25 paź

Małgorzata Karolina Piekarska: Léger bez wąsów, czyli czerwono mi

Rysuje by żyć. Takie ma się wrażenie oglądając prace Sabiny Samulskiej. Sama zresztą stworzyła cykl rysunków zatytułowanych „Rysuj, bo nie żyjesz”. I choć brzmi to jak rozkaz ma się jednak wrażenie, że jest stwierdzeniem faktu. Jak żyć bez rysowania? Samulska na pewno nie może. Sama zresztą powiedziała: „Plastyczność obrazu ma swoje granice tylko w wyobraźni. Kiedy to sobie uświadomiłam, moja droga stała się prosta. Widzę, więc rysuję, ilustruję, plakatuję, a przede wszystkim jestem artystką”.
Jej rysunki pokazują radość tworzenia, zabawę komentarzem, a także formą. I choć na pierwszy rzut oka przypominają rysunki i malarstwo francuskiego związanego z kubizmem
artysty Fernanda Légera, bo podobnie jak u niego jest tu abstrakcja i półabstrakcja pełna cylindrycznych form, zaś Samulska podobnie jak Léger ogranicza postać człowieka do czystego kształtu, a jednak udało się Samulskiej wypracować własny styl.
Samulska jest dowcipna. Jej stojąca na wadze kobieta mówiąca: „Może stanę na palcach to będzie mniej?” przypomina Wenus z Willendorfu, uważaną przecież za prehistoryczny symbol płodności. Jednak u Samulskiej ten symbol, jak i wiele innych bohaterek jej prac, konstatuje stereotypy kulturowe XXI wieku z faktami, czyli modę na szczupłość, z tym że społeczeństwa zachodnie są coraz grubsze.
Sama zresztą mówi o swoich pracach: „staram się łączyć upodobanie do prostych, geometrycznych form ze sztuką harmonijnej kompozycji, nie unikam jednak przerysowanych proporcji, zwłaszcza gdy chcę uwypuklić psychologiczne cechy moich postaci”.
Samulska lubi jaskrawe i konkretne barwy, a szczególnie kolor czerwony (wielka szkoda, że w „Wyspie” nie można tego pokazać), a ten dodaje pracom energii, zaś niektórym nawet agresywności, przydatnej, gdy dotyczą tematów drażliwych czy ważnych.
Samulska mówi: „Ważna jest dla mnie prawda momentu – autoobserwacji lub sytuacji społecznych, które niosą ze sobą wielowymiarowe emocje. Lubię, gdy moje prace wchodzą w dialog z widzem”.
Samulska bywa wulgarna, ale jest w tym coś artystycznego. Jej kobieta zachwycająca się pięknem mówi: „jest tu tak pięknie, że chyba się obsram”, ale jest w tym coś uroczego, bo wypowiadająca to postać zdaje się być nieśmiała i zażenowana własnymi myślami. Z kolei kobieta, która wdepnęła w fekalia tańczy przypominając na pierwszy rzut oka… syrenę.
Samulska jest rozpoznawalna, a to niezwykle cenne u artysty. Nie ma bowiem nic gorszego niż bycie takim jak wszyscy. Trzeba być sobą. Samulska jest. Jest takim polskim Légerem, choć bez wąsów, a jej jaskrawe barwy zmieniają świat widza wchodząc z nim w dialog, którego tak pragnie. Ja lubię czerwień i po seansie z Samulską czerwono mi. Chyba pozostanę w tym świecie na dłużej.