20 paź

Jerzy Górzański: Gdy się złoszczę na świat

Słowo wstępne na zakończenie spotkania w maju 2010 roku
z okazji 50-lecia twórczości

Zacznę mój wstęp na zakończenie od powiedzenia Phila Bosmansa:
– Zasługuje na wejście do raju ten, kto rozwesela swoich towarzyszy.
No to co, towarzysze? Rozweselamy?
(okrzyki i oklaski)
Ale i trochę zasmucamy.
Melancholio, piąta poro roku…
To autocytat.
Z wiersza.

Postanowiłem, jako mniejszość w większości, sprawować władzę poetycką, samozwańczo, poprzez zarządzanie jubileuszami.
Odbyło się już niedawno 70-lecie moich urodzin.
Dziś obchodzę 50-lecie twórczości. Niektórzy twierdzą, że to przesada, ponieważ w 70-leciu życia mieści się doskonale 50-lecie pracy twórczej.
Jako siedemdziesięciolatek współczuję tylko temu trzydziestopięciolatkowi siedzącemu we mnie, który pyta: „Co się stało?” (coś podobnego powiedziała Ann Landers).
I nie ustanę w wysiłku. W przygotowaniu:
50-lecie poboru do wojska.
50-lecie kawalerstwa – to znaczy początku kawalerstwa, bo wiadomo czym się ono skończyło.
50-kilkuletnia rocznica wystąpienia w pierwszym meczu futbolowym na boisku otwartym.
10-lecie przymusowej abstynencji, jeżeli chodzi o alkohole ciężkie.
30-lecie debiutu radiowego w charakterze autora słuchowisk.
I tak dalej.

***

Tomasz Mościcki pisze w swojej kronikarskiej książce „Teatry Warszawy 1939”:
– Wystawiona w grudniu 1938 roku „Maskarada” Jarosława Iwaszkiewicza, sztuka o tragicznym losie Aleksandra Puszkina, wyreżyserowana przez Edmunda Wiercińskiego, była jednym z najważniejszych wydarzeń sezonu, a także pozycją bijącą frekwencyjne rekordy.
Otóż urodziłem się 3 grudnia 1938 roku. Przed premierą „Maskarady”, czy po premierze? A może w trakcie przedstawienia? To przedstawienie trwa do dziś, czyli niemal 72 lata. W tym 50 lat zdziwienia (człowieka urodzonego przed wojną, który przeżył wojnę, po wojnie i teraz przeżywa mediokrację), zdziwienia, że występuję świadomie w tej „Maskaradzie”, a może tylko próbuję ją opisać.

***

Teraz nie mówi się: starość, zastąpiła ją „późna dorosłość”. Coraz rzadziej słyszę piękne słowo: dojrzałość.
Podobno na poznańskim Starym Rynku, na murze, ktoś napisał:
– Dlaczego starzy są tacy nudni?
– Bo na to pracowali przez całe życie.
Ktoś niżej napisał:
– Świat należy do młodzieży, stary robi, młody leży.
Uwielbiam dzisiejsze hasła, zawołania… Jak to, na przykład, emeryckie:
– Popierajmy banki czynem, umierajmy przed terminem.
Albo ta dwujęzyczna wywieszka na wystawie warzywniaka: „Wyprzedaż pietruszki”. A niżej: „Sale!”. Z wykrzyknikiem.
W reklamie telewizyjnej mówi się coś o wolności wyrażania siebie. Zapomniano dodać, ku przestrodze, że wolność wyrażania siebie może się przemienić w wolność wyrażania pustki.
Znacie to niezwykłe powiedzenie XVII-wiecznego filologa Estiénne’a?
Nie znacie?
To posłuchajcie:
„Gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła”.
A tak naprawdę, to te wszystkie napisy i powiedzenie znalazłem w książce Krzysztofa Kwaśniewskiego pt. „Smutek anegdot”.

