20 sty

Jarosław Księżyk: Zaufanie Czyni Dobrobyt

Dwie ostre niczym brzytwa szable krzyżują się głowniami. Ostrza połyskują w zimnym blasku księżyca. Dłonie zaciśnięte na rękojeściach drżą, próbując powstrzymać nacisk przeciwnika. Następuje szybkie odejście od zwarcia. Zwinnymi, szermierskimi krokami przeciwnicy cofają się i zataczają koło, by znów uderzyć. Słychać brzęk żelaza, gdy ciosy jeden za drugim zatrzymują się na klindze przeciwnika. Atak, unik, parowanie. Walczący zataczają kolejny krąg i z teatralnym pietyzmem kontynuują spektakl. Opustoszała, osłonięta nocą łąka jest jego jedynym widzem.

*

Ogarnięty wizją szermierskiego pojedynku, wsłuchany w pompatyczną muzykę ze słynnego baletu Siergieja Prokofjewa Romeo i Julia, towarzysz Dobrobyt wskakuje na stół i wymachuje tępą imitacją kawaleryjskiej szabli. Jego ruchy krępuje jedynie gruby, bawełniany, niedbale związany paskiem biały szlafrok z wyhaftowanymi inicjałami. Końcówką broni zahacza o ozdobny żyrandol, wprawiając go w kołysanie. Cienie przesuwają się po wytwornej sypialni.
Jednakże towarzysz nic sobie z tego nie robi i słysząc jak dudnią kontrabasy, skrzypce szeleszczą niczym pszczoły i do ataku trąbią rogi, naciera. Naciera z pełną stanowczością, przybierając pochmurny wyraz twarzy i gromiąc wzrokiem.
Półnaga brunetka, nieumiejętnie trzymająca drugą z szabel, biega wokół stołu, co jakiś czas nadstawiając klingi i udając obronę. Chichocze przy tym co nie miara. Zza zbyt małego więziennego pasiaka próbują wyskoczyć obfite piersi. Długie, idealnie gładkie nogi wabią w kierunku pośladków ukazujących się światu podczas podskoków.
Widzi je i towarzysz Dobrobyt. Przygryza wargi wąskich ust i czując jak krew napływa mu do głowy, celuje i energicznym ruchem uderza w półdupek piórem szabelki. Słychać klask. Kobieta pokrzykując, upuszcza broń, chwyta się za tyłek i zaczyna uciekać w kierunku przepastnego łoża. Na ustach towarzysza maluje się zadowolenie. Małe oczy, schowane głęboko w czaszce, błyszczą.
Dobrobyt zeskakuje ze stołu, biegnie za kobietą oszalały widokiem idealnie jędrnych pośladów. Raz po raz uderza w nie klingą. To z lewej, to z prawej, to mocniej, to delikatniej. Za każdym razem reakcja jest taka sama. Ona podskakuje, śmieje się i woła „Pomocy!”.
Gdy dobiegają do łóżka, on zatrzymuje ostrze nad jej ramieniem.
– Na kolana! – wykrzykuje basem.
– Tak jest panie komisarzu. Zrobię wszystko, co pan komisarz każe – odpowiada posłusznie i chichocze.
– Na kolana i czekaj. Mam coś jeszcze do załatwienia – mówi głośno, a gdzieś zza firan słychać rechot.
Towarzysz Dobrobyt porzuca szablę i dobiega do komody, gdzie zmienia płytę w adapterze.
Rozlega się złowieszczy szum nadchodzącego tornada. Z tuby wydobywają się pierwsze dźwięki Walkirii Wagnera. Dobrobyt chwyta oburącz wystawioną w gablocie imitację starego karabinu maszynowego i puszcza w kierunku okna wyimaginowaną serię w rytm wzniosłej muzyki.
– Tratatatata – krzyczy i trzęsie repliką broni. – Tratatatata – warczy i podskakuje do ciągnących się do ziemi, ciężkich firan.
Szczuplutka blondynka z sutkami jak piegi i delikatnymi, kręconymi włosami wyskakuje z ukrycia i ucieka spod ognia. Dobrobyt bierze na celownik jej dziewczęce, skąpo owłosione łono i szturmuje dalej. Napędzany muzyką i widokiem gniazda miłości, puszcza kolejne serie, które w końcu okazują się celne. Zwinna blondynka, gdy jest już przy samym łóżku, chwyta się za serce i pada jak długa na posłanie, wydając z siebie egzaltowany jęk. Jej wciąż klęcząca towarzyszka bije brawo i w geście triumfu unosi ręce, zaś jej piersi wygrywają z lichymi guzikami więziennego stroju i wyskakują niczym dwa balony uniesione na wietrze.
Dobrobyt triumfator. Dobrobyt zwycięzca. Kroczy majestatycznie w kierunku łoża, łapie blondynkę za włosy i sprowadza na klęczki tuż obok koleżanki. Upuszcza karabin, który z łoskotem spada na ziemię, po czym natchnionym ruchem unosi ręce.
Walkirie kończą szarżę, gdy dziewczyny chwytają za końcówki paska i rozwiązują szlafrok komisarza, odsłaniając jego liche, sowicie owłosione ciało i gotową do użycia, ostateczną broń w tej walce.

(…)

Cały tekst do przeczytania w Suplemencie 2015