Piotr Matywiecki: Wyobraźnia i wojna
Grzegorz Łatuszyński, Wszystkie chwile są tu i nic być nie przestaje. Antologia poezji serbskiej XX wieku. T. 1, 2. Oficyna Wydawnicza „Agawa”, Warszawa 2008
Grzegorz Łatuszyński, znakomity i zasłużony tłumacz poezji narodów bałkańskich, ułożył pomnikowy zbiór serbskiej poezji XX wieku we własnych przekładach.
Już sam tytuł antologii, zaczerpnięty z wiersza poetki najmłodszej, Any Dumović — „Wszystkie chwile są tu i nic być nie przestaje” — to piękna formuła dla pokazania, jak cała tradycja poetycka rozbrzmiewa w aktualnie tworzonym i czytanym wierszu. A cóż dopiero w tak kunsztownej i delikatnej kompozycji wierszy, którą stanowi antologia!
Serbska poezja — rozrzutna, nieumiarkowana, ryzykancka — miesza i zestawia ze sobą w jednym czasie wszystkie doświadczenia radykalnych awangard XX wieku. Mottem dla tych poszukiwań mogą być słowa Momcilo Nastasijevica: „Otchłań śmiało przekroczę, / na równym cofnie się noga.” — To, co rutynowe wstrzymuje krok poezji, to, co ryzykowne i nieznane jest źródłem żywej liryki.
Łatuszyński, czerpiąc z tradycji polskiej poezji, świetnie oddaje te barwne style, odnajduje w polszczyźnie stosowne oddźwięki, a nierzadko, umiejętnie lawirując między polskimi nowoczesnymi poetykami, tworzy tonacje poetyckie świeże i zaskakujące. Jako tłumacz jest oryginalnym polskim poetą. Potrafi zarówno oddać miękkie liryczne zaśpiewy, jak i szorstką czułość prymitywizujących męskich rymów. Czyni tak, ponieważ serbska poezja w równym stopniu czerpie inspiracje z europejskich awangard, co z tradycji ludowych, folklorystycznych.
Poprzednia, o wiele skromniejsza objętościowo i co do zakresu czasowego antologia serbskiej poezji to „Tragarze zdań. Antologia młodej poezji serbskiej” w układzie i tłumaczeniach Juliana Kornhausera, wydana dawno temu, w 1983 roku, a więc w łagodnej epoce sprzed nowych bałkańskich wojen. Kilku tylko poetów z tej antologii pojawiło się w omawianym dziele Grzegorza Łatuszyńskiego.
Jego antologia to dwa pokaźne tomy obejmujące twórczość 150 poetek i poetów, wstępy, posłowie i noty sporządzone przez autora antologii. (Do not mam uwagę: przydałaby się infomacja o wydanych w Polsce tomikach serbskich poetów.) Pierwszy tom antologii ma tytuł „W cieniu wojen i totalizmów”, drugi „Z pokolenia na pokolenie”. Rzecz ukazała się w wydawnictwie „Agawa”, zasłużonym w edycjach literatury narodów bałkańskich.
Tytuł pierwszego tomu wskazuje na całą neurozę bałkańskiej nowożytnej i współczesnej świadomości. Naprawdę jest ona zasnuta cieniem wojen i totalizmów. Wiersz otwierający antologię to „Hymn” Milosa Crnjanskiego, w którym czytamy słowa wstrząsające szczerością i gorzką ironią: „Nie mamy nikogo. Ni Boga, ni pana. / Nasz Bóg to krew.” Cały ten utwór przeniknięty jest buntem przeciw światu i przeciw sobie samemu, wyraża skargę, wykorzenienie i krew. Komplementarny jest wiersz Ranko Jovovica „Zbrodnia to nasze imię” — wyczuwam w nim okrutny, wojenny resentyment. Podobną wizję etyczną znajdujemy w wierszu Ljubomira Micica „Barbarzyńska jajecznica” — tutaj gorycz wojennych win rzutowana jest z Bałkanów na całą Europę i świat, w jakieś wściekłej pretensji do własnego narodu i narodów świata. Swoistą summę tej problematyki stanowi wiersz Oskara Davico „Serbia”, stawiający pytanie: co to właściwie znaczy gruntownie poznać swoją ojczyznę? Czy to możliwe? Czy może być poecie dany jakikolwiek obiektywizm w tym poznaniu?
Poeci młodszych pokoleń dodają tutaj swoje refleksje. Milan Nenadić w wierszu „A mnie zależy na poezji” ukazuje drastyczne zetknięcie poetyckości i morderczej wojny. Radmila Lazić w liryku „Jestem winna” spowiada się z poczucia, które znają świadkowe wszystkich masowych okrucieństw naszego stulecia: co zrobić z własnym sumieniem, jeśli miało się komfort nieuczestniczenia w masakrach?
