Aleksandra Tetera: Na pohybel gołowąsom!
Mariusz Sieniewicz, Rebelia, WAB, Warszawa 2007
Czy można wyobrazić sobie miejsce, w którym zmysł węchu tęskni za zapachem rozkładających się zwłok, zapachem starości i śmierci? Miejsce, w którym jedyną odczuwalną wonią jest bezwonność, czyli smród plastiku. Otóż Mariusz Sieniewicz nie tylko je opisał, ale także przyrównał do dzisiejszego świata, opanowanego przez kult wiecznej młodości, ucieczkę od przemijania, strach przed śmiercią. Jego książka „Rebelia” została w tym roku nominowana do Paszportów Polityki. Ostatecznie nagrodę tę otrzymał Michał Witkowski za powieść „ Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej”. Jak podpowiada sam tytuł, autor zmierzył się z polską rzeczywistością. „Rebelia” natomiast pokusiła się o nieco szerszą perspektywę. Opisana w niej sytuacja dotyczy dziś nie tylko Polski, ale połowy naszego globu.
Temat poruszony przez Sieniewicza dotyka starości oraz wszystkiego co wchodzi z nią w relację: operacji plastycznych, eutanazji, dyskryminacji. Oczywiście żadnemu staruszkowi nieobcy jest także sentymentalizm, który Sieniewicz spotęgował poprzez użycie poetyckiego języka, a może „języka bez nazwy”, którym i o którym pisze. Jest to książka trudna w odbiorze, wymagająca całkowitego wejścia w jej świat, poddania się. Zawiedzie się ten, kto ma w zwyczaju używać czytelniczych kompromisów, ponieważ jest ona tak konstrukcyjnie przemyślana, iż za pomocą półśrodków nie da się przebrnąć przez tę lekturę. Kakofonia tysiąca metafor, z których nie wszystkie jesteśmy w stanie rozszyfrować. Pomocny może okazać się mały słowniczek obnażający przebrania co poniektórych słów :
• śliwkowiśnia – dzień
• żałobnica-noc
• kropla lub pestka – chwila ( Kroplo, trwaj!)
• garść (śliwkowiśni) – tydzień
• kosz (śliwkowiśni) – miesiąc
• ogród – rok (Raz na milion ogrodów)
Kraina nakreślona słowami Sieniewicza to obszar na którym apokalipsa osiąga zenit: anioły podpalają sobie nawzajem skrzydła, a Wiosenka-Śmierć podczas pijackiej czkawki-batmanki wydobywa z ust kolejne gwiazdy, które zawiesza na niebie. Niektóre fragmenty wydają się być zapożyczone wprost z kulinarnej opery mydlanej: cebula wylewa łzy w tęsknocie za czosnkiem. Temu wszystkiemu co jakiś czas okrasy nadaje jakiś alogiczny rym, cym, cym… Ale myli się ten, kto sadzi, że te słowne sieniewiczowskie wyczyny to tylko zabawka, zwykła igraszka literacka. Autor porywa się także na odważniejsze zadania. Śmiało udziela odpowiedzi na kluczowe pytanie: Dlaczego? Co spowodowała, że starsze pokolenie zgadza się dziś na zepchnięcie poza margines lub całkowite podporządkowanie reszcie społeczeństwa? W jakim celu skazują się na porzucenie swoich patefonów, garbusów, czy wspomnień o Marlene Dietrich. Po co wkładają maskę Michaela Jacksona? Otóż zdaniem Sieniewicza robią to, aby przykryć swoje historyczne znamię. Czują się winni, że w ich biografie wpisały się krwawe doświadczenia. Myślą, że aby wejść w nową erę pokojowych rozwiązań należy zapomnieć o minionych, brutalnych losach i przywdziać welon czystości, nową, niewinną, białą kartę historii. Tymczasem Sieniewicz marzy o dniu, w którym wszystkie te martwe botoxy spadną z ludzkich twarzy i na wierzch wyjdzie żywa prawda, pełna zmarszczek i skaz. A naturalność znowu będzie miała pełne prawa wyborcze.
