26 lip

Ryszard Kołodziej: Maestro od marzenia

Krystyna Czerni, Nietoperz w świątyni: Biografia Jerzego Nowosielskiego. Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

Niespełna dwa miesiące po śmierci autora Wiolonczelisty do księgarń trafiła książka Krystyny Czerni Nietoperz w świątyni: Biografia Jerzego Nowosielskiego. Autorka zajmuje się twórczością ikonopisa od ponad dwóch dekad. Poświęciła mu szereg prac oraz przygotowała album. Opracowała też korespondencje malarza i jego żony z Tadeuszem Różewiczem.

Obecna pozycja wydawnicza stanowi kompendium wiedzy o Nowosielskim. Jest drogą autorki do poznania i zrozumienia dzieła krakowskiego przyjaciela. Ukazuje sylwetkę artysty w kontekście rodzinnym, historycznym, religijnym i społeczno-politycznym. Nadaje spójność faktom z jego życia i otwiera nowe możliwości interpretacyjne różnorodnej twórczości. Krystyna Czerni nie przesłania sobą sylwetki bohatera. Uważnie bada oraz interpretuje jego dzieła. Sięga do archiwów, zestawia świadectwa wielu osób, dzięki czemu czytelnik otrzymuje wizerunek twórcy wymykający się wszelkiej jednoznaczności. Nie ukrywa też wstydliwych spraw w życiu rysownika. Jednakże czyni to z taktem i szacunkiem, wykazując dużo zrozumienia i empatii. Tytuł książki z tematem przewodnim zawdzięcza słowom Tadeusza Różewicza: „Malarstwo Nowosielskiego to malarstwo rozpięte na ramionach miłości ‘niebiańskiej’ i miłości ‘ziemskiej’. Rozdarty przez te dwie miłości malarz przypomina czasem anioła, a czasem nietoperza wiszącego w podziemiach opuszczonej świątyni”.

Biografia poświadcza wielką kreatywność artysty realizującego się na wielu polach, począwszy od malarstwa abstrakcyjnego, ikony i rysunku poprzez wystroje wnętrz kościołów i cerkwi, kończąc na scenografii teatralnej i długoletniej pracy pedagogicznej. Autorka zwraca uwagę, że przez całe życie pozostawał artystą elitarnym, malującym teologiem, często niezrozumianym. Jednych jego twórczość szokowała, raziła, innych zachęcała do refleksji i poszerzenia horyzontów myślowych. Stanowiła spektrum odwołań psychologicznych, kulturowych czy religijnych. Artysta był bez wątpienia człowiekiem wiary, tłumaczem rzeczywistości, w której żył i którą przeczuwał, na język koloru.

Inspirację czerpał z Piśma Świętego i kultury wczesnochrześcijańskiej sprzed schizmy. Wysoko cenił zabytki chrześcijaństwa wschodniego Syrii, Kapadocji, Grecji. Zachwyciła go także tradycja pogranicza – ikon jakby „skażonych” w kanonie: łemkowskich, ormiańskich oraz rumuńskich. Uważał siebie za ambasadora kultury bizantyńskiej w naszym kraju. Ogromny wpływ na intuicję religijną artysty wywarli: jego serdeczny przyjaciel ks. Jerzy Klinger, św. Grzegorz Palamas, Lew Szestow, Sergiusz Bułgakow, Włodzimierz Sołowiow, Mikołaj Bierdiajew, Fiodor Dostojewski, Leonid Uspienski.

Malarstwem interesował się od dzieciństwa. Pasję chłopca umiejętnie podsycał Władysław Jachimowicz. Pamiętną okazała się ich rozmowa na Saskiej Kępie w 1938 roku, kiedy nastolatek doznał prawdziwego olśnienia sztuką. Ekspozycja ikon w Ukraińskim Muzeum we Lwowie tę iluminację potwierdziła i zdeterminowała wybór drogi życiowej.

Twórczość Nowosielskiego wzbudzała zachwyt jak i kontrowersje. Obrazy z wczesnych lat pięćdziesiątych dokumentowały ukryte fascynacje malarza. Mieszanina erotyki z brutalnością przynosiła zarzuty o okrucieństwo, przed którymi się nieustannie bronił. „Z czasem spojrzenie artysty na kobiece ciało złagodnieje, wysublimuje się – jednak do końca zachowa cień niepoprawnej fantazji łączącej erotyzm z przemocą”. Pragnął przedstawiać ciało uwielbione, przemienione, ale wychodziło mu udręczone, przepojone smutkiem, cierpieniem, w stanie upadku. Według autorki „Stosunek do ciała na zawsze poróżni krakowskiego malarza z resztą ortodoksyjnych malarzy ikon. Ale ta kontrowersja jest także jednym z kluczy do zrozumienia jego żarliwej, nieco straceńczej logiki wiary. Nowosielski głosi: człowiek ma prawo stanąć przed obliczem Boga ze swoim grzechem, ma prawo zanieść przed ołtarz wszystkie swoje słabości, upadki i mroczne sekrety. Każdy jest grzesznikiem. I każdy ma prawo do nadziei zbawienia”.

