Aleksandra Tetera: Double von Dehnel
- Jacek Dehnel, Ekran kontrolny, Biuro Literackie, Wrocław 2009
- Jacek Dehnel, Fotoplastikon, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2009
Po słynnej „Lali”, po balzakowskiej „Balzakianie“, nietrudno zapomnieć, że Jacek Dehnel, podobnie jak wielu innych prozaików, para się także poezją. Jego piąty tomik poetycki — „Ekran kontrolny“ to dialog historii ze współczesną wirtuozerią multimedialnych konstrukcji:
Pomykaj, wiązko światła, mknij po trikolorach,
gnij się, ciekły krysztale, wibrujcie, membrany.
Jeśli głębiej wczytać się w te wersy, łatwo zauważyć, iż są one ilustracją nie tylko telewizyjnych, ruchomych obrazów, ale także statycznych, zastygłych przeźroczy. Każdy jeden utwór jak jedno ujęcie, klaps lub fragment kliszy. Cóż zazwyczaj jest na tych zdjęciach? No cóż, zazwyczaj człowiek. A cóż zazwyczaj jest w jego wierszach?
Goła kiść dłoni, włosie na głowie,
zwierzątko człowiek,
para warg, sutków, oczu i powiek,
zwierzątko człowiek,
stanęło w stepie, mruczy w swej mowie,
zwierzątko człowiek.
Wszystkie epitety, figury stylistyczne i rymy zespoliły się w smutny portret wyświetlony na „Ekranie kontrolnym”.
Skojarzenie tomiku poetyckiego ze sztuką fotografii zostało spotęgowane przez fakt, iż ich wydanie zbiegło się w czasie i treści z pojawieniem się na rynku wydawniczym kolejnej książki podpisanej nazwiskiem Jacka Dehnela — „Fotoplastikonu”. Każde, zawarte w nim zdjęcie zostało opatrzone komentarzem pisarza, intrygującą literacką miniaturą. Ponad dziewięćdziesiąt procent fotografii zamieszczonych w tym nietypowym albumie pochodzi z kolekcji autora.
Jak wszystkie inne zdjęcia zebrane w cyfrowych aparatach, ciemniach i galeriach wszechświata, także i te obrazują przemijanie. A od przemijania już tylko krok do śmierci. Śmierć, jak to śmierć, nie ma na nią rady, nie ma też reguły. Czasami jest białą jak śnieg skórą martwej kobiety zatopionej w płatkach róż, jak u Nicka Cave’a. Zazwyczaj jednak okazuje się stęchłym baudelairowskim turpizmem. Upływający czas nachalnie rzuca się w oczy, tym bardziej, iż „Fotoplastikon” zawiera sceny uwiecznione w zamierzchłej rzeczywistości. Czarno–białe, nierzadko zniszczone fotografie, każda z nich niczym rustykