w tłumie..”. (2003). Obecna publikacja – uzupełniona i poprawiona, zawiera wszystkie odnalezione listy korespondentów. Książkę dopełniają: esej Andrzeja Stanisława Kowalczyka przedstawiający sylwetkę i myśl Bobkowskiego, nota biograficzna o Anieli Mieczysławskiej oraz nota edytorska i indeks osób. W wyczerpującej przedmowie, redaktor tomu Andrzej Stanisław Kowalczyk zauważa: „Aniela Mieczysławska doskonale rozumie styl i temperament epistolarny Bobkowskiego, choć sama jest osobą dyskretną i powściągliwą. W swych listach raczej daje znać o sobie, niż wypowiada siebie (…) Natomiast Bobkowski jest epistolografem radykalnym, dąży do wykorzystania maksimum możliwości, jakie daje list. Czyni dyskurs osobistym, niemal intymnym, bo nawiązać z kimś kontakt to zbliżać się do niego, obdarzyć go zaufaniem, mówić mu o sobie coraz więcej, prawie wszystko, na co pozwala język.”
Książka stanowi ważne źródło wiadomości o Bobkowskim i Mieczysławskiej. Odkrywa bogatą osobowość zachwyconych sobą nawzajem korespondentów, szczególnie autora „Uśmiechu z góry”. Pozwala wejrzeć w realia rzeczywistości,w której obojgu przyszło pędzić żywot.
Mieczysławska jawi się jako osoba ogromnie przedsiębiorcza, bezinteresowna i wyrozumiała dla innych. Potrafi cieszyć się sukcesami rodaków. Ma dużo cierpliwości do Bobkowskiego. O sobie wyznaje: „nigdy nie żyłam i nie żyję kłamstwem” (dn. 24 lutego 1956). Na okrągło organizuje dobroczynne bale i przyjęcia; liczne zbiórki pieniędzy, leków czy odzieży, zarówno dla emigrantów, jak i łagierników z Syberii oraz repatriantów z ZSRR, którzy powracają do ojczyzny w latach 1956 – 1958. Nieustannie wspiera zakład dla niewidomych w Laskach pod Warszawą. Prowadzi mediacje, na przykład godzi Wierzyńskiego z Giedroyciem. Po wizycie w siedzibie paryskiej „Kultury”, którą reprezentuje na terenie Ameryki, oznajmia przyjacielowi: „I jak się im z bliska przyjrzałam, a właściwie nie „im” tylko ich robocie, to z jeszcze większą pasją tu dla nich pracuję” (dn. 12 grudnia 1955). Uwielbia muzykę, teatr i kino. Z radością czyta Bobkowskiego, Hłaskę. Chodzi na koncerty i recitale Rubinsteina. Do czerwonych ma podobny stosunek co Bobkowski: „jestem tak alergiczna na punkcie komunizmu jak inni na raki czy poziomki” (dn. 4 sierpnia 1959). Żyje skromnie w Nowym Jorku. Martwi się o posadę w sklepie „India”. Za parę lat wyjedzie na stałe do Anglii gdzie umrze w 1998 roku. Zostanie pochowana w kaplicy – mauzoleum Raczyńskich w Rogalinie pod Poznaniem. Może wydawnictwo opublikuje jej korespondencje z Gideroyciem oraz innymi przedstawicielami świata kultury i emigracji?
Bobkowski to także tytan pracy. Haruje kilkanaście godzin na dobę. Jest dumny z własnego sklepu modeli samolotów Guatemala Hobby Shop. Interesuje się elektroniką. Uwielbia majsterkować. Cechuje go prawość i wiarygodność, duże poczucie humoru oraz bezkompromisowość. Z uwagą śledzi wydarzenia polityczne na świecie. Potem je trafnie komentuje. Nie ma najmniejszych złudzeń względem poczynań komunistów na Węgrzech, w Polsce, Ameryce Południowej czy w Związku Radzieckim. Stąd wyklucza wszelką współpracę z komunistycznym reżimem. Europę uważa za „degrengoladę”. Mocno sprzeciwia się prosowieckim sympatiom zachodnich elit, ich zaściankowej mentalności oraz intelektualnym półtonom. Fascynują go Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Cieszy się umieszczeniem sztucznego satelity na orbicie okołoziemskiej. Chce za wszelką cenę zachować całkowitą niezależność od wszelkich fundacji, instytucji, państw czy indywidualnych osób.
Wyraźnie dostrzega podziały i konflikty pomiędzy skłóconymi grupami Polaków na obczyźnie. Oburza się na „patriotów” „używających „Polski” zamiast gumy do żucia, pasty do zębów i płukania gardła..”. (dn.13 lutego 1956). Uważając się za Kosmopolaka, błogosławi Gwatemalę. To na tej ziemi właśnie czuje się zupełnie wolny i swobodny. W porównaniu z wojenną i powojenną Francją, nikt go tu nie legitymuje na ulicy. Nie musi mitrężyć czasu w kolejkach. Mieszkańcy zwracają się doń uprzejmie. Jest panem siebie. Najbardziej smutny i samotny pozostaje w czasie świąt. Czuje się wtedy: „Jak butelka na środku oceanu zawierająca wewnątrz rozpaczliwy list rozbitka. Łazi się z tym listem wśród ludzi obcych i uśmiechniętych, obładowanych paczkami i ma się ochotę upić do nieprzytomności, to znaczy odkorkować i utonąć razem z tym listem” (Gwatemala, dn. 4 listopada 1951).
Bobkowski nie przedkłada literatury nad życie i nie stosuje do siebie miana pisarza, chociaż pozostaje świadomy własnych możliwości literackich. Kocha żyć. Jak sam wyjaśnia: „Dla mnie samo życie jest największą sztuką i rzeczą najbardziej wartą zachodu” (dn. 20 marca 1958). Dlatego jego żona – Barbara z Birtusów Bobkowska (1913-1982), na zaprojektowanej przez siebie tablicy nagrobnej męża, umieściła napis: „Andrzej Bobkowski Polak”. Oboje spoczywają w grobowcu rodzinnym Quevedo Avila Escobar Vega, który mieści się na gwatemalskim cmentarzu miejskim – Cementario General. Po śmierci Barbary szczątki Andrzeja zostały złożone w jej trumnie.
Karty listów zawierają ostre słowa pod adresem Czesława Miłosza. Pomimo różnicy zdań, na piedestał wynosi redaktora naczelnego paryskiej „Kultury” – Jerzego Giedroycia. Darzy go głębokim uczuciem, podziwia za rozmach działań: „Jerzy przejdzie do historii (…) bo w sumie emigracja jako coś jeszcze się liczącego, to Jerzy i „Kultura”, i to właśnie dzięki różnym „głupstwom i „kiksom”, o które się go oskarża” (dn. 26 stycznia 1959). Ma szacunek do Zofii i Zygmunta Hertzów oraz Józefa Czapskiego i Anieli Mieczysławskiej. Bardzo ciepło wyraża się również o Kazimierzu Wierzyńskim: „On mnie pili wspaniale do pisania i podkuwa w każdym liście. Żeby nie jego popychałki, to pewnie nic bym nie napisał” (dn.15 lipca 1955). Żal mu natomiast przebywającego poza granicami Polski Marka Hłaski. Z kolei po przeczytaniu wspomnień generała Felicjana Sławoja Składkowskiego „Internowanie w Turcji”, informuje Mieczysławską, że doszedł do źródeł twórczości Gombrowicza.
Niektórym pisarzom oraz działaczom emigracyjnym wytyka „kelnerskie maniery” i „mentalność utrzymanków”. Absolutyzując wolność, za wszelką cenę pragnie „utrzymania naprawdę wolnego kawałka duszy (…) Daje on nieraz złudzenie olbrzymich terytoriów, a gdy zaczyna braknąć oddechu, można stamtąd zaczerpnąć powietrza. Jest zawsze odświeżające, wzmacnia. I kto wie?- może nawet to ostatnie, najgłębsze westchnienie, będzie dzięki temu lżejsze (dn. 13 lutego 1956). Swoim przekonaniom pozostanie wierny do końca życia.
Ostatnie cztery lata poświęca heroicznej walce z rakiem. Liczne pobyty w szpitalu i operacje kierują myśli ku eschatologii. Pyta o sens egzystencji człowieka, jego los po śmierci. W jednym z listów wyznaje: „Może Nic, to piekło, a Coś to niebo. W końcu gdyby się nie wierzyło w to, o czym nauczał Chrystus, to sytuacja staje się właściwie nie do wytrzymania (dn.2 stycznia 1958). Sześć listów Barbary Bobkowskiej do Anieli Mieczysławskiej i Jerzego Giedroycia, zamieszczonych w niniejszej książce, przejmująco opisuje ostatnie dni jej ukochanego Jędrka.
W 2011 roku przypada pięćdziesiąta rocznica śmierci epistolografa. Być może wydawnictwo ogłosi jego rozproszone listy do różnych osób w jednym woluminie albo któreś archiwum odkryje i upubliczni większy korpus do jednego adresata? W każdym razie, warto przeczytać ponownie „Szkice piórkiem”, oraz korespondencje Bobkowskiego do matki – Stanisławy Bobkowskiej i z Jerzym Giedroyciem. Wszak to jego najwybitniejsza spuścizna literacka.