Piotr Pieńkosz: Eseistyczny Facebook
Marek Bieńczyk, Książka twarzy. Świat Książki, Warszawa 2011.
Jeśli recenzja, zgodnie ze swą słownikową definicją, ma wartościować dzieło literackie, to w przypadku Książki twarzy Marka Bieńczyka okazuje się to niezwykle trudne. Publikacja ta bowiem jest niebanalna, wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Składające się na nią teksty, w większości o charakterze esejów, są bardzo zróżnicowane, ale każdy na swój sposób intrygujący.
„Opowiadam tu (…) o rzeczach, które coś dla mnie znaczą” – podkreśla na wstępie autor, jakby przygotowując nas do lektury książki zarazem o wszystkim i o niczym, tzn. publikacji, która ze względu na specyficzny charakter nie ma ani fabuły, ani nawet określonego zakresu tematycznego. W książce znajdziemy więc teksty opowiadające zarówno o miłości do sportu, która w młodości cementowała więź między autorem a jego ojcem, jak i barwną analizę książek Karola Maya o niejakim Winnetou, które z kolei znacząco wpłynęły na kształtowanie się osobowości nastoletniego Bieńczyka. Autor opisuje siebie jako podróżnika absurdalnego, kiedy odwiedzał Brazylię oraz wspomina o zamiłowaniu do kajaków i wiosłowania. Jest tu esej o Henrym Millerze i jego literaturze, ale także próba opisania historii kształtowania się w świadomości cywilizacji pojęcia „granica” wraz z rozwojem podziałów narodowych. Pojawiają się nazwiska m.in. Leo Beenhakkera, Adama Mickiewicza, Wiktora Hugo, Juliusza Słowackiego czy też Raymonda Chandlera.
Z jednej strony znajdziemy tu teksty łatwe i przyjemne, które można czytać w drodze do pracy, z drugiej skomplikowane eseje wymagające w czasie lektury pełnego skupienia. Autor pisze o wydarzeniach powszechnie znanych, jak pamiętny mecz piłkarski Polska-Anglia, ale nie zapomina również o rzeczach, o których nie uczą na lekcjach w szkole, jak chociażby o nieprzyjemnym dla czytelnika zwyczaju Tadeusza Żeleńskiego (Boya), który podczas tłumaczenia zagranicznych dzieł na język polski swobodnie manipulował oryginałami: określone fragmenty wycinał, innym zmieniał sens (Bieńczyk określa to mianem „translatorskiego przestępstwa”). Całość została podzielona na dziewięć rozdziałów stanowiących jedyną próbę pogrupowania wchodzących w skład książki tekstów: Initiatica, Sportiva, Melancholica, Sensualica, Picturesca, Romantica, Geografica, Translativa, Romanesca.
„To jest mój Facebook” – tak najkrócej ocenia swoją książkę Bieńczyk. Stwierdzenie, które przed rozpoczęciem lektury może wywoływać niemałą dezorientację, po jej zakończeniu wydaje się całkowicie jasne. Autor w tej książce niejako sam się określa. Tworząc eseje o książkach czy też filmach, które wywarły wpływ na jego życie, pisząc o zainteresowaniach, odwiedzonych miejscach oraz ludziach, których spotkał na swej drodze i się z nimi zaprzyjaźnił, Bieńczyk kreuje własny profil społecznościowy, zupełnie tak, jakby uzupełniał swoje wpisy na Facebooku (ang. książka twarzy), jakby klikał ikonę „Lubię to!”.
Książka twarzy ma jednakże tę przewagę nad Facebookiem, że autor dba nie tylko o treść, ale i formę tego, co chce przekazać innym. Czyta się ją więc pysznie. Obrazowe metafory, makaronizmy, homeryckie porównania i inne stylistyczne atrakcje wytwarzają atmosferę literackiej uczty urządzonej przez erudytę. Momentami możemy poczuć się jak uczestnicy jakiegoś alternatywnego świata, bo choć autor pisze o rzeczywistości, codzienności, którą znamy, robi to w sposób niezwykle barwny, sugestywny i sensualny. Szczerze podziwiam autora za umiejętność ekspresji: któż tak jak on potrafiłby opisać swoje uczucia towarzyszące oglądaniu meczów piłkarskich czy tenisowych oraz wrażenia po seansie Casablanki. W dzisiejszym, wymagającym konkretu świecie, te na poły filozoficzne rozważania („Bardzo chciałbym przeciągnąć całą kwestię na stronę wyobraźni, tam gdzie poezja, filozofia”) prezentują się nieco archaicznie, ale smakują wyjątkowo.
Książka twarzy nie jest publikacją, którą powinien przeczytać każdy szanujący się bibliofil, nie zaliczymy jej również do kanonu lektur obowiązkowych dla miłośników literatury. Niemniej jednak wszyscy, którzy nie zdecydują się po nią sięgnąć, coś stracą. Stracą możliwość obcowania z prozą inteligentną, zaprzepaszczą szansę spojrzenia na świat oczami współczesnego myśliciela. Czytelnicy, wybór należy do was.