30 mar

Karol Maliszewski: Powrót do przestrzeni (albo „przestrzeń powrotów”)

Nasyciłem się marketami (hiper, super oraz mega) i powoli wracam w krąg osiedlowych i zaułkowych sklepików z duszą albo bez – nieważne, ten nawet bez duszy sytuuje się wyżej niż fabryka zakupów z melodyjką na maksa, wiecznym szumem i zbyt wysoką temperaturą. Zaraz człowiekowi w takim przybytku duszno. W różnym sensie duszno. A w jednym zaułkowym, bardzo zaułkowym sklepiku, w niesłychanie slumsowatych zakamarkach, jedna pani obsługuje śpiewająco. Naprawdę cały czas podśpiewuje. Do zakochania jeden krok, i tak dalej, lecą szlagiery z dzieciństwa. I nie ma nic przeciwko, gdy nieraz towarzyszę jej niezdarnym falsetem. Do takiego sklepu z przyjemnością się wraca.
Wraca się – czy to tak zawsze po pięćdziesiątce? – do znajomych miejsc. Niczego w nich nie ma nadzwyczajnego. Jakieś śmieci świecące tylko dla mnie. Ale to jest to, miejsce nad miejscami, cały zbiór takich miejsc. Cóż z tego, że zadupie. Ono ciebie określa, mówię początkującym adeptom literatury. Nie gardź przyrodzoną ci przestrzenią. I nie dotyczy to tylko tych twórców, których kojarzymy z literaturą „małych ojczyzn”. Okazuje się, że każdy pisarz ma predylekcję do opisu pewnego typu miejsc, jak się potem okazuje – szczególnych, ważnych, symbolicznych. Charakterystyka miejsca jest częścią centralnej problematyki utworu. Musisz pamiętać, drogi adepcie, o znaczeniu tego elementu opowieści, którą zaczynasz sobie wyobrażać. Gdzie rozgrywać się będą zdarzenia, dokąd wyślesz albo skąd sprowadzisz bohatera, jak na niego będzie oddziaływać krajobraz? To tylko niektóre z wielu pytań tworzących pisarską świadomość przestrzeni. Nawet gdy stwierdzisz, że nie należysz do pisarzy, przez których mówi miejsce, jego topografia i kulturowo-historyczne ukształtowanie, to musisz odnieść się do problematyki przestrzeni, musisz wyobrazić sobie mapę literackiej realności, gdyż, jak się wydaje, bohaterowie nie mogą poruszać się w pustce pozbawionej promieni słonecznych.
Jeżeli początkom twojego pisarstwa towarzyszy wyraźna pasja autobiograficzna, to siłą rzeczy będziesz szukał opisowych odpowiedników miejsc, w których dane ci było coś przeżyć i doświadczyć. Przeżycie i doświadczenie nieodwołalnie połączyły się w pamięci z charakterem i klimatem miejsca, ze scenerią dodającą nieśmiało swoje dwa grosze do wydźwięku całości. Tak rozumiana postawa realistyczna dopominać się będzie o nazewniczy, topograficzny i geograficzny konkret, z czym wiązać się mogą drobne niedogodności. Jeśli bohater, noszący cechy twojego alter ego, doświadczy poniżenia i krzywdy w konkretnie nazwanym, realnie istniejącym miejscu, spotkać się możesz z niezrozumieniem i nietolerancją ze strony nieznających praw fikcji literackiej mieszkańców. Opowieść twoja zostanie potraktowana dosłownie niczym reportaż. Możesz wyprzedzić oskarżenia i nieporozumienia, zasłaniając się papierową tarczą. Pamiętaj jednak, że nazwa Obrzydłówek już została wymyślona i użyta.
Zresztą twoje wspomnienia z dzieciństwa wcale nie muszą być związane z poczuciem obrzydliwości i opresji, a realną nazwę możesz pominąć, wymyślając określenia o pozytywnej konotacji. O ile wiem, nie ma na mapie Polski miejscowości Miłogród. W twojej opowieści mogłaby zaistnieć. Niezależnie od tego, do jakiej skłonisz się nazwy, pamiętaj o jej emblematycznym charakterze, o tym, że określasz przez nią stosunek do świata przedstawionego. Po lekturze całości być może będzie wiadomo, czy ten stosunek, zaklęty w nazwie, dotyczył któregoś z bohaterów, narratora czy może samego autora. Możliwe jest również stworzenie ironicznego czy nawet szyderczego napięcia między jednoznacznie określoną nazwą a przestrzenią będącą zaprzeczeniem tej nazwy. Wiąże się z tym szansa na ukazanie obłudy, zakłamania, aksjologicznej niepewności i poznawczej rozterki. Przypomina się zdanie Milana Kundery, który w rozmowie z Christianem Salmonem (Sztuka powieści, PIW, Warszawa, 2004, s. 82), rozważając kompozycję dzieła jako efekt umiejętności używania kontrapunktu, powiada nagle, że „komponowanie powieści polega na zestawianiu odmiennych emocjonalnie przestrzeni”.
Wybacz, adepcie, że cię tu opuszczę, dalej powinieneś radzić sobie sam. Moje obowiązki określone są ściśle: pora na opis snu. Nawet i tam wciska się coś w rodzaju wyczucia przestrzeni. U mnie już zawsze będzie prowincjonalna. Nie umiem śnić o metropolii.
Brat ma jutro umrzeć, lecz nie mówi się o tym wprost. W każdym razie jutro ma coś nastąpić. Chodzimy z tym ciężarem we trójkę. Bo jest jeszcze jego żona, Irena. Podchodzimy pod osiedle (chodzi o Osiedle Piastowskie w Nowej Rudzie wzniesione na dość stromych zboczach). Brat ma jutro umówioną wizytę u lekarza. Jakieś badania. On jednak czuje się zobowiązany do załatwienia wszystkich spraw. Ciąży mu pewien dług. Daje mi pieniądze. Kilka razy wymienia nazwę drużyny. Jest pewien, że ona wygra, a ja dostanę dużą sumę za trafne obstawienie. Dziwię się, że można obstawiać wyniki drużyn B-klasy. Na pożegnanie dorzuca dwie setki. Razem mam czterysta pięćdziesiąt siedem złotych. Zapamiętałem nazwę miejscowości, z której miała pochodzić zwycięska drużyna. Łomnica. Czuję, że go widzę ostatni raz. Ściskam pieniądze. Gorąco go o czymś zapewniam. Mam wrażenie, że chodzi o coś więcej niż tylko totalizator.