Jan Prowincjusz (Krzysztof Markuszewski): bordello peerelo
Jeszcze w klasie maturalnej urząd się mną zainteresował. Jakubowski był wówczas porucznikiem, ale tego przecież nie wiedziałem. Ja nawet nie wiedziałem, że on nazywa się Jakubowski, bo przedstawił się całkiem inaczej. Milicjant zgarnął mnie, gdy przechodziłem ulicę nie na pasach. A to główna ulica w miasteczku, dość długa, zaś pasy wymalowali tylko w jednym miejscu. Nikomu do niczego nie były one potrzebne. Jeśli przejeżdżał pojazd mechaniczny, to raz na parę minut. Nikt nie zwrócił uwagi. Ten milicjant – Waszak, wcale nie był zły. Powiedział tylko, że przeszedłem nie na pasach i musi mnie na chwilę zatrzymać. Ja mu na to, że przecież jestem grzeczny, starszym osobom się kłaniam, ale nie powiedziałem, że przecież u nas w ogóle nie ma pasów – mógłby to poczytać jako kpiny z władzy ludowej albo jakąś prowokację. Wreszcie – mógłby się zezłościć i na komendzie sprać mnie. Chłopaków często prali na komendzie, ale nie mnie. Jakoś tak się wiedziało. Kogo z miasteczka mogą sprać, gdy mieli ochotę, a kogo raczej nie. To zależało od rodziców – jeśli coś znaczyli, to ich synom nic specjalnego nie groziło. W zasadzie… (…)
Na komendzie w okienku pokazałem legitymację szkolną – dowodu jeszcze nie odebrałem, czy może nie nosiłem ze sobą, aby nie zgubić? Tłusty kapral, którego znałem z widzenia, opryskliwie skierował mnie na koniec korytarza i kazał czekać na porucznika. No i wypadło mi czekać, siedząc na krześle, dobrze pond godzinę. Wyjąłem podręcznik, chyba do matematyki i udawałem, że się uczę. Ale gdzie tam – nie byłem w stanie się uczyć – raczej chciałem pokazać, że pilnie robię to, co do mnie należy. Nie wykluczałem, że jednak naprawdę chodzi o to przechodzenie przez jezdnię i w takim razie argument, że jestem obciążony nauką, mógł być istotny.
No i wreszcie wyszedł do mnie z pokoju w środku korytarza facet może trzydziestoletni… Zawołał po imieniu dodając, zresztą dobrodusznie:
– No chodź do mnie ty piracie drogowy. (…)
Zaczął od tego, że nieuwaga podczas przechodzenia przez jezdnię może mieć straszne konsekwencje, bo można w ten sposób spowodować wypadek i na długie lata znaleźć się w więzieniu. Ja grzecznie powiedziałem – przepraszam – i to mu chyba wystarczyło.
Potem z kolei zaczął opowiadać, że są jeszcze gorsze zagrożenia i one to już wprost zagrażają socjalistycznej ojczyźnie. Zaraz potem spytał:
– A ty jaki masz stosunek do socjalistycznej ojczyzny?
To było zdumiewające pytanie – zgłupiałem całkiem i odpowiedziałem:
– Mam jak najbardziej dobry stosunek. Kocham moją socjalistyczną ojczyznę.
– No a życie, jak by trzeba było, to oddałbyś za socjalistyczną ojczyznę?
A ja właśnie jakoś niedawno oglądałem film “Kanał”. W tym filmie wszyscy patrioci oddawali swe życie za ojczyznę i dobrze było – film był ładny – wiec bez wahania powiedziałem:
– Oddałbym.
Po chwili dodałem:
– Gdyby ojczyzna zażądała.
– A za bratni Związek Radziecki – też byś oddał?
Zdurniały byłem całkowicie, bo przecież nad tym w ogóle się nie zastanawiałem. Ale mój rozmówca miał groźną minę, więc czym prędzej, a nawet tym bardziej gorliwie, potwierdziłem.
– No – to uważaj – z zadowoleniem, ale i z niejaką groźbą, energicznie pomachał mi przed nosem paluchem. Paznokcie miał długie, co dowodziło, że nie pracował fizycznie, ale brudne, z charakterystyczną żałobą. (…)
– A rodziców kochasz? – spytał dużo bardziej absurdalnie.
– Pewnie, że kocham.
– A tatuś jest magazynierem?
– No jest…
– A ty wiesz, że jak zrobić kontrol, to zawsze jest za co posadzić magazyniera?
Ja to dobrze wiedziałem, bo przecież ojciec sam zawsze to powtarzał, ale czasem jeszcze dodawał, żebym nikomu nie mówił, ale jego tak łatwo posadzić to się nie da. Ale gadał tak tylko, gdy był na bańce i nawet wtedy jakoś tak ostrożnie. Było jasne, że wspominać o tym nie należy i dlatego tylko potwierdziłem. (…)
– Twoi rodzice wszystko zawdzięczają socjalizmowi. To socjalizm twojemu ojcu pozwolił uzyskać wykształcenie, odpowiedzialną pracę, szacunek wśród ludzi. A ty myślisz, że nic nie zawdzięczasz socjalizmowi?
– Wszystko – proszę pana – zawdzięczam socjalizmowi – gorliwie potwierdziłem, bo jednak się bałem, a zresztą to chyba była prawda. Nigdy nad tym się nie zastanawiałem. (…)
– Czy chcesz w takim razie socjalizmowi służyć ze wszystkich sił?- rozmówca takim pytaniem zaskoczył mnie – no bo w świetle tego, co przed chwilą oświadczyłem, musiało to być oczywiste.
