20 paź

Piotr Dobrołęcki: Żyjąc w ciekawych czasach…

Marek Radziwon, Iwaszkiewicz. Pisarz po katastrofie, W.A.B.

Jarosław Iwaszkiewicz zmarł w marcu 1980 roku w wieku 86 lat. Pochowany został na cmentarzu w Brwinowie pod Warszawą, nieopodal ukochanego Stawiska, które dzięki niemu przeszło do historii literatury. Zamieszkał tam z żoną Anną jeszcze przed wojną i trwał nieprzerwanie do śmierci mimo dramatu lat wojny i okupacji, a potem komunistycznych nacjonalizacji i wywłaszczeń. W jednym z listów napisał tuż po zakończeniu wojny: „mało kto z moich krewnych i przyjaciół pozostał przy życiu, a nikt nie mieszka w tym samym domu co przed wojną – to czysty przypadek, że żyję i dalej mieszkam w Stawisku”. Teraz jest tam muzeum poświęcone jego życiu i twórczości.
Życie Jarosława Iwaszkiewicza było nie tylko długie, ale i burzliwe, i bogate. „Był mimowolnym świadkiem upadków imperiów, widział, jak powstają nowe, przeżył dwie wielkie wojny. Na jego oczach Polska odzyskiwała niepodległość, upadała i odradzała się ponownie, chociaż nie w takim kształcie i porządku, jakiego by sobie życzył”, pisze Marek Radziwon, autor niezwykle celnej biografii, która ukazała się w tym roku. O Jarosławie Iwaszkiewiczu powstało dotąd już sporo książek, opublikowano wiele rozpraw krytycznych analizujących jego twórczość, dla wielu jednak najważniejsza jest jednak jego postawa w latach PRL, która stanowi swego rodzaju klucz i symbol tamtych lat. Biografia pisarza może być przy tym niezwykle pomocna w zrozumieniu minionych i tak bardzo skomplikowanych czasów.
Spośród wielu opublikowanych biografii (m. in. Andrzeja Zawady czy Piotra Mitznera) książka Radziwona wyraźnie się wyróżnia. Autor podejmuje bowiem próbę stworzenia klucza do zrozumienia nie tylko działań swego bohatera, ale też, a może przede wszystkim, tamtych czasów. Nie jest to jednak biografia całościowa, pominięto niemal całkiem wątek osobisty, nie ma odniesień do życia intymnego, do znanych już przecież szerzej stron życia pisarza, które szczególnie mogą ciekawić łowców sensacji czy tropicieli odmiennych postaw seksualnych.
Jest to natomiast w całej pełni biografia intelektualna Jarosława Iwaszkiewicza, chociaż jej autor nazywa ją skromnie „szkicem” oraz „biografią polityczną”, zbiorem „poglądów Iwaszkiewicza na emigrację, na historię, na sąsiadów Polski, w tym przede wszystkim na Związek Radziecki i na Niemcy”, ale również „portretem pisarza, artysty, intelektualisty”. Przyznaje przy tym, że „trudno o biografię mniej oczywistą”, bo życie Iwaszkiewicza, którego określa jako „spokojnego, subtelnego i zapobiegliwego” człowieka, było – jak już wcześniej powiedziano – niezwykłe bogate. Dodajmy jeszcze, że w wielu przypadkach Marek Radziwon podejmuje się „dość obszernych”, jak sam ocenia, analiz tekstów literackich. Dzięki temu otrzymujemy niezwykle uczciwą i rzeczową książkę, której autor nie ucieka w sensacyjne i delikatne wątki osobistego życiorysu autora „Sławy i chwały”.
Pomimo, że Jarosław Iwaszkiewicz był przez lata szczodrze nagradzany i honorowany za swoją twórczość, a także pełnił wiele odpowiedzialnych funkcji społecznych, bo był przecież wieloletnim prezesem Związku Literatów Polskich (od 1959 roku do śmierci), przewodniczącym Polskiego Komitetu Obrońców Pokoju, posłem na Sejm przez wiele kadencji, to jednak gnębiło go głębokie poczucie braku sukcesu literackiego, niedocenienia i niezrozumienia przez współczesnych. „Coraz więcej o mnie piszą – i trochę mnie to przeraża, bo nie wiedzą co pisać”, czytamy w jednym z jego listów, jakie przytacza autor biografii. Stwierdza przy tym, że „ktokolwiek pisze o Jarosławie Iwaszkiewiczu musi mieć poczucie, że mimo wysiłków nie zdoła całkowicie poznać tej niezwykłej osobowości”.