Poezję serbską stać jednak na dystans wobec tych narodowych i historycznych uwikłań. Milan Komnenić mówi w jednym z wierszy: „Właściwi poeci nie reprezentują jakiegoś narodu”.
Te straszne sprawy stanowią dominantę tematyczną antologii, ale oczywiście nie przesądzają o jej wymowie. Jak czytać, jak orientować się w tak ogromnym poetyckim bogactwie, jeśli nie ma się stosownego historycznoliterackiego przygotowania, jeśli tak mało wiemy w Polsce o serbskiej poezji? — Wchodzi się w lekturę jak w zaciekawiający labirynt, wyławia się niepodzianki, wysłuchuje intrygujących ech odbitych od mnóstwa europejskich poetyk, przystaje w zachwycie dla poszczególnych poetów, szuka się pokrewieństw sporów między nimi. — Ta radość jest najważniejszym czytelniczym pożytkiem z antologii tego rodzaju, a Grzegorz Łatuszyński zrobił wszystko, żeby nas na taką radość otworzyć.
Moje refleksje o poszczególnych poetach rozpocznę od sylwetki Vasco Popy. Ten autor zdobył ogromną, zasłużoną, międzynarodową sławę — a nawet stał się postacią swoiście mityczną. Był jednym z nielicznych poetów dzisiejszych, którzy z folkloru uczynili lirykę niekonwencjonalną. Polscy czytelnicy przekonali się o tym w 1975 roku, kiedy ukazał się w znakomitych przekładach Andrzeja Mandaliana tom Popy „Boczne niebo”. Popa wskrzesił specjalnie dobrany repertuar ludowych, archetypowych symboli i — wzorem współczesnych antropologów kultury — powiązał te symbole w intrygujący system kosmiczny, obejmujący żywioły natury, ludzkie uczucia, egzystencjalne problemy. Walor nowych tłumaczeń Łatuszyńskiego polega na tym, że jego Popa jawi się jako poeta niezwykle dramatyczny, jego logiczne konstrukcje rozsadza wewnętrzny niepokój, czego dotychczasowe tłumaczenia wyraźnie nie podkreślały. Tak dzieje się choćby w ironicznym wierszu „Nasienie”, kiedy w wewnętrznej przestrzeni człowieka, pełnej pamięci o zabitych, zaczynają powiewać „barwne wiaterki” awangardowej wyobraźni. Albo w wierszu o wojnach domowych „Oddaj mi moje gałganki”. Popa był jakby świętym patronem wielu innych serbskich poetów — w antologii odnajdujemy wiele wierszy o nim i jemu dedykowanych. Może dlatego tak go kochają bracia — poeci, że pośród ich wielu „ja” — wyrazistych, ekshibicjonistycznie podkreślanych — Popa jest ostoją ciszy i dyskrecji. Mimo dramatyzmu.
Inny dobrze w Europie znany poeta to Miodrag Pavlović. Nie ukrywam, że byłem i jestem pod ogromnym wrażeniem jego tomu esejów poetyckich „Mit i poezja”, wydano ten tom w Polsce w 1979 roku. Mniej mnie poruszyły wiersze z tomu „Jasne i ciemne święta” — rok polskiego wydania 1980. Tłumaczenia Grzegorza Łatuszyńskiego pozwalają mi wierzyć, ze to tak samo wielki poeta, jak eseista. Specjalnie przemówił do mnie „Wiersz bogomilski”, w którym padają znamienne słowa: „Bliski jestem krajowi, / on bardziej pamięta słowa niż krew” — jeśli dobrze to przesłanie zrozumiałem, słowo, a więc poezja, ma być tym lekarstwem, które oczyszcza pamięć z przelanej w wojnach krwi. Ten humanizm poetycki byłby mniej wiarygodny, gdyby nie głęboko w mity ludzkości sięgająca praca Pavlovića, z mitoznawstwa uczynił on nie tylko narzędzie poznania archaicznych kultur, ale i mądrości i prawdy o człowieku.
O innych poetach antologii potrafię wypowiedzieć kilka tylko impresyjnych uwag. Najpierw dwa obrazy, które, jak sądzę, pozwalają na uogólnienia dotyczące całej nowoczesnej serbskiej poezji.
Oto Dusan Vasiljev, stwierdzający:
„Typową naszą barwą jest szarość,
Jak szarość nieba jesiennego,
Jak szarość ducha bratobójcy”.
Te sugestywne wersy pozwalają zaryzykować tezę, że w serbskiej poezji mamy do czynienia z ustawicznym wahaniem między awangardową nadekspresją kolorowej wyobraźni a zgrzebną szarością, która bierze się zarówno z materialnego niedostatku, jak i z „szarości sumień”, z moralnej nędzy bratobójców.