– Tak, tak – nieomal natychmiast potwierdziłem…
– Wiesz, są ludzie, którzy mają szczególnie odpowiedzialną pracę. Im socjalizm zawdzięcza najwięcej. Stanowią oni prawdziwą elitę socjalistycznego społeczeństwa. Służymy narodowi i wspólnocie socjalistycznej.
Chwilę pomyślał, zapalił papierosa marki Płaskie.
– Pewnie się dziwisz, że nie częstuję cię?
– Nie – skądże – jestem przecież uczniem – nie wolno mi…
– No ale kończysz szkołę, jesteś już dorosły – może pójdziesz na studia?
– Chcę iść na studia – od razu odpowiedziałem – spontanicznie, równie gorliwie, co uprzednio, ale tym razem bez żadnych wątpliwości szczerze.
– A czy można mieć do ciebie zaufanie? Czy można ci uwierzyć, że nikomu nic nie powiesz, nawet swoim rodzicom?
– Nawet rodzicom? – spytałem nie całkiem szczerze – rzecz jasna miałem przed rodzicami swoje tajemnice.
– Nawet… – powiedział jakoś twardo. (…)
– Dobrze – w takim razie poświadczysz mi to na piśmie. Poświadczysz, że ze wszystkich sił będziesz chciał się wykazać w budownictwie socjalistycznym. Że rzeczywiście zasługujesz na to, by wejść do elity społeczeństwa polskiego. Że chcesz stać się członkiem tej elity i dla tego celu nie pożałujesz największych wysiłków.
W tym momencie sięgnął do skórzanej teczki, wyciągnął najpierw wytworne chińskie pióro, obiekt moich marzeń, ale udało się kupić tylko jedno i miał je mój tata. (…)
Porucznik wyciągnął też zadrukowany blankiet. Najpierw sam wypełnił niektóre rubryki. Patrząc z drugiej strony, a wzrok miałem świetny, dostrzegłem, że z pamięci wypisuje moje dane, nawet datę urodzenia. Palce, w których trzymał pióro, stopniowo zabarwiały się na niebiesko. Jego pióro też niestety przeciekało. Wadą pięknych piór chińskich było to, że zalewały. Jedna dziewczynka dostała w paczce od krewnych w Anglii pióro Parker, które było jeszcze piękniejsze, ale nie zalewało. Ktoś ukradł jej to pióro, a potem widzieli takie pióro u przewodniczącego powiatowej rady narodowej. Sam nigdy tego nie widziałem, ale ta plotka była uporczywa. (…)
Później jednak porucznik odczytał wszystko to, co napisane było w kwestionariuszu, a elementy wpisywane ręcznie, mnie osobiście dotyczące, kazał potwierdzać, a nawet powtarzać. Sprawiało mu wyraźną satysfakcję, że – jak sądził – nie popełnił żadnej pomyłki. Tu się mylił – wpisał mi rocznik o rok wcześniejszy – pewnie kierował się rokiem urodzenia mojego rocznika. A ja przecież poszedłem do szkoły rok wcześniej. Ja sobie pomyślałem- od razu – że skoro tu jest nieprawda, to cały dokument można będzie uznać za nieważny i w takim razie nadal jeszcze mój podpis nic nie znaczy. W spokoju, zastanowiwszy się, będę mógł podjąć decyzję. To było ważne, bo byłem w takim stanie napięcia, że zwróciłem uwagę na niezgodność daty urodzenia, lecz sensu samego dokumentu nie rozumiałem. Choć zarazem – domyślałem się. Domyślałem się, że zostawałem takim człowiekiem, przed którymi rodzice kazali mi szczególnie uważać. Ale nie uważałem, że to coś złego – raczej – zgodnie z intencjami porucznika – miałem poczucie jakiegoś dużego – może nawet przełomowego awansu. Wierzyłem, że dzięki temu, jeśli nie wszystko, to będę mógł szczególnie wiele. Ale to nie było pewne – dlatego warto było zachować ostrożność – nie odkrywać się ze swoimi nadziejami przed porucznikiem.
Dziś sądzę, że w tych dniach porucznik złowił jeszcze kogoś z mojego rocznika w szkole i stąd się wzięła ta jego machinalna pomyłka.
Porucznik wręczył mi pióro i wskazał, w których miejscach mam podpisać. Podpisałem – palce natychmiast zabarwiły mi się na niebiesko…
Krzysztof Markuszewski (publikujący pod pseudonimem Jan Prowincjusz), urodził się w 1956r., zmarł w lipcu 2008. Historyk, dziennikarz, działacz opozycyjny, podziemny redaktor, wydawca i drukarz, wreszcie prozaik. Autor dwu wydanych drukiem powieści. “Gaduła” (1999) – gorzkiej opowieści o III RP i “Z Czeczenią w tle” (2000) – powieści sensacyjnej dziejącej się we współczesnej Rosji oraz opublikowanej tylko w Internecie, obszernej, bo ponad 400 stronicowej powieści poświęconej kilku dziesięcioleciom PRL “bordello peerelo”, z której pochodzi publikowany fragment. A także licznych, ukończonych i nie opowiadań (niektóre zostały opublikowane) i reportaży z Polski i państw b.ZSRR, której to problematyki był Krzysztof Markuszewski wybitnym znawcą.
Miał wielki dar opowiadania, pamięć szczegółu, umiejętność podawania tekstu w sposób dowcipny, lekki, choć zwykle chodziło mu o sprawy poważne.
Jan Strękowski