***

Nigdy nie byłem, jako dziecko, wedle dzisiejszych standardów, przebodźcowany. Radioodbiorniki: bakelitowy marki „Pionier”, później „Aga” z magicznym okiem, chleb ze smalcem, a pod choinkę drewniany ptak z kulkami. Być może dlatego dziś brzmi mi swojsko hasło: „My biedni Polacy nie znamy pojęcia bogacenia się za wszelką cenę”.
Chociaż uważam, że najbardziej chodliwym towarem jest telewizor. Głuchy jak pień – nie słyszy, co do niego mówię.
Moja ulubiona Marie von Ebner-Eschenbach, XIX-wieczna sawantka, mawiała:
– Kto nic nie wie, musi we wszystko wierzyć.
Dlatego właśnie dziś telewizor, dla zdecydowanej większości, jest źródłem wiary jedynej i jedynej wiedzy.

***

W młodości nie ma refleksji, są intuicje, instynkty, chęć podobania się. Starość (przepraszam – „późna dorosłość”) to nieustający komentarz, komentowanie, mądrzenie się… i cierpienie.
Nie jest to cierpienie poety żyjącego w niedostatku ani cierpienie za ludzkość, tylko cierpienie wynikające z niedopatrzenia natury. Poeta nie ma zmarszczek, ale za to musi się wypłacić niezrozumiałym cierpiętnictwem.
Pięćdziesiąt lat pisania o czymś, o czym się nie wie.
Powtórzę raz jeszcze: człowiek cierpi, bo nie wie.
Ja tego zdania nie wymyśliłem.
Często ukrywam się za zdaniami innych – nie ze snobizmu, czy próżności, ale dlatego, że inni sformułowali te zdania lepiej niż ja bym sformułował.
Zawsze jednak chodzi o mnie.
Niektórzy mają mi za złe, że to moje ja bywa ważniejsze niż wszystkie ty, wy, czy my albo oni.
A przecież jestem bohaterem zdań, które napisano przede mną. Także zdań, które jeszcze nie zostały napisane.
Są zdania, które odrzucam.
I zdania, z którymi się utożsamiam.
Natomiast moje zdania nigdy nie tracą kontaktu z rzeczywistością – wymyśloną lub prawdziwą.
Mimo wszystko wciąż nie wiem i cierpię w sposób niezrozumiały, ukryty w kulisie przedstawienia pt. „Maskarada”, pomiędzy absurdem a fikcją.
Jak w tym rosyjskim dowcipie.
Doktor do pacjenta:
– Co panu dolega?
– Panie doktorze, boli mnie wątroba.
– A wodę kolońską pan pije?
– Owszem, nawet sporo, ale nic mi nie pomaga.

***

Mówią o mnie, niby żartobliwie, „wszechstronny dyletant” albo „obdarzony inteligencją werbalną”, albo, już serio acz pobłażliwie, „niezły poeta, który to, co napisze, poddaje natychmiastowej destrukcji”.
Mówią też, że w wierszach zbyt ostentacyjnie „pilnuję umarłych”. Mam powód. Ja ich odprowadzam do drzwi, bo nie wiem, co jest dalej. Niektórzy byli świetnymi czytelnikami moich wierszy (jeden z nich przed śmiercią powiedział mi: „Szkoda twoich wierszy. Idź do klasztoru.) Straciłem kumpli, przyjaciół, straciłem rzecz bezcenną: ich wrażliwość.

***

Piszę teraz, jak przystało na niezłego poetę, raczej z przyzwyczajenia niż z potrzeby. Nie stosuję w celach dopingowych erytropoetyny zewnątrzpochodnej ani EPO. Najbardziej twórczy jestem wtedy, gdy się złoszczę na świat.
Wreszcie kwestia zasadnicza.
Moje dwa przesłania z młodości poetyckiej, niejako fundamentalne.
Pierwsze – „spadł śnieg i przykrył wszelkie zło”.
Drugie – „jak żyć lepiej i nie krzywdzić innych”, niestety, nie sprawdziły się.
Nie będę rozwijał tych przesłań.
Mój plan poetycki z młodości, tak jak jego bojowe i szturmowe otoczenie, okazały się utopią.
Reszta jest milczeniem, jak powiedział Grzegorz Turnau. Nie pomyliłem się. To nie jest cytat z Szekspira. To jest cytat z telewizji.
No i zawsze trzeba pamiętać o haitańskim porzekadle:
– Pakuj się, bo zanim zrobi się lepiej, będzie jeszcze gorzej.