W książce Marka Radziwona jest wiele odpowiedzi i wyjaśnień odnoszących się do mniej lub bardziej znanych dotąd szczegółów życiorysu pisarza, ale jednocześnie autor stawia wiele pytań, pomimo że materiał, jaki wykorzystał, jest ogromny (to dogłębnie przebadane i bardzo liczne archiwalia, przechowywane nie tylko w polskich zbiorach, ale też w Moskwie, jak również w dużej mierze publikowane i niepublikowane dzienniki (ukazały się już dwa tomy) oraz obszerna korespondencja pisarza (w dużej mierze ogłoszona w szeregu publikacjach), a także archiwum prywatne ze Stawiska, w tym nie wykorzystane dotąd bardzo osobiste notatniki). Warto tu podkreślić, że opublikowane dzienniki i listy pisarza – co jest przecież wyjątkową rzadkością – nie są w żadem sposób okrojone. Dochodzą do tego relacje Marii Iwaszkiewicz, córki, która również bez żadnej cenzury wewnętrznej udostępnia swoją wiedzę o ojcu i jego otoczeniu zarówno we własnych książkach, jak i podczas licznych spotkań autorskich.
Chociaż wielu czytelnikom dobrze znane są koleje życia pisarza, to biografia Marka Radziwona potrafi trzymać w napięciu, bo autor z wielkim talentem i niezwykle sugestywnie opisuje kolejne fazy życia Iwaszkiewicza, prezentując najróżniejsze spojrzenia, nie unikając często krytycznych ocen czy tak celnych uwag jak ta: „młodość gimnazjalna była jeszcze czasem snobowania się na artystę, ale szybko niedojrzały snobizm stał jego prawdziwym powołaniem i przeznaczeniem”.
Marek Radziwon zwraca szczególną uwagę na znaczenie, jakie dla kształtującego się pisarza stała się „fascynacja kręgiem poetyckim skupionym wokół Stefana Georgego, nowym romantyzmem niemieckim, ideą siły, przewodnika, wodza”. Skończyło się to definitywnie w 1933 roku, po dojściu Hitlera do władzy, „ale pozostawiło u Iwaszkiewicza trwały ślad”, gdyż w ocenie biografa był to jeden z najważniejszych epizodów w życiu pisarza. W tym czasie nawiązał bliskie związki z Unią Intelektualną, organizacją niemieckich intelektualistów o znaczących wpływach na ówczesny nurt polityczny o – jak dość szybko zrozumiał Iwaszkiewicz – wyraźnym zabarwieniu nacjonalistycznym. Echa tych problemów ujawniają się w pierwszej powieści Iwaszkiewicza – w „Czerwonych tarczach”, chociaż jej akacja umiejscowiona została w XII wieku, a bohaterem był książę Henryk Sandomierski, swego rodzaju alter ego autora, jak zasadnie przedstawia to biograf.
Odcinając się w 1933 roku od tego nurtu Iwaszkiewicz „okazał się przenikliwszy niż wielu ówczesnych polityków” w ocenie sytuacji w Niemczech i narastającego zagrożenia. Była to wspólna ocena obojga małżonków, zresztą opinie Anny Iwaszkiewiczowej zawarte w cytowanych w książce listach potwierdzają jej wielkie zalety i umiejętności. Widzimy to również w ocenie drugiego sąsiada Polski – Rosji Sowieckiej. U Anny „krytyczna perspektywa szybko zmieniła się w jawny sprzeciw”.
Marek Radziwon pisze, że „dla Iwaszkiewicza wojna była także porażką całej kultury – dla człowieka, który pamiętał klęskę dalekich Kresów sprzed dwudziestu lat – była też beznadzieją klęską historii”. Sam przetrwał w pewnej mierze dzięki fortelowi – wykorzystał pomyłkowy wpis przy urodzeniu i pod nazwiskiem Leona Iwaszkiewicza zarejestrował się jako ogrodnik, dzięki czemu korzystał z legitymacji Związku Ogrodników. Jednocześnie „był świadom, że żyje w niemal komfortowych warunkach”.
