12 sie

Andrzej Samborski: Eda Ostrowska od Aniołów

Eda Ostrowska, Dojrzałość piersi i pieśni. Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, Lublin 2011.

Odniosłem wrażenie, że to książka interaktywna. Zwarte, kilkuwersowe miniatury poetyckie znajdują się na przemian w lewych górnych i w prawych dolnych ćwiartkach kwadratowych stronic. Nie ma tytułów, toteż marzyciel we mnie zaraz chciałby je jakoś ponazywać. Co druga strona jest nienumerowana, więc pedantyczna część mojego ja już by gotowa była sięgnąć po pióro i pouzupełniać paginację. Te wiersze działają na wyobraźnię, dlatego przestrzeń pomiędzy nimi aż kusi, aby ją wypełnić. Dziecko wzięłoby się do rysowania… Jednak, na przykład: „(…) mój przyjaciel / nagusieńki / w mocy świata” – to nie dla dzieci.

Dojrzałość piersi i pieśni jest piętnastym tomem w dorobku Edy (Edwardy) Ostrowskiej. Urodziła się w Sławatyczach, u zbiegu granic Polski, Ukrainy i Białorusi. Odkrył ją, jako poetkę, Józef Jacek Fert, wówczas nauczyciel w liceum we Włodawie, potem profesor i prorektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Prezes Lubelskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, poeta i znawca twórczości Cypriana Kamila Norwida. Dużo publikowała, zyskała liczne nagrody, ale nie związała się z żadną grupą twórczą, a słynne Norwidowskie: „poetą się nie jest, poetą się bywa”, jakby się jej nie imało. Jest poetką. I jeśli z początku tworzyła także listy czy prozę poetycką, teraz już tylko poezja – kaligrafowana na małych karteczkach, deklamowana, śpiewana, ostatnio także umieszczana w facebooku – zdaje się stanowić jej wyraz i sposób na życie.

Eda Ostrowska walczy z chorobą psychiczną. I jest też jedną z „najwybitniejszych polskich poetek”. Zapytana w wywiadzie dla polonijnej „Gazety Petersburskiej”, jak się z tym czuje, odpowiedziała ze śmiechem: „Ja z tym muszę żyć od tylu lat!” (Marcin Wroński, Katarzyna Krzywicka, nr 3, 2011).

Daj Panie
dożyć tej chwili
anielskiej
kiedy wiersz
osiągnie
dojrzałość
piersi i pieśni

Cały ten wiersz-modlitwa zmieścił się na okładce. Dążenie do dojrzałości w tym zbiorze wyraziło się w prostocie, jednorodności i przejrzystości formy. O kolejności utworów zdecydowały daty ich powstania, począwszy od: „Kołobrzeg, 25 lipca / Roku Pańskiego 2008”, po zacytowany wyżej, opatrzony metryczką: „Lublin, 14 marca / Roku Pańskiego 2010”.

Wiersze poprzedziła cytatem biblijnym: „(…) i to, co [w ogóle] nie jest, wyróżnił Bóg (…)”. Stanowią cykl uchwyconych poetyckim językiem chwil codzienności, afirmację tego, co jednostkowe, intymne, własne. Są tam: jej syn, mąż, przyjaciel, Bóg i anioły – cała jej rzeczywistość. Z aniołami jest jej chyba najlepiej, najładniej:

Pod skrzydłem
anioła
roi się wiersz
pszczoła
mleczne krowy
powietrza

Wśród cierpień, jakich doświadczają ludzie pióra (zwłaszcza, jeśli nie zostali redaktorami pism, prezenterami kulturalnych programów radiowych czy telewizyjnych albo pracownikami naukowymi uniwersytetów) są starania o dotacje na druk. „Formularze / zabijają poetów (…)”. Dlatego chwała za to Wydawcy (Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”), że sam wyszedł naprzeciw artystce. Eksperymentalny format książki znakomicie koresponduje z jej poezją. Zresztą, tajemnice i niedopowiedzenia w końcu zostają rozszyfrowane – poprzez posłowie Konstantego Pieńkosza oraz spis treści z pełną numeracją i tytułami. Żal byłoby jednak od razu obrócić tę książkę na ostatnie strony. Ciekawiej jest podążyć w ślad za Edą Ostrowską i przekonać się samemu, czy słusznie napisała na odwrocie okładki:

Brawo dla Edy
z biedy
jak z ognia
wynosi płonące
włosy
i rosy koszyk

Zachęcam do lektury.