08 lip

Małgorzata Karolina Piekarska: Dla zagubionych w kosmosie

Jeśli dorastałeś w latach osiemdziesiątych i kiedykolwiek w ciemnym garażu, piwnicy lub pokoju zamykałeś się przed starymi i popalałeś trawkę słuchając punkowych kapel, to te prace są dla ciebie. Nie przejdziesz koło nich obojętnie, bo wprowadzą cię w świat, o którym być może zapomniałeś. Może poprawiając krawat przy garniturze, bo czasem uwiera nie tylko twoje ciało, ale i duszę, czasem przypominasz sobie, że kiedyś miałeś inne marzenia. Chciałeś zmienić świat. Prace Rafała Karcza przypomną ci, że ideały porzuciłeś, ale… może nie jest dla ciebie za późno? A może pomyślisz przy nich, jak kiedyś, że w sumie i tak nic nie zdziałasz, bo świat zmierza ku totalnej zagładzie, a punk to przecież zgodnie z definicją śmieć.
Dla ludzi urodzonych tak, jak autor w latach 60–tych, te prace to wędrówka w przeszłość. Taki mały malowany wehikuł czasu, który przenosi odbiorcę w hiperrealistyczny świat czasów punk rocka i posthipisowskiej kontestacji. Nie oznacza to jednak, że malarstwo Karcza jest archaiczne. Akwarele i gwasze połączone z użyciem techniki własnej są jak najbardziej nowoczesne. Chodzi jednak o klimat. Oglądanie ich to dla mnie jakby powrót do czasów, w których i mnie i autorowi przyszło dorastać.

Albert Wang, kurator jednej z galerii w amerykańskim stanie Utah napisał, że: „wśród inspiracji Karcza znaleźć można fotografie przedstawiające punków i anarchistów, zapewne europejskich, zdjęcia kuratorów z Phillips Gallery z Salt Lake City rodem z kartoteki policyjnej, po fotos przedstawiający Hannsa–Martina Schleyera porwanego przez niesławną grupę terrorystyczną Baader–Meinhof. Bez względu na to, czy zdjęcia pochodzą z prasy, z annałów historycznych czy też są autorstwa samego artysty, Karcz wykorzystuje swoją niezwykłą umiejętność oddawania bohaterów, ze zdyscyplinowaną swobodą łącząc swoje konceptualne pomysły z rzemiosłem rysownika, wyraźnie przejawiającym się w każdej pracy.” To trafne stwierdzenie. Karcz zresztą przyznał się, że zawsze interesowała go historia grup anarchistycznych i tym podobne klimaty. Fascynacja kulturą anarchistyczną i punkową widoczna jest także w tytułach nawiązujących do znanych punkrockowych piosenek, jak np. „Hanging around” grupy „The Stranglers”. Gdy ogląda się tę pracę, ten stary utwór brytyjskiej kapeli z mocną solówką na basie brzmi w uszach, choć oczywiście tylko tym, którzy go znają. Karcz sam przyznaje, że punk rock zawsze był dla niego inspiracją, że słuchał i słucha tego rodzaju muzyki. Nic więc dziwnego, że jego prace przypominają punkowe ziny. Wykonane oczywiście w mniej garażowy sposób, choć z pozoru równie pospiesznie. Muzyka towarzyszy mu także podczas tworzenia. Sam przyznał, że np. „Psychocukier” to praca, która powstała, gdy słuchał płyty kapeli o tej nazwie.

Prace Karcza to jak zatrzymane kadry z filmu podglądacza. Oczywiście podglądacza w pozytywnym tego słowa znaczeniu, czyli po prostu obserwatora. Sam artysta zresztą w jednym z wywiadów przyznał, że jest „wnikliwym obserwatorem, choć tylko wycinków rzeczywistości”. Dodał też, że nie jest „piewcą piękna świata, bo raczej woli jego niedookreślenia, liczne pęknięcia i wyrwy”. Ale przecież już w kultowym „Rejsie” Marka Piwowskiego, jego bohater — Filozof — uświadamiał odbiorców, że w średniowieczu artyści malowali ludzi starych i pomarszczonych, bo w tym upatrywali piękna ciała ludzkiego. Karcz nie pokazuje wprawdzie starców, a ludzi młodych, ale nie tych w stylistyce lalki Barbie z Photoshopa, bo swoimi pracami mówi dobitnie: Nie wszystko złoto, co się świeci! Ja pokażę wam mój świat, bynajmniej nie ze złota i zdziwicie się jeszcze ile w nim piękna, choć nie są to salony godne opisania na Pudelku. Pisząc o Karczu obserwatorze rzeczywistości celowo użyłam słowa podglądacz. Obserwator to bowiem w moim pojęciu ktoś, kto do tego, na co patrzy podchodzi bez emocji. W przypadku Karcza widać, że obserwacje sprawiają mu przyjemność i wyzwalają emocje, dlatego nazwałam go podglądaczem. Karcz przyznaje się też do inspiracji obrazami Floriana Süssmayr’a. To niemiecki malarz, także urodzony w latach 60–tych, którego prace również zahaczają o punkowe klimaty.

Karcz przyznaje, że odkrycie Süssmayr’a było odnalezieniem własnego ja albo raczej pokrewnej duszy. Potem wystarczyło tylko skręcić na swoją ścieżkę. Co przedstawiają prace Karcza? Można zobaczyć je na stronach „Wyspy”. To zwykłe sceny, jakie można zaobserwować, gdy podobnie jak autor, jest się wnikliwym obserwatorem. Jego bohaterowie to ludzie rozmawiający na imprezie, palący coś, jedzący, czy zwyczajnie uśmiechający się do odbiorcy, ale w naturalny sposób, bez pozowania na ładniejszych czy lepszych niż są w rzeczywistości. Postaci z jego obrazów to ludzie z krwi i kości, zwykli, przyłapani na zwykłych czynnościach, w zwykłych miejscach, w ciasnych wnętrzach, na koncertach, w blokowiskach, podwórkach czy klatkach schodowych. W jednej z recenzji napisano o Karczu, że „Stosowana przez malarza technika własna ma w sobie coś z piwnicznego niechlujstwa undergroundu, co oczywiście nie oznacza, że nie jest interesująca. Karcz, pomimo tego, że jest wprawnym rysownikiem, wybiera ścieżkę pospiesznego szkicu, niedbającego o estetyczne wartości pracy”. To celowy zabieg, charakterystyczny dla kontestatorów czasu punk–rocka. Estetyka punkrockowych wlepek czy zinów była i jest niechlujna, a nadal urzeka. Pokolenie kontestatorów urodzonych w latach 60–tych na ziny zawsze patrzy z nostalgią. Karcz to jak Rembrandt zinów. W swoich pracach pokazuje, że świat, o którym zapomnieliśmy, a który kiedyś był częścią naszego życia, istnieje nadal. Ale może w pędzie i pogoni za teraźniejszością zapomnieliśmy o nim? Może zapomnieliśmy stanąć i popatrzeć w gorę, jak czynią to np. postaci z pracy zatytułowanej „Lost In space”. Zgubiliśmy się w kosmosie? Może trzeba znów, jak dawniej, pójść na jakiś ostry koncert i spojrzeć na świat innymi oczami.

Prace Rafała Karcza do zobaczenia w Internecie na stronach:
www.bochenskagallery.pl
www.galeriakarowa.pl
www.born–busse.de