Po wojnie „nie naiwność pchała Iwaszkiewicza do działalności publicznej, ale przekonanie, że nie można innym oddawać pola tylko [należy] brać sprawy w swoje ręce”. O jego postawie pisze autor biografii: „czekał, nie wykonywał gwałtownych ruchów, nie manifestował pierwszy, ale też pierwszy nigdy niczego nie popierał. Nie angażował się zanadto, ale jednak na tyle, aby nie stać się całkiem bezbronnym, nie wypaść poza oficjalny krąg … Pozostawał bezpartyjny, i nie tylko dlatego, że wstąpienie do partii kłóciłoby się z jego poglądami, ale dlatego także, że wiedział, że jest potrzebny właśnie jako bezpartyjny”. To wszystko było powodem sporów i krytyk, z którymi się potykał za życia, a które nie ucichły i po jego śmierci. Biograf tak podsumowuje postawę Iwaszkiewicza: „on naprawdę miejsce artysty widział w salonach władzy. Chciał może władzy bardziej oświeconej, ale układał się z taką jaka była, nie mógł – i nie była to kwestia kalkulacji, ale charakteru – trwać w permanentnej opozycji bez widoków na zmiany”, a także: „siebie widział w roli neutralnego negocjatora, który wciąż balansuje między dwoma, nawet trzema opcjami politycznymi”.
Pierwszym i bezpośrednim powodem fali krytyki i jednocześnie kpin tuż po śmierci Iwaszkiewicza był fakt pochowania go w mundurze górniczym, podobno na własne życzenie pisarza, co jednak później dementowała jego córka. Mundur ten otrzymał w kwietniu 1978 roku i był on rodzajem uznania ze strony śląskiego środowiska partyjnego. Wówczas – na zjeździe Związku Literatów Polskich w Katowicach – „w asyście sztygarów w pełnej gali sędziwy prezes ZLP wdział na głowę czako z piórami, przyjął czekan i górniczą lampkę. Wzruszony niemal do łez, dziękował wylewnie”, jak wspominał Jan Józef Szczepański. Fotografie Iwaszkiewicza obiegły ówczesną prasę stając się przedmiotem wielu niepochlebnych opinii. Przypomnijmy jeszcze, że Iwaszkiewicz w kwietniu 1970 roku otrzymał Leninowską Nagrodę Pokoju, która byłą uważana za sowiecki odpowiednik Pokojowej Nagrody Nobla. Biograf twierdzi, że „chyba nie był nią zachwycony”. Sam pisarz zanotował w dzienniku: „Nagroda Leninowska spadła na mnie jak śnieg w lecie. Nie oczekiwałem tego zupełnie, tym bardziej, że moja aktywność ‘pokojowa’ bardzo opadła”. Warto tu przypomnieć, że innymi – nielicznymi – polskimi laureatami tej szczególnie politycznej nagrody byli: pisarz Leon Kruczkowski, Ostap Dłuski (działacz komunistyczny) oraz Halina Skibniewska (architekt, wicemarszałek Sejmu w latach 1971-1985). Dodajmy jeszcze, że ostatnim laureatem nagrody leninowskiej – w roku 1990 – był Nelson Mandela, wówczas wieloletni więzień, który nagrodę odebrał dopiero w roku 2002, gdy od dwunastu lat przestała już istnieć.
Dodajmy jeszcze jedną opinię Marka Radziwona, która pozwala lepiej zrozumieć postawę Jarosława Iwaszkiewicza: „bardzo wcześnie zaczął się uważać za człowieka XIX wieku, epoki przeszłej i niemodnej, i tą zamierzchła przeszłość w sobie pielęgnował”. I jeszcze jedna celna ocena biografa: „Iwaszkiewicz, to przyznawali nawet jego najzagorzalsi przeciwnicy, był jedną z największych postaci życia kulturalnego w Polsce, pisarzem światowego formatu. Nie potrafił jednak, on, człowiek wielkiego talentu, pokazać równie wielkiego charakteru”.