Rafał Wojasiński: Wstyd
Miał rodzinę i mieszkanie. Pracował tyle, żeby wystarczyło na ważne wydatki. Niektórzy tak właśnie mają przeżyć swój czas. Mieszkał z żoną i dziećmi w bloku na skraju miasta. Kilkadziesiąt kilometrów na północ była wieś Koczanów. Czasami wsiadał w samochód i jechał tam, żeby popatrzeć na miejsce, które go zachwycało. Była to nieduża przestrzeń pola, na której rósł zagajnik. Tuż przy zaroślach stał murowany dom. Wieczorem w jego oknach paliły się światła. Michał zatrzymał samochód na poboczu i stanął pod drzewem przydrożnym. Późna jesień, zimny wiatr i zapadający wieczór. W ciemnym oknie przy wejściu zapaliło się światło. Dom miał najwyżej siedemdziesiąt metrów kwadratowych. Za nim ciągnęło się pole puste i płaskie. Musiał tam przyjeżdżać chociaż raz w tygodniu. Inaczej wariował i wszystko doprowadzało go do szału. W tym domu mieszkała rodzina. Kobieta i mężczyzna mieli najwyżej po czterdzieści lat, dwoje dzieci. Dorastającego chłopca, silnego i modnie się ubierającego i dziewczynę. Dziewczyna mogła mieć około dwudziestu lat. Pojawiała się przy domu chyba dość rzadko. Michał przez rok widział ją najwyżej trzy razy. Zaczęło się wszystko od patrzenia na ten dom i ludzi w nim mieszkających.
Michał widział jeszcze czasami innego mężczyznę. Był podobny do ojca i męża, który tam mieszkał, ale jednak się różnił. Wyglądał na przestraszonego. Ludzie czasami muszą się bać. To Michał wiedział. Ten człowiek, chyba stary, wychodził dopiero przed wieczorem. Miał zawsze na głowie wełnianą czapkę. Stawał przy drzewie i nie ruszał się przez kilkanaście minut. Michał wsiadł do samochodu, bo było bardzo zimno. Uchylił okno. Starszy mężczyzna spod drzewa podszedł do jego samochodu i pochylił głowę. Michał wtedy zobaczył, że ten człowiek nie jest stary.
– Chciał pan coś? – spytał mężczyzna.
– Nie – odpowiedział Michał.
– Jestem sam dzisiaj w domu. Może pan wejść.
– Chętnie.
– Przejdziemy się?
– Nie. Właściwie tak.
– To idziemy.
Michał zamknął samochód i poszli.
Weszli do domu. Było tam jasno i przestronnie. Meble z lat osiemdziesiątych. Dywan duży i pomarańczowy. Nie pasował do wersalki i foteli. Na półkach, w ciemnej części pokoju stało ze trzysta książek. Mężczyzna robił na Michale złe wrażenie.
– Mieszkam z córką, synem i czasami przychodzą do mnie wnuczki – powiedział.
– To dobrze, że się panem zajęli – powiedział Michał.
– Wychodzę tylko, jak ich nie ma, wieczorem. Ale nie mam gdzie iść i nie mam po co wychodzić.
– Nie może pan wychodzić?
– Nie mogę. Pojawiam się tylko na chwilę. I wypatrzyłem, że pan przyjeżdża. Nikogo teraz poza panem nie mam.
– Ma pan rodzinę – powiedział Michał. – Posiedzę z panem trochę i pojadę.
– Córka mnie nienawidzi i wstydzi się mnie. Musieliśmy się tu przeprowadzić, bo na osiedlu śmiali się ze mnie. Ale dobrze, że wzięli mnie do tego domu.
– Wyjechali tutaj, żeby nie mieć wstydu? – spytał Michał.
– Oczywiście – powiedział mężczyzna. – Sprzedali mieszkanie i kupili ziemię z domem, żeby się za mnie nie wstydzić.
– Nie może tak być – powiedział Michał. Pan się godzi na to?
– W sumie im się nie dziwię. To tak już jest, wie pan. Człowiek jest wstydem dla człowieka.
Michał nagle poczuł się dobrze w towarzystwie tego człowieka. Patrzył na niego z przyjemnością i pił herbatę.