15 paź

Rafał Wojasiński: WĄSKI STRUMIEŃ PRAWDY

Andrzej Mularczyk, Post mortem, Muza, Warszawa 2007

W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Ziemowit Skibiński przedstawił mnie w Skierniewicach Zygmuntowi Kubiakowi. Bardzo wysoko zawsze ceniłem tego tłumacza i pisarza. Nie sądziłem, że nasze kontakty będą jeszcze trwały, więc chciałem to spotkanie wykorzystać do cna. Zadałem mu pytanie: Jaka jest najważniejsza rzecz, o której dowiedział się pan w życiu? Myślał tylko przez chwilę i powiedział: To, że człowiek z człowiekiem może zrobić wszystko.
W lipcu, na wsi pod Łodzią czytałem „Post mortem” Andrzeja Mularczyka. Prawie przez całą opowieść przewijały mi się słowa Kubiaka. Mularczyk napisał o jednej z najważniejszych rzeczy na świecie, o tym, że człowiek ma taką możliwość, żeby zabić człowieka, żeby zabić tysiące ludzi. Przy tym właściwie nie opisał samego zabijania. Dał jednak definicję rodzenia się takich możliwości. Wypowiada ją Jarosław Selim, bohater jednego z niedokończonych romansów w tej książce: „Zrozumiałem, czym jest Wschód. Świat rządzi się kategorią czasu, a Wschód to przestrzeń. W ich pejzażach człowiek ginie, roztapia się jak wosk świecy. Tak samo jak jednostki mogą zginąć tysiące. Dlatego oni uważają, ze każda cena za wolność, którą nam przynieśli, jest niska, bo u nas ludiej mnogo. Im nawet nie zaświta w głowie myśl, że nie przynieśli nam naszej wolności, bo sami są niewolnikami. Niewolnikami strachu. Strach jest tam władcą, bo gdy zrozumiesz, ze żaden opór nie ocali cię przed wszechwładzą idei i kłamstwa, stajesz się jego sługą. Sam zaczynasz głosić hasło szczęścia dla wszystkich, a przecież dla wszystkich to są pewne tylko trzy metry gruntu pod koniec życia.”
Uproszczeniem byłoby sądzić, ze Rosja geograficznie sprzyja zabijaniu i rodzeniu się myśli o masowej eliminacji ludzi. To rodzaj władzy, która umie sobie tylko radzić przy pomocy strachu, władzy, którą się jakby tam dziedziczy, pomimo różnych ustrojów. Tam zasmakowano władzy w pełnym wymiarze. Saul Bellow twierdził, że największym przywilejem władzy jest możliwość zabijania bez ponoszenia konsekwencji. W utrwalonych demokracjach zabijanie zastępowane jest bardziej cywilizowanymi rodzajami spełnienia władców. Czasami są to wojny w imię sprawiedliwości, malwersacje, codzienne poniżanie części społeczeństwa.
Książkę Mularczyka czytałem z przyjemnością. Momentami naiwna fabuła wciągała mnie. Niewiarygodne zbiegi okoliczności, np. spotkania Jura i Niki sprawiały mi pewną radość. Odnajdywałem w sobie przeciętnego odbiorcę, pożeracza fabuł. I dochodziłem do wniosku, że w życiu nie powinno tak być, ale w opowieści, i do tego filmowej, musiało się zdarzyć. Rozpoczęte romanse Jura i Niki oraz Anny i Jarosława Selima nie znalazły jednak szczęśliwego zakończenia. Obaj mężczyźni stali się ofiarami ubeckich zabiegów. Selim chciał się zrehabilitować. Pomagał Annie w odnalezieniu materiałów na temat jej męża, zabitego przez Rosjan w 1940 roku. Gryzły go wyrzuty sumienia, bo sam był tylko obserwatorem tych zdarzeń. Dlatego przeżył. Został aresztowany i dalszych jego losów nie znamy. Jura, chcąc ratować brata, donosił na Selima. Również trafił za kratki. Jego losów też nie poznajemy. Zbyt wiele wątków się urywa. I to w podobny sposób. Chciałoby się czegoś jeszcze, ale to pewnie tylko typowa zachłanność na fabułę. Mularczyk ma bardzo sugestywny sposób opisywania zdarzeń. Pojawiały mi się w wyobraźni obrazy, w których nie brakowało mebli, ubrań, wyrazów twarzy. Obraz był pełny i to dawało radość z czytania.

Opowieść „Post mortem” opisuje sposób życia po życiu. Oficer zabity przez Rosjan w 1940 roku żyje co najmniej na dwa sposoby. W sercu córki Weroniki, zwanej Niką, która chce żyć, szuka światła i jest pogodzona w jakimś sensie ze śmiercią ojca, chce być pogodzona, bo to może zapewnić jej normalne życie. Dziewczyna odkrywa, że w tym świecie strachu da się jakoś żyć, może całkiem nieźle. Jest młoda, jest z innego pokolenia. Drugi sposób życia Andrzeja, to życie w sercu Anny, żony. Ona czuje się strażniczką prawdy i pamięci. Wierzy, że musi zachować wierność zmarłemu, wierność małżeńską, bo to był męczennik za ojczyznę. Przedmioty po zmarłym słowa, które zapisał w kalendarzyku, to kolejny sposób, w jaki żyje zabity oficer. Ciało poszło do piachu, historia została sfałszowana, ale zostaje parę słów prawdy pojedynczego człowieka, papierośnica, którą używał przez lata. To one stają się wielkimi, historycznymi świadectwami. Słowa już nie raz stawały się w historii trwalsze niż budowle, niż cywilizacje czy religie. Czasami słowa o prostych rzeczach, jak te z notatnika Andrzeja: 3.30 wyjazd ze stacji Kozielsk w kierunku zachodnim. Wiozą nas więźniarkami…
Prawda czasami płynie bardzo wąskim strumieniem. Ale bywa, że rodzą się z niej religie, które zmieniają świat. Prawda o Katyniu mogła stać się dla niektórych sprawą wyznawania pewnej idei. Ale nie istniałaby, gdyby nie miłość. Bo to ona w gruncie rzeczy przechowuje prawdę i nie daje jej zginąć. Opowieść Mularczyka jest dowodem na to. Miłość Andrzeja do żony i dziecka. To z ich powodu robił zapiski, a nie dla potomności w wyniku wysokiej świadomości dziejowej.