Marta Brzezińska: Człowiek patrzy w siebie
Piotr Wierzbicki, Boski umysł. Esej o tropieniu świata. Wydawnictwo Sic! Warszawa 2011.
Najnowsza książka Piotra Wierzbickiego jest dziennikiem dość niezwykłej podróży. Dokąd? Z perspektywy nieco afektowanej, poetyckiej wrażliwości można by powiedzieć, że do piekła niepewności, w otchłań domysłów w poszukiwaniu złotego runa poznania. A ujmując bardziej zwyczajnie, to zapis kilku refleksji, skreślonych elegancko i z namysłem. Bardzo ostrożnych, bez naukowej napuszoności i tej maniery mędrca, które niektórym literatom każe popadać w rodzaj egzaltacji trafnością własnych sądów.
Boski umysł nie jest książką dla filozofów i ten dziennik podróży do źródeł myśli można śledzić okiem nieuzbrojonym w koncepcje i kategorie. Znajomość wcześniejszych książek autora, choć niewątpliwe pomocna (jak choćby Zapisu świata, do którego w Boskim umyśle powraca sam Wierzbicki), nie jest warunkiem koniecznym. To podróż bardzo świadomie wytyczana, konsekwentna, w dużej mierze literacka – co nie znaczy, że łatwa. Skuszonych niewielkimi rozmiarami książeczki Wierzbickiego, uprzejmie przestrzegam, że w tej skorupce orzecha kryją się treści trudne, nierozstrzygalne i trzeba poświęcić lekturze nieco czasu. To taki rodzaj czytania, którego nie doświadcza się często, pojawiają się skojarzenia z pierwszymi poważniejszymi książkami, z dawkowaniem czytania, powracaniem w to samo miejsce, zakreślaniem fragmentów na później. Perspektywa lektury nostalgicznej, współodczuwającej, refleksyjnej zdaje się w tym przypadku tą właściwą.
Nazwałam Boski umysł dziennikiem, choć nie ma on wiele wspólnego z praktyką diarystyczną, to filozoficzny esej w jedenastu ujęciach, kreślących sferę zainteresowań autora, rozpiętych między obserwacją ludzkiego umysłu, narzędzia poznania a jego przedmiotami, światem, materią, a w końcu wszechbytem, istnieniem. Każde z ujęć budowane jest jednak jak ślad, odciska się w czynności, w pracy a nie w efekcie. Każdy z kronikarskich znaków, kroków ku rozumieniu rysuje się w nieco przyczynkarskiej, jakby zbyt lekkiej, niemal nazbyt błyskotliwej formie. Opisałabym ją jako obdarzoną pewną przesadą, naddatkiem słownej wirtuozerii, nie w złośliwym tonie, to raczej moja czytelnicza bezradność powoduje, że wyczuwając złożoność, intuicyjnie przedkładam kunszt wykonania nieco nad wagę treści. W tym przypadku jednakże próba wyśledzenia, zrozumienia literackiej formuły może prowadzić w stronę sposobu ujęcia kwestii filozoficznych, które chwytane są w ramy stylu pisarza, poprzez nie postrzegane.
W przedmowie, czyli małym traktacie o felietonie do zbioru tekstów Mikrokosmos, Wierzbicki pisze: „Któż nie marzyłby o tym, żeby zostawić po sobie opisany przez siebie cały Wszechświat we wszystkich jego kształtach i przejawach?” To pragnienie szerokiego widzenia i poczucie swobody wyrażania, przy dyscyplinie małej literackiej formy, zdaje się wyznaczać ramy Boskiego umysłu jako pisarskiej przygody. Niedługie, eseistyczne próby rozwijają się od punktu startowego, czyli miejsca narodzin, konkretnych czterech ścian, szybko nabierają prędkości, wylatując gdzieś poza ograniczenia grawitacji, obejmując świat abstrakcji i indywidualnych odczuć, perspektywę żaby i kosmosu, wyrażanego i niemożliwego do zamknięcia w słowach.
A sam punkt zero tej historii, a chwila, w której naprawdę cała się zaczyna… Czyż ów akt erekcyjny przedsięwzięcia, któremu na imię wszechświat – jeśli miał miejsce, jeśli to wszystko nie istnieje od zawsze – nie należy do legendy mego domu, nie zajmuje miejsca w mej pamięci, nie uczestniczy w mym mocowaniu się z zagadką?
Barbara Skarga określiła filozofię jako złożoną z samych zagadek, bez ostatecznego rozwiązania. Również u Wierzbickiego wędrówka polega na przechodzeniu od jednej zagadki, do następnej, od Wielkiego Wybuchu do „nędznej chwilki” pozbawionej znaczenia. Sprzeczności, paradoksy, poetyckie metafory, nieustanne oscylowanie między przyjmowanymi perspektywami wpisane jest w wędrówkę, tak jak i rozpisanie problemów, rozegranie ich na magiczne dwa: „Tak wszechbyt, mój dom prawdziwy, jawi się jako egzotyczny dwuskrzydły twór. Jedno jego skrzydło stanowią martwe konstelacje kosmosu. Drugie jego skrzydło to pojedyncze ludzkie ja.” Albo: „Dwa są główne punkty widokowe, z których podziwiam panoramę wszechbytu. Pierwszy to punkt widzenia mego ja. Drugi to punkt widzenia wyimaginowanego zewnętrznego obserwatora ulokowanego gdzieś na krańcach świata.”
Osobisty ton wypowiedzi autora zjednuje czytelnika a wymieniając pewniki na domysły – „(…) domysł jest czymś innym niż frazes. Frazes to oszustwo, pokrycie braku myśli politurą pustych słów. (…) Domysł zmierza ku prawdzie, choć czyni to w stylu beznadziejnie rozpaczliwym.” – Wierzbicki przyjmuje postawę zwyczajnego, niepewnego sądów obserwatora. Słowa służące opisaniu doświadczenia rozumowego rozwikłania zagadek bytu, sposobów funkcjonowania umysłu, nie są skomplikowane. Autor wraca do wcześniej sformułowanych tez, jakby przepytując się, upewniając wciąż na nowo, zachęcając do czytania na wyrywki, poznawczej cierpliwości. Powtarzalność ludzkiego doświadczenia, wspólnota emocji i sposobów problematyzowania wyznacza porządek narracji. Wytyczyć granice poznania, określić potencjalność umysłu na swój prywatny użytek stać się może ciekawym krokiem w stronę pozbycia się szarych barw ochronnych codzienności, odwrotem od intelektualnych przyzwyczajeń i skierowaniem się w stronę zupełnie innych szlaków. Bez wychodzenia z domu.