30 paź

Jerzy Górzański: Szczurek na bezludnej wyspie. Zdarzenia i dopowiedzenia

Archytas — w IV w. p.n.e. — żołnierz i filozof, słusznie zauważył, że „skończony wszechświat musi mieć jakąś krawędź”.
Można też dodać: musi mieć jakieś oparcie.
Nikt nie chce bez przerwy spadać w przepaść — chce wreszcie oprzeć się o jakąś ścianę.
Podobnie u Jana Kochanowskiego w „Hymnie”: „Pod Twoim skrzydłem,  jak u twardych murów, / Przetrwam bezpieczny”.
Kochanowskiego tak właśnie sparodiowanego przez Kazimierza Wykę w „Duchach poetów podsłuchanych”.
To nie jest ograniczenie dla niewolnika, raczej konsekwencja przestrzennej stabilizacji.
Żeby coś sformułować (pod względem poetyckim), trzeba mieć punkt stały.
Trafnie to ujął Jacques Attali w „Słowniku XXI wieku” (hasło: Bezruch): „Luksus koczownika. Droga dostępu do kontemplacji, punkt wyjścia każdej podróży wewnętrznej. Paradoksalny wymóg estetyki, od architektury do literatury, od rzeźby do kina, by móc marzyć, trzeba się najpierw zatrzymać; by się odnaleźć należy najpierw wyłączyć się z otoczenia. Mimika stanie się na nowo cenioną
wartością”.
Jednak ludzka wyobraźnia zawsze sięga dalej, poza krawędzie i ściany — jest tym samym formą nieskończoności.
Spoza tej nieskończoności wyłania się port Valparaiso, do którego przybija statek „Wager”, z Robinsonem Cruzoe na pokładzie, wyzwolonym z samotni na wyspie Juan Fernandez.
Rozbitek dźwigający krawędź swojego wszechświata!
Był Szkotem i nazywał się Alexander Selkirk. Jego perypetie opisał Daniel Defoe w „Przypadkach Robinsona Cruzoe” (1719). Selkirk przebywał na wyspie w samotności cztery lata i cztery miesiące.
Ben Macintyre pisze: „Defoe przedstawił wyspę Selkirka jako wykreowaną przez człowieka utopię, w której samotny bohater zbliża się do Boga. Zdaniem Karola Marksa pracowity rozbitek stanowił dowód wyższości pracy nad kapitałem, natomiast James Joyce uważał Robinsona za »prototyp brytyjskiego kolonisty« — okrutnego, wytrwałego i aseksualnego”.
Joyce trochę przesadził z tą „aseksualnością brytyjskiego kolonisty”. Trudno było Robinsonowi rozwinąć się seksualnie na wyspie nawiedzanej przez ludożerców, którzy wyznawali zasadę: najpierw zjeść, a dopiero później kochać.
Przed paroma laty zadzwoniła do mnie dziennikarka z pisma kobiecego z zapytaniem: co zabrałby pan ze sobą na bezludną wyspę? Odparłem, że jedynie książkę Henryka Elzenberga „Kłopot z istnieniem”.
Dziś zabrałbym „Kłopot z istnieniem” i szczurka, tego z gazetowego ogłoszenia: „Oddam rudo-białego — 8-miesięcznego — w bdb ręce — szczurek lekko gryzie”.
Delikatność inseratu.