08 lip

Jacek Hnidiuk: 1:0 dla Zagajewskiego

Adam Zagajewski, Niewidzialna ręka, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009

Adam Zagajewski dał się poznać krytykom i czytelnikom jako poeta szeroko pojmowanej kultury, miłośnik sztuki (i tak starano się go zaszufladkować), a jednocześnie twórca, który poprzez malarsko–muzyczne desygnaty, w swojej poezji szuka prawdy o świecie, ludziach i twierdzi, że „świat, rzeczywistość to jedyny temat” (tak mówił w jednym z wywiadów). Najnowszy tom wierszy, „Niewidzialna ręka”, jest zbiorem bardzo osobistym. Mniej w nim zachwytów dotyczących artystycznych wytworów ludzkich rąk i umysłów, przeważa raczej zaduma nad życiem połączona z retrospektywnymi, poetyckimi scenkami rodzajowymi z lat dziecięcych i młodzieńczych. To tom niezwykle nostalgiczny i refleksyjny, jakby autor chciał zmieścić w nim dużą część swoich dotychczasowych życiowych doświadczeń.

Zagajewski wspomina swoje dzieciństwo, wydarzenia i osoby z nim związane. Z tych memuarystycznych „okruchów” przywołuje siebie samego z czasów, które wydają mu się już zamierzchłą przeszłością. Wspomina istotne wydarzenie z dzieciństwa i kamienicę na tle której:

                  (…) pani Kolmerowa zrobiła mi zdjęcie
                  zaraz po Pierwszej Komunii
                 na tle świeżo wyprasowanego prześcieradła:
                 ten pyzaty chłopiec to ja. Jestem poważny,
                wyprostowany, trzymam w dłoni świecę.
(Pierwsza Komunia [Gliwice, ulica Piramowicza])

W wierszu „Królowie” przedmiotem rozważań są studenckie lata poety i chociaż bywało „chłodno i głodno”, to ich bilans jest dodatni.

W sferze wspomnień nie może również zabraknąć miejsca dla „świętego miasta”, czyli Lwowa, o którym pisze poeta w utworach „Patrzę na fotografię” i „Wrześniowy wieczór”. Oczywiście jest to Lwów sprzed lat, będący elementem zbiorowej rodzinnej pamięci. Zarazem historyczne i mityczne miasto, które nadal „jest wszędzie”.

Kilka wierszy autor poświęca również swojemu umierającemu i tracącemu pamięć ojcu. Jakby chciał te chwile powolnego odchodzenia do „najlepszego ze światów” utrwalić na wieczność i jednocześnie okazać miłość i oddać mu (to chyba odpowiednie słowo) hołd:

                     Teraz, kiedy straciłeś pamięć
                     i możesz się już tylko bezradnie uśmiechać,
                     chciałbym ci pomóc — przecież kiedyś
                     to ty, jak demiurg, otworzyłeś moją wyobraźnię.
(Teraz, kiedy straciłeś pamięć)

Tworzy więc niemal elegijny cykl, bo ojciec pojawia się jeszcze w wierszach: „Z ojcem na spacerze”, „Zielona wiatrówka”, „Ojciec już mnie nie poznaje” i kilku innych.

I chociaż Zagajewski odcina się od nowofalowej przeszłości albo przynajmniej zwraca uwagę, aby nie przeceniać jego ówczesnych wierszy, do których sam wykazuje wielki dystans, to jednak w pewien sposób powraca do poetyckich korzeni w wierszu „Skończyła się rewolucja [Pamiętając o smutnych rewolucjonistach Juliana Kornhausera]”. Ten wiersz jest jakby kolejnym nieformalnym etapem rozliczenia z okresem Nowej Fali.

Tom ten różni się od poprzednich również tym, że zawiera aż cztery wiersze–autoportrety: „Autoportret”, „Autoportret w samolocie”, „Autoportret w małym muzeum”, „Mały autoportret (czerwiec)”. Niewątpliwie są one próbą uchronienia przed upływającym czasem własnego lirycznego „ja”, ale także chęcią uchwycenia najistotniejszych cech w sobie samym jako człowieku.

Twórca „Jechać do Lwowa” pozostaje świadom swoich poetyckich „długów” wobec innych poetów. Wiersz „Odchodzi wielki poeta, [Myśląc o C.M.]” poświęcony został oczywiście Czesławowi Miłoszowi, którego Zagajewski (nazywany często następcą autora „Ocalenia”) sam wskazuje jako jednego z najważniejszych poetyckich nauczycieli.

W „Niewidzialnej ręce” pojawiają się również refleksje dotyczące natury poezji i sensu tworzenia, by ostatecznie dojść do wniosku, że:

                              Pisanie wierszy jest pojedynkiem,
(Pisanie wierszy)

Jeżeli rzeczywiście tak jest, to wypadałoby zapytać, kto jest przeciwnikiem. Czas, pamięć, a może odwiecznym przeciwnikiem każdego poety jest Los alias Fatum, który moglibyśmy utożsamiać z tytułową „niewidzialną ręką”? Zapewne każda z tych odpowiedzi byłaby poprawna, a Adam Zagajewski od lat staje w szranki i zmaga się z poetycką materią. I chociaż miłośników swojej poezji zachęcać do lektury nie musi, a przeciwników zapewne nie przekona, to najnowszy tom należałoby chyba uznać za jeden z najlepszych w dorobku autora. „Niewidzialna ręka” jest bez wątpienia dowodem na to, że ten poeta jest zręcznym szermierzem słowa. 1:0 dla Zagajewskiego.