Magdalena Wojak: Polska na plastikowym talerzu
Michał Olszewski, Zapiski na biletach, WAB
Ile świata zmieści się na kolejowym bilecie? Tyle samo co na pudełku od zapałek czy mniej? Więcej niż na zmiętej pospiesznie kawiarnianej serwetce? Dla Michała Olszewskiego potrzeba „czernienia papieru” (jakikolwiek by on nie był) nie jest „zemstą ręki śmiertelnej”, nie wynika wyłącznie z potrzeby utrwalenia chwili – to raczej konieczność udowodnienia, że „nigdzie-kraje” istnieją, że na peryferiach toczy się życie prawdziwsze niż w centrum, a zwykła przejażdżka podmiejskim pociągiem może być bardziej egzotyczna niż podróż w dalekie kraje.
Świat zapisany na bilecie jest daleki od Przybosiowych „zapisków bez daty” – gigantyczny komposter raz po raz wytłacza na nim swój znak, ściśle wiążąc z określonym miejscem i czasem; to świat, który wymykać się może jedynie wyobraźni (niejednokrotnie przekraczając jej granice).
Olszewski pisze, bo podróżuje i podróżuje, bo pisze. „Zbieram okruchy świata, nie próbując na siłę sklejać ich w całość” – wyznaje. Swoje „strzępy” wrzuca do szuflad, wyciąga, nanizuje na sznurki, tworząc chaotyczne mantry i różańce „klepane z miłością i odrazą jednocześnie”. Podgląda, szuka drogi wśród miraży, przeżywa tysiące zdumień, zgadując „co jest naprawdę, a co na niby”. Smakuje.
Bowiem autor „Zapisków” to nie lada smakosz – chłonie świat wszystkimi zmysłami: patrzy, wącha, degustuje (co niejednokrotnie bywało ryzykowne), słucha. Jest bacznym obserwatorem i wrażliwym konsumentem. Pomny słów Goethego – często właśnie w jadłodajniach szuka intymnej bliskości z otoczeniem. Przemierzana wzdłuż i w szerz Polska staje się dlań interesującym wieloskładnikowym daniem (i za-daniem).
Aperitif. Co pobudza apetyt Olszewskiego? Mnożące się na każdym kroku absurdy polskiej rzeczywistości nadają rytm poszukiwaniom, zwiększają tempo. Jego rozbujana wyobraźnia „bawi się i kombinuje” (szukając ponadnarodowych detali, wspólnych mianowników kulturowych) oraz nieustannie pyta dlaczego to samo zjawisko niesie różne znaczenia w zależności od tego czy dzieje się we własnym czy obcym kraju. Głód podsyca ciekawość – czas przejść do sedna.
Danie główne. Polska podana jest w całej swojej pstrokaciźnie i zdumiewającej niespójności. Kiczowata, brudna, niebezpieczna, tak bardzo inna od cywilizowanych krajów Unii Europejskiej fascynuje. Olszewski niejednokrotnie kpi, ironizuje, jednak potrafi zachować takt i pokorę wobec odwiedzanych zakątków, których na próżno szukać w przewodnikach. „Czy mam prawo narzucać obcym ludziom swoje sny o krajobrazie idealnym? – pyta zdegustowany różowym neonem baru Flamingo, smakiem tradycyjnego żurku z torebki, widokiem plastikowego bluszczu czy smrodem na niemal każdym polskim dworcu. Śmiech i przerażenie splatają się w jedno. Kebab Cafe, hurtownia odzieży Giewont czy „kapusta kiszona barwy mocno szarej podana z pomarańczą” a obok śmierć młodej dziewczyny wyrzuconej z pociągu, niekończące się remonty dróg, ścisk, chaos, rozpad na każdym kroku, zakompleksieni polscy podróżni międzynarodowego pociągu wyklinający Niemców za wojenne zbrodnie; siermiężność i brzydota PRL-u, a obok polska nowoczesność „pod daszkiem z pleksi”. Bywa gorzko i trudno. Lecz wciąż ciekawie.
Jednak Michał Olszewski jest wytrawnym smakoszem. Nie zadowolą go kontrastowe zestawienia smaków – on szuka niuansów, wsłuchuje się w półtony, odnajduje świeżość wyblakłych kolorów. Spogląda nie tylko na ludzi i zdarzenia, kreśli nie tylko zgrabne sceny rodzajowe. Smakuje różnorodność kolorów nieba, wpatruje się w jesienne szarości, szukając w nich „naszego największego atutu, narodowego dobra, które powinno być prawnie chronione (…) Jest wtedy tak, jakby kraj stawał się podróżnym otwarty na oścież, z całym bezwstydem, nagością, trudnym pięknem”.
Deser. Autor „Zapisków na biletach” nie ocenia, nie analizuje – po prostu snuje swoją opowieść. Ostatnie teksty są pogodniejsze, groteska zostaje wyparta przez zadumę podszytą melancholią i troską. To coś na osłodę. Tropi śmieszności językowe (Pizzeria Risotto, Zakłady Mięsne Exodus, Restobar Avokado – trad. kuchnia polska), obserwuje zmieniający się „prywatny pejzaż” rodzinnego Ełku, ubolewa nad losem starych drzew wycinanych na Mazurach, przyznaje, że ma słabość do papierowej mapy wypieranej współcześnie przez GPS – mówi ciszej, bardziej osobiście. Podróżując (niejednokrotnie w trudnych warunkach), doskonale rozumie, że pociąg może fascynować. Zarówno dla ludzi, którzy odwracają się na chwilę od pracy, jak i dla niego samego to emisariusz pragnień, łącznik z innym lepszym światem, wprowadzający w zwykłą codzienność odrobinę magii.
I może właśnie to za sprawą tych czarów, podróżnym jadącym pociągiem z Hamburga do Krakowa łatwiej dojechać do wnętrza kraju, gdyż otrzymują całą prawdę o Polsce na talerzu. Plastikowym z Warsu.