Kasia Kalinowska: W społeczeństwie są problemy
Dorota Masłowska, Między nami dobrze jest, Lampa i Iskra Boża
Nowa książka Doroty Masłowskiej, przez recenzentów opisywana w kontekście chorej tożsamości narodowej Polaków oraz zwrotu ku tradycyjnym wartościom w odniesieniu do relacji międzypokoleniowych, nie jest bynajmniej kolejnym, prostym w interpretacji i obsłudze, manifestem autorskich poglądów krytycznych wobec rzeczywistości. W warstwie meta jest to bowiem krytyka krytyki społecznej. Masłowska „dobiera się” nie tylko do naszych konkretnych bolączek i paranoi, choć i takiej, bezpośredniej krytyki w dramacie nie brakuje. Autorka komentuje różne „zła” społeczne (żeby uciec od wszechobecnego słowa „patologie”), ale szczególnie mocno koncentruje się na sposobach ich przedstawiania, dyskutowania i radzenia sobie z nimi. „W społeczeństwie są problemy”, ale to jeszcze nic. Najgorsze, że układ immunologiczny społeczeństwa jest chory!
„Między nami dobrze jest” to przewrotna odpowiedź na kulturowe hiperogłupienie czy, mówiąc słowami samej pisarki, na czasy „ekstazy bzdury”. (Hiper)śmiech wzbudzają wszelkie egzotyczne (i całkiem codzienne) podniety Polaków: irracjonalny kult IKEI, poddańcze i męczeńskie przywiązanie do sieci sklepów Biedronka albo Tesco, czy też fetyszyzacja szynki parmeńskiej – szczytu wykwintności, cudownego objawienia światowych kuchni. Z drugiej strony książka Masłowskiej straszy -izmami i -logiami, którymi i tak już jesteśmy zdrowo wystraszeni – pojawiają się tu tematy: biedy, wykluczenia, nietolerancji i nienawiści, rozliczeń z przeszłością, a przede wszystkim daleko posuniętej anemii więzi międzyludzkich. W warstwie językowej przeraża kostropata poetyka braku i absurdu, która sprawia, że całość sztuki „przybiera na szczerości”.
Czytelnik tego niedługiego, trzyaktowego dramatu śmieje się i łapie za głowę, wzdycha i fuka na „ach, te czasy, te obyczaje”, zasmuca się, wzrusza, rozczula i złości. I za wszystkie te reakcje kolejno dostaje po głowie! Odbiorca, który w ten sposób uosabia cały przekrój społecznych reakcji na problemy współczesnych Polaków, obrywa za grzechy instytucji powołanych, by uprawiać krytykę społeczną, ale także za grzechy nas wszystkich – podwórkowych krytyków wszystkiego i wszystkich. I w tym znaczeniu nowa książka Masłowskiej jest zaangażowana społecznie, nie w sposób nachalny, ale wyraźny i zdecydowany. Sama autorka powiedziała w wywiadzie dla „Przekroju”: „To jest moja pierwsza książka, w której nie wyliczam, kim ja pogardzam, tylko piszę o tym, że wszyscy sobą nawzajem pogardzamy i że nie da się tak żyć”. Masłowska nie wskazuje tu winnych, za to w druzgocący sposób obnaża mechanizmy kształtowania dyskursu odpowiedzialne za taki stan rzeczy (albo może braku rzeczy).
Autorka kpi zatem głównie z mechanizmów paniki moralnej. Wytyka w ten sposób ludziom mediów, działaczom społecznym oraz środowiskom sztuki i nauki – czyli grupom najbardziej zaangażowanym w kreowanie klimatu paniki moralnej – tworzenie coraz to nowych fobii społecznych, niezdrowe nakręcanie nastrojów nienawiści i psucie wrażliwości ludzi. A ludzie są u Masłowskiej albo całkiem niewrażliwi, albo wręcz nadwrażliwi. I nie wiadomo w zasadzie, co gorsze, obydwie postawy – z jednej strony, totalnej obojętności; z drugiej, „gryzienia sercem problemów społecznych” – są przez młodą pisarkę w równym stopniu napiętnowane. Jak widać, oddalamy się od siebie na wiele różnych sposobów. Niektóre są bardzo przebiegłe i udają obłudnie chęć zbliżenia z innymi ludźmi. Tu doskonały przykład stanowi właśnie działanie na rzecz nieszczęsnego (bo ani skutecznego, ani zdrowego) „uwrażliwiania” społeczeństwa.
Głównym tematem „Między nami…” są zatem nie tyle mosty i mury między ludźmi, ile sposoby budowania mostów i burzenia murów. Dorota Masłowska wychodzi poza czysty opis rzeczywistości, który w jej wykonaniu, jak zawsze, jest błyskotliwy i celny. Autorka decyduje się opatrzyć rzeczywistość komentarzem – bolesnym, ale jasno wskazującym na miejsca, gdzie (nie) czai się Zło. Nie jest ono ulokowane w naturze człowieka, ani w różnicach między ludźmi, ani w historii czy w odmiennych doświadczeniach biograficznych, ani w nowych technologiach. Nie w przeszłości i nie w przyszłości. Nie jest zła ani Mała Metalowa Dziewczynka – przedstawicielka pokolenia Nic, ani jej matka, Halina, która jest Nikim albo nawet „nie jest Kimś”, ani Osowiała Staruszka na Wózku Inwalidzkim, która mentalnie żyje w czasach wojny i nie zna innego świata poza latami swojej młodości. Zło, pogarda i nienawiść tkwią gdzieś pomiędzy tymi wszystkim osobami i ich odrębnymi, nieprzystającymi do siebie światami. Diabeł tkwi w szczególe, najpewniej gdzieś w codziennym języku, w dyskursie i wyobrażeniach społecznych, w kulturze…
Nowa sztuka Doroty Masłowskiej to krytyka społeczeństwa krytykantów – czyli naszego społeczeństwa. A morał z tej niepozornej książeczki płynie taki, że nie należy innymi ludźmi pogardzać ani innych ludzi wyśmiewać, ani pochopnie krytykować, ani tym bardziej obłudnie żałować, bo – aż chciałoby się powiedzieć – „kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień”. To przesłanie głównie do nas – krytyków rzeczywistości, kreatorów dyskursu, animatorów kultury. A jak ktoś się nie poczuwa, to „Marsz do swojego braku pokoju!”.