Jego sztuka sakralna również napotykała na opór ludzi o innej wrażliwości. Wiele projektów nie zostało zrealizowanych. Katolicy twierdzili, że były zbyt prawosławne, a prawosławni, że nazbyt katolickie. Wystrój kościoła w Nowych Tychach uznany jest za malarską summę teologiczną sztuki sakralnej artysty, cerkiew w Białym Borze poczytuje się natomiast za artystyczny testament malarza. Poza granicami Polski wykonał tylko polichromię greckokatolickiej cerkwi w Lourdes.

Podróże nastoletniego Jurka na Wołyń, Polesie, do Kamieńca lub nad Zbrucz zaowocowały pół wieku potem ukraińskimi pejzażami. Dramatyczne deportacje Łemków na tereny Ziem Odzyskanych w ramach Akcji „Wisła” zostały również uwiecznione. „Bitwa o Addis Abebę i Zima w Rosji to żałobny tren dla Łemkowszczyzny”.

Artysta ciągle rozwijał się twórczo. Podejmował liczne próby odnowy malarskiego języka. Zmieniał kompozycję, kolorystykę czy sposób malowania, zawsze zachowując własny łatwo rozpoznawalny głos. Lata 60. stanowią apogeum jego malarstwa sztalugowego.

Zmagając się z własnym ciałem a także z bolączkami tego świata, szukał antidotum w ekspresji abstrakcyjnej i pisaniu ikon. „Ikona w nim tkwi, nie jest wyuczoną, przyjętą sztucznie konwencją. To raczej mowa ojczysta, sentymentalna (…) jak cała jego sztuka, także podlega ewolucji, stylistycznym i kolorystycznym etapom”. Jest darem i znakiem zapytania. Opowiada o dobrej nowinie, przynosi nadzieję. „Ikona Nowosielskiego to ikona malowana po kubizmie i surrealizmie, Malewiczu i de Chirico, po sztuce Paula Klee i Matisse’a”. Zdaniem Krystyny Czerni, surowość i ascetyczna uroda ikony Nowosielskiego jest prawdopodobnie najtrudniejsza do zaaprobowania.

Myśl Nowosielskiego charakteryzuje historiozofizm pesymistyczny. Wszechświat powstał w wyniku buntu bytów subtelnych (aniołów). Kiedy zaprotestowały przeciwko planom Stwórcy, zostały wygnane i stały się szatanami. Posiadając moc kreacyjną, wtargnęły w dzieje kosmosu i go popsuły. Konsekwencją upadku aniołów jest upadek człowieka (grzech pierworodny). W związku z tym człowiek nie może tworzyć dobra. Może jedynie starać się, by zło, które popełnia, było jak najmniejsze. „Z biegiem czasu Nowosielski-teolog stanie się coraz bardziej radykalny i bezkompromisowy, wyostrzy sądy, jakby celowo przyjmując pozę heretyka. (…) Artysta coraz częściej mówi o Szatanie, nie o Bogu, jego przeczucia i myśli są coraz bardziej mroczne – z końca lat 90. pochodzą najbardziej przejmujące, dramatyczne wypowiedzi artysty. W tym czasie jego teologia zdecydowanie zbliży się do doktryny protestanckiej, idei Chrystusa – osobistego Zbawiciela. Spotkanie Chrystusa – poza strukturą jakichkolwiek kościołów i religii – staje się jedyną nadzieją malarza, ostatnią ‘deską ratunku’ chroniącą przed rozpaczą”.

Malarz obarczał chrześcijan i kościoły odpowiedzialnością za brak poczucia grzechu w stosunku do zwierząt i utratę tajemnicy ich cierpienia. Dla niego zwierzę to partner metafizyczny a nie użytkowy produkt. Mało tego – zwierzęta są stanem kenotycznym aniołów. Nie pozbywał się też starych, zużytych przedmiotów, gdyż był przekonany, że podobnie jak zwierzęta, będą miały należne miejsce w rzeczywistości odkupionej (nowym niebie, nowej ziemi).

Towarzyszką życia Nowosielskiego została znakomicie zapowiadająca się malarka Zofia Gutkowska, którą poznał w Kunstgewerbeschule. Na ślubnym kobiercu stanęli w 1949 roku, a dziewięć lat później ich związek pobłogosławił ks. Jerzy Klinger w prawosławnej cerkwi. Zofia poświęciła siebie i swoją artystyczną przyszłość dla małżonka. Oprócz prowadzenia domu, służyła mężowi jako menedżer, impresario, wytrawny krytyk i doradca. Skrupulatnie dokumentowała jego artystyczną spuściznę. Zmarła 24 kwietnia 2003 roku.

Nowosielski przyszedł na świat 7 stycznia 1923 roku w rodzinie polsko-ukraińskiej. Uważał się za człowieka pogranicza. Jednakże „(…) pod koniec życia modlił się (i liczył) po ukraińsku. Na Wielkanoc witał gości rytualnym ‘Christos woskriesie’, na Boże Narodzenie śpiewał ‘Boh predwicznyj’ i inne ukraińskie kolędy. Zachował świetną pamięć ojczystego języka i lubił powtarzać: ‘Ja toże Ukrainiec’”.

Uczęszczał do rzymsko-katolickiej szkoły św. Wojciecha, gdzie przystąpił do pierwszej komunii oraz do Gimnazjum ojców Pijarów. Duchowo narodził się w Ławrze Poczajowskiej. Pewien czas spędził w unickim monasterze św. Jana Chrzciciela. Ze względu na przewlekłe zapalenie stawów przełożeni zakonni odesłali nowicjusza do domu.

Podczas pobytu w klasztorze był świadkiem likwidacji lwowskiego getta oraz eksterminacji tamtejszych Żydów. Zdaniem biografki: „Niemal roczny pobyt Nowosielskiego w studyckiej Ławrze pod Lwowem trzeba rozpatrywać także w tym kontekście: szukania bezpiecznego azylu, ucieczki przed bezpośrednim zagrożeniem”. Z ukraińskim dowodem tożsamości mógł być zmobilizowany lub wywieziony na roboty do Niemiec.

W latach 1943-1954 doświadczył żywego odczucia niesitnienia Boga – ontologicznego ateizmu, który postrzegał jako doświadczenie religijne, metafizyczne i mistyczne. Po odzyskaniu wiary świadomie związał się z Kościołem prawosławnym.

Dyplom krakowskiej ASP Nowosielski otrzymał dopiero w wieku trzydziestu ośmiu lat, a rok później rozpoczął na tej uczelni karierę akademicką. W pracowni wprowadził hiperrealizm. Studentów przekonywał, by nie bali się namalować złego obrazu, bowiem inaczej nigdy nie będą w stanie stworzyć tego najlepszego. Budując ich stosunek do świata, uczył świadomości artystycznej. Stawiał na autentyczność. Wymagał, by namalowany obraz był uczciwy. Kiedy już otrzymali dyplom ukończenia studiów, zwykł mawiać: „No to macie, panowie, patent na dziada”.

Chętnie odwiedzał Krynicę, Lanckoronę i miejsca zamieszkiwane dawniej przez ludność łemkowską. Poza krajem najbardziej ciągnęło go do bizantyńskiej Wenecji, Francji oraz Grecji. Cenił malarstwo naiwne. Życzliwie wcielał się w rolę mecenasa i opiekuna młodych artystów. W miejscu pracy utrzymywał nienaganny porządek. Zachowywał stały rytuał: „Maluje od wczesnego rana, zawsze na płasko, kładąc obraz na stole – ‘pisze’ swoje obrazy, tak jak się ‘pisze’ ikony”. W codziennym życiu był roztargniony i niepraktyczny. Nie cierpiał drobiu. Smakowały mu kotlety mielone, kiełbasa oraz bób i jajka faszerowane. Zmagał się chorobą alkoholową. Grał na skrzypcach. Zmarł 21 lutego 2011 roku w Krakowie.

Autorka przybliżając sylwetkę profesora, zachęca: „Warto poznać źródła, z których wypływa jego myśl i sztuka, pochylić się nad nieprostym losem tego wielkiego artysty i pięknego, choć tragicznego człowieka”. Na kartach biografii podaje także szereg ciekawych informacji dotyczących środowiska plastycznego w Polsce. Książkę dopełniają: wstęp, liczne fotografie, ilustracje i bibliografia.