W książce Sieniewicza konspiracyjne podziemie staruszków kiełkuje spod gleby obezwładniając młodych, bezpłciowych dziewchłopców i chłopczynki. Wizja stworzona przez autora staje się w tym kontekście „Seksmisją”. Ale utwór Mariusza Sieniewicza porównać można nie tylko do wytworów polskiej kinematografii. Momentami mamy do czynienia niemal ze scenami z amerykańskiego filmu science-fiction, którego akcja rozgrywa się w dalekiej przyszłości. Planetą rządzą sztuczne tworzywa, ludzie-roboty i cyber-dusze. Kosz literacko-kinowych nawiązań jest pełen frykasów. Począwszy od orwellowskiego „1984 roku”, poprzez „Ubu króla” Jarry’ego Alfreda, który u Sieniewicza staje się Wielkim Bobasem. Końcowy obraz „Rebelii”, przygotowania do śmierci dwojga kochanków przywołuje na myśl „Kronikę wypadków miłosnych” Tadeusza Konwickiego. Natomiast w opisach kobiecej urody Sieniewicz zdradza naturę naiwnego poety: „Jeśli istnieje dziewicza wyspa w nie odkrytej stronie świata, to była nią twarz Jodełkowego Warkoczyka. Jej lewe oko przypominało zielone jeziorko. W zielonym jeziorku odbijał się mały księżyc. Prawe błękitniało głębokim morzem, nad którym nigdy nie zachodziło słońce. Z kącików oczu zamiast zmarszczek wypływały leniwe rzeki. Pieprzyki i krostki wyskakiwały z ich nurtu niczym trzepoczące płetwami rybki. Płatki uszu przybierały kształt muszli, w których szemrała niejedna opowieść. Figlarny nosek górował nad wyspą. Gdyby się wspiąć na jego szczyt, niebo byłoby na wyciągnięcie ręki. Chropowatą mierzeją lewego policzka wędrował cień, na lewym rosła poziomka. Wargi były oazami milczenia i falujących dźwięków. Lekkie wzniesienie podbródka prowadziło na biały półwysep szyi, wprost ku dolince przełyku”. Jodełkowy Warkoczyk jest jakby Gałązką Jabłoni Stachury. W „Siekierezadzie” Janek Pradera pisze do niej list, w którym prosi, by podczas chłodnych dni ubierała czapkę i ostrożnie przechodziła przez ulicę. Główny bohater „Rebelii”- Błażej Pindel jest równie opiekuńczy w stosunku do swej ukochanej staruszki.
Wariactwo tej książki polega na tym, iż liczba nawiązań zależy tylko od nas. Sugeruje nam, że świat nie jest właścicielem jedynie czterech, symetrycznie rozmieszczonych kierunków. Zdaniem Sieniewicza jest ich setki i wciąż powstają nowe legiony. Sieniewicz wpisuje się w nurt polskiej literatury naznaczony już przez Masłowską, Witkowskiego, czy Amejko. Przynależą oni do pokolenia pisarzy, których można by nazwać Głosicielami Nowego Słowa, bez obawy korzystających z przywilejów literackiej demokracji. Dziś pisarze idąc za radą Gombrowicza, nie tylko poruszają kłopotliwe tematy, ale tworzą nowe wyrazy i znaczenia. Jest to anarchia dotycząca tak treści, jak i formy. Sieniewicz pisze: „Język wyswobodził się z kagańca”. I zaraz dodaje: „A język bez kagańca to dzika, sensożerna bestia”. Pozostaje więc tylko zadać pytania: Czy język Sieniewicza zdążył już skonsumować zawarty w nim sens? Czy ten rój możliwości to już bałagan? Na szczęście zawsze możemy przedostać się na drugą stronę medalu i dopisać bardziej krzepiące zakończenie: „Rebelia” się powiodła. Literatura, a wraz z nią człowiek odzyskali wolność.