15 paź

Magdalena Wojak: W METAFIZYCZNYM SUPERMARKECIE

Henryk Waniek, Wyprzedaż duchów. Sudety, jakich nie znamy. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2007

Sacrum jest albo go nie ma. Jego natężenie nie podlega stopniowaniu. Jednak gdy chce się zaznaczyć obecność sacrum przy pomocy nadmiaru obrazów i słów, zupełnie nieoczekiwanie staje się ono swoim zaprzeczeniem – stacza się z góry na niziny profanum. Traci swoją wewnętrzną wartość, staje się tanim towarem dostępnym dla wszystkich.
Henryk Waniek w swojej najnowszej książce pozostaje wierny kreowanej od lat mitologii Górnego Śląska. Jednak podchodzi do niej coraz mniej serio, raz po raz puszcza oko do czytelnika, igra z tajemnicą, wystawiając ją na sprzedaż. Zaznaczając delikatnie swoją obecność w świecie przedstawionym, oddaje pierwszeństwo otoczonemu aurą tajemnicy i ekscytacji bezimiennemu J. pełniącemu rolę guru, duchowego przewodnika grupy zapaleńców, pragnących odkrywać trudno dostępny głęboko ukryty i zaszyfrowany wymiar Sudetów. Jednak czasem nawet ten, który był „w samym środku jak wieczorna istota, opasany orbitami zmiennych planet, komet i meteorów, owinięty wokół siebie i wyniośle znieruchomiały” okazuje się gburem, ignorantem i szydercą. Taka podwójna gra widoczna jest w obszarze całej opowieści.
Waniek tworzy mit, po to, by go zdegradować.  Uwzniośla, by strywializować. Skoro nikt na własną rękę nie chce eksplorować odchodzącego w niepamięć sudeckiego świata, to trzeba go wylansować – zdaje się mówić autor, tym samym stawiając diagnozę współczesności coraz bardziej odartej z metafizyki. Trzeba sprzedawać duchy, tak jak sprzedaje się dywany – bawi się narrator, wspominając zabawną pomyłkę Romka czytającego przydrożny szyld. Jednak lepiej żeby interes wziął w swoje ręce znawca i miłośnik regionu. Dla niego przynajmniej duchy, choć może już niemodne i przynależące do zeszłych sezonów (i kolekcji), mają jeszcze jakąś wartość. „Kupisz?” – pyta z ironią Waniek-akwizytor i puka do wrażliwości odbiorcy, prezentując bogaty, choć przeceniony (a więc ceniony za bardzo niegdyś lub po prostu mający obniżoną wartość) asortyment. Co więcej – tylko on ma świadomość, że dysponuje jego nadmiarem (co mocno daje się odczuć). Łączy je więc w wielopaki i dodaje gratisy.
Promocja pierwsza: ludzie. Ci, którzy przybywają w Sudety grzeszą nadświadomością. To quasi-odkrywcy gór, którzy chyba nigdy nie doświadczyli „obecności uczestniczącej” i nie potrafią zanurzyć się w bycie. Zamiast pytać, przychodzą z odpowiedzią. Uzbrojeni w szkiełko i oko znawców nie tylko alchemii i apokryfów, ale także Swedenborga, filozofii chińskiej czy mitologii celtyckiej niejako arbitralnie narzucają tajemnicę penetrowanej przestrzeni zamiast wsłuchiwać się w jej tętno. Trochę lepiej radzą sobie z tym tubylcy. Tepperowa – lokalna czarownica łączy cechy szamanki, znachorki i bizneswoman, która każe sobie słono płacić za uleczenie z nowotworów. (Uroki rzuca gratis.) Zaklinacz deszczu Pater chyba jako jedyny wierzy, że panuje nad przyrodą. Magda przybywa tu, by raz jeszcze spotkać ducha swojej utraconej miłości. Jednak jedni i drudzy bardziej niezwykłości pragną, niż są w stanie jej doświadczyć. Tęsknią.
Promocja druga: miejsce. Realna topografia wyznaczona przez trasę PKS-u łączącego  Sośnicę, Grabowiec, Głośnicę, Krumlowo i Kopalinę pod piórem Wańka staje się istną fabryką duchów. Panuje tu nie tylko legendarny Duch Gór. W Sudetach, na kulturowym pograniczu polsko-niemiecko-czeskim, spotykają się duchy przeszłości i teraźniejszości, duchy narodów zwycięskich i wysiedlonych, duchy zmarłych i żywych, duchy przedmiotów, starych domów, cmentarzy i płotów. Duchy przydrożnych kaplic czają się zewsząd karmione opowieścią o św. Gralu. Obecność ich wszystkich razem nadaje górom wymiar widmowy, odrealnia, ale nie stanowi czytelnej metafory. Być może to specyfika miejsca sprawia, że nawet sny opowiadane przez Ludwika w drodze do mleczarni stają się wizjonerskim misterium?
Promocja trzecia: natura. Ożywiona mocą mitycznej wyobraźni przyroda staje się bytem autotelicznym. Duch mówiącego drzewa może spotkać się nieoczekiwanie z demoniczną Marą, która przemieniona w sępicę porywa dusze upatrzonych ludzi.  Natura broni swoich skarbów – dla profanów jest szczelnie zamknięta, zwodzi ich mgłą, która raz każe błądzić w kółko, raz grozi śmiercią, a innym razem roztkliwia i otwiera pamięć.
Promocja czwarta: język. I on staje się ważnym narzędziem kreowania regionu skazanego na (za?) niezwykłość. Pozwala snuć się opowieści. To jego martwe gotyckie litery na chwilę ożywają w zatartym napisie w piwnicy poniemieckiego domu. To on płata figle Romkowi czytającemu szyld. To on wreszcie posłusznie daje ułożyć się w łacińską frazę, angielski tytuł piosenki, pruską nazwę, alchemiczne zaklęcie, ludową śpiewkę czy cytat z Magicznej księgi. Również on nadaje imiona, a więc i tożsamość różnym postaciom mgły (Riza, Liska, Ribel) oraz podsuwa wyobraźni podania o demonach i wampirach, wzbudzając dziecięce pragnienie spotkania ich twarzą w twarz.
Taka językowa elastyczność sprawia, że książka Wańka się przepełnia – wykracza poza swoje granice. Świecące w ciemności blaski przywodzące na myśl jednocześnie upiora i UFO to zbyt szeroka skala na metafizycznym sejsmografie, który zaczyna pękać. Nadmiar duchów mówiących jednocześnie różnymi językami wprowadza zbyt duży gwar. Supermarket staje się bazarem. Książka zaś o iście reklamowym podtytule: Sudety, jakich nie znamy przypomina palimpsest, w którym nakładają się porządki, języki, epoki i wyobraźnie.
Jaki może być zysk z wyprzedaży duchów? Jaki rezultat metafizycznego biznesu? Sprzedawca ogarniając całość towaru, na pewno zyskuje dystans, oczyszcza się, porzucając zbędny balast. Kupujący zaś musi opanować do perfekcji sztukę wyboru oraz umiejętność stworzenia własnej definicji tajemnicy i metafizycznej równowagi. Do takich zakupów na pewno trzeba się przygotować, gdyż Biuro Obsługi Klienta raczej nie uzna reklamacji…