Aleksandra Tetera: „German musik is shit”
Andrzej Stasiuk, Dojczland, Czarne, Wołowiec 2007, s. 112
Jak wiadomo Andrzej Stasiuk (współ)wydaje swoje książki, ale tym razem posunął się o krok dalej i sam siebie zrecenzował, umieszczając
na okładce najnowszej powieści odpowiedź na pytanie: Czym jest „Dojczland”? Czym jest książka, dotycząca kraju, którego współczesnym symbolem nie jest już swastyka, a emblemat mercedesa?
„Jest to opowieść o niełatwym losie literackiego gastarbajtera. Pełna jest celnych obserwacji, błyskotliwych refleksji oraz niewyszukanego humoru. Autor”. Sprytna kura podsumowała własne jajko. Jeśli założyć, że recenzja jest niczym innym jak próbą odczytania intencji pisarza, to w tym wypadku recenzent ma obowiązek wyjawić, iż prawdopodobnie życzeniem Andrzeja Stasiuka było pozbycie się owego recenzenta i wejście w jego skórę, czyli sprawienie, by mówił słowami pisarza. Właściwie dlaczego nie? Pisarz też ma prawo do odrobiny przyjemności:
„To był mój niemiecki początek. Samotność, Enerde, skini, pijaństwo, literatura i Holocaust (…)”. „Każdy człowiek powinien zobaczyć Niemcy chociażby z daleka i w ciemnościach (…)”. „Jeśli chcesz przeżyć prawdziwą samotność, powinieneś pojechać do Niemiec (…)”. „Wracam i czytam, gdzie byłem. Albo wcześniej czytam, gdzie będę (…)”. „Cały świat zaczyna tak wyglądać: Trzeba gdzieś pojechać, żeby się załapać. Tak jakby na miejscu już nic nie było. Wszystko jest gdzie indziej (…)”.
,,Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie pijany byłem najbardziej. Prawdopodobnie w Berlinie albo w Hamburgu. To moje ulubione miasta. Dość dokładnie zburzone, a potem odbudowane. Dlatego mają tak bezpretensjonalną atmosferę. Dlatego wydaje mi się, że można tam wypić każdą ilość i nic się nie stanie. Kosmopolityczny karnawał. Nie da się na trzeźwo pojechać z Polski do Niemiec. Nie oszukujmy się. To jednak jest trauma. W równym stopniu dotyka specjalistów od uprawy szparagów i pisarzy. Nie da się do Niemiec pojechać na luzie. Jak do, powiedzmy, Monako, Portugalii albo na Węgry. Jazda do Niemiec to jest psychoanaliza (…)”. „Pamiętam coraz więcej zdarzeń, z którymi nie bardzo wiem co zrobić. Nie mogę znaleźć dla nich miejsca (…)”. „Niemcy powinni dokądś wyjechać i przysyłać kasę (…)”. „I chyba ubyło Niemców. W ogóle z biegiem czasu mam wrażenie, że Niemców ubywa. Gdzieś się podziewają, gdzieś znikają. Prawdopodobnie wyprowadzają się do coraz lepszych, coraz droższych i coraz cichszych dzielnic. Może kiedyś całkiem znikną z miast? Będą żyli na przykład w Szwarcwaldzie. Albo wykupią wszystkie wyspy na morzu Egejskim oraz Adriatyckim. Wykupią Baleary i Kanary. Zatrudnią Turków, Słowian i Azjatów do prowadzenia własnego kraju, a sami nareszcie odpoczną – bo co by nie mówić, to jednak chyba oni, Niemcy, napracowali się w dziejach najbardziej ze wszystkich Europejczyków. Więc odpoczynek im się należy (…)”.
„Niemcy to jednak trochę Ameryka. Większość zapewne się obrazi, ale będę trwał przy swoim. Niemcy to Amerykanie na trochę wolniejszych obrotach. Amerykanie, którzy mieli Lutra, wiec nie wydaje im się, że przyszli na świat wczoraj. Amerykanie, którzy mieli Hitlera i dlatego nie są tacy hej do przodu” (…). „Ta opowieść jest pełna uprzedzeń i nie zamierzam tego wcale ukrywać” (…). „Próbuję sobie wyobrazić płaczącego Niemca i zaczynam chichotać. Nawet płaczącej Niemki nie potrafię sobie wyobrazić. Co najwyżej jakąś emigrantkę z niemieckim paszportem. Tak, świat wyglądałby trochę lepiej gdyby człowiek mógł sobie wyobrazić płaczącego Niemca. Niestety. Zostają niemieckie dzieci, niemieckie niemowlęta. Trzymana na uwięzi melancholia i alkohol (…)”.
„No więc w końcu zeszło na Rosję. Często schodzi. Niemcy i Rosja to coś jak tlen i azot, wódka i popitka, jak geopolityczny Flip i Flap. Kim byśmy byli, gdybyśmy mieli tylko jednego sąsiada, a z drugiej strony na przykład morze albo Wielkie Księstwo Luksemburg? Bylibyśmy nikim. Co najwyżej jeszcze jedną umierającą z nudów zachodnią demokracją, jeszcze jedną postmodernistyczną republiką, w której głównym problemem jest wynajdowanie sposobów spędzania wolnego czasu, przeszczepy narządów oraz nieśmiertelność. Tymczasem z takimi sąsiadami dłużej zachowaliśmy człowieczeństwo w starym dobrym stylu. Świat wciąż nas zadziwia i nie doświadczamy nudy. Można powiedzieć, że jesteśmy Głupim Jasiem Europy, takim Głupim Jasiem z bajki, najmłodszym z rodzeństwa, dla którego świat to zagadka i kraina cudowności. Bo czym jest moja niemiecka podróż, jeśli nie wędrówka Głupiego Jasia w poszukiwaniu mądrości? Sto siedemnaście niemieckich miast i dwieście dwadzieścia poranków (…)”. „Dzisiaj to już nie do odtworzenia (…)”. „Tak więc pomyłki nie są wykluczone i niewykluczone, że z samych pomyłek składa się ta opowieść”.