A oto inny obraz, z liryku Dusana Matica: wszystko się dzieje „między dwoma uderzeniami serca”. A więc zarówno od awangardowego eskapizmu, jak i od „szarości sumień” ratować nas może jedynie osobista wrażliwość. Ale nie ma w tym nic z ucieczki! Kiedy czytam mądrą formułę poety Tanasije Mladenowica „Życie jest tylko w nas, wyjdźmy życiu na spotkanie”, to owa skryta we wnętrzu człowieczym osobista wrażliwość naprawdę wychodzi na spotkanie całemu światu zewnętrznemu!
Ujęły mnie wiersze Radovana Zogovića. Ta nostalgiczna, delikatna ale poruszająca poezja wiejskiego pejzażu przypomina mi polskich poetów o przetworzonej, dramatyzowanej i sublimowanej chłopskiej wyobraźni: Piętaka, Ożoga.
Kontrastuje z wiejskim sztafażem wiersz ostentacyjnie miejski, opis wysypiska śmieci na obrzeżach miasta. To utwór Ljubisy Jocic „Z odpadu”.
Ten konflikt wyobraźni wiejskiej i miejskiej poezja serbska dzieli z poezjami wszystkich języków i narodów współczesności.
Zwróciły moją uwagę dwa niezwykle ciekawe wiersze Vuka Krnjevića — „W przestrzeni Brechta” i „Plac Hegla”. To poetyckie traktaty z dziedziny historii idei, mówiące o spuściźnie marksizmu, o korzeniach lewicowości. Wiersze te wykraczają poza polityczne emocje, starają się coś zrozumieć z ideologicznych fałszów i prawd.
Zainteresował mnie też Slobodan Rakitić, poeta ponowoczesnej, pierzchającej tożsamości, rozdwojonych i ukrywających się „ja”.
Spośród poetów młodszych generacji, których twórczość wypełnia drugi tom antologii „Z pokolenia na pokolenie”, najbardziej interesujące wydało mi się to wszystko, co jest dążeniem do trudnej lakoniczności. Dążenie to jest nad wyraz potrzebne poezji serbskiej, tak przecież żywiołowej, ekspresyjnej.
Oto więc Djordje Sudarski Red i jego gnomiczna poezja doświadczenia życiowego i ostatecznego. Z satysfakcją dowiedziałem się z noty o tym poecie, że jest tłumaczem mistrza lakonizmu, Stanisława Jerzego Leca!
Oto Nina Zivancevic i Vladan Stamenković. Są oni autorami wierszy zajmujących się swoistą filozofią milczenia, a więc tego, co jest matką lakonizmu.
Te intrygujące „doświadczenia z lakonizmem i milczeniem” znajdują u młodszych poetów serbskich materię zaczerpniętą z poezji polskiej. Jest rzeczą znamienną, że niektórzy z nich — Danića Vukićević, Milan Orlić, Sas Jelenković — toczą poetycką rozmowę z Tadeuszem Różewiczem i Zbigniewem Herbertem. Jak widać, „czyściec” poetyckiej mowy pokornej, odsentymentalizowanej, nieozdobnej, jaki poezji światowej sprawili ci dwaj polscy poeci, również dla poezji serbskiej okazuje się niezbędny…
Na koniec moich uwag chcę wrócić do sprawy awangardowych inspiracji. Otóż z ciekawego i kompetentnego posłowia Grzegorza Łatuszyńskiego wiele można się dowiedzieć o nurtach swoistych, wypracowanych przez serbskich poetów: o „sumatraizmie”, o „klokotryzmie” i „sygnalizmie”. Dźwięczne, ekstawaganckie nazwy tych kierunków same w sobie są poezją czystą! Trzeba oddać hołd wspaniałemu fantazjotwórstwu dwudziestowiecznych serbskich nowatorów. Szczególną uwagę zwróciłem na wizyjność Stanislava Vinavera „wypędzonego z ojczyzny sensu”, które to wypędzenie daje się symbolicznie odnieść i do sensu okrutnej historii… Alek Vukadinović, chociaż urodzony w 1938 r. podejmuje tradycje symbolizmu z przełomu XIX i XX w. (Łatuszyński świetnie to oddał młodopolskim stylem!) Ciekawi są Branko Ve Poljanski, poeta kubistyczny i Antun (Tuna) Milinkovic, wyraźnie inspirujący się futuryzmem. („Duszę związałem z namiętnościami syren fabrycznych” — pisze w wierszu miłosnym.) Są nadrealiści, jak Moni de Bulli, przyjaciel Bretona. Ta długa i pokrętna awangardowa droga prowadzi do świetnych utworów Olji Ivanjickiego, obrazujących ponowoczesny świat natychmiastowego komunikowania się, medialnych sieci.
Jeśli miałbym w jednym zdaniu ująć wrażenia z lektury ogromnej, dwutomowej antologii Łatuszyńskiego, zaryzykowałbym myśl następującą: nowoczesna serbska poezja to wielobarwna, ekstatyczna wyobraźnia, którą wojny i totalitaryzmy skazały na wyrzut sumienia: bo oto w obliczu historycznej grozy pozwala sobie na barwność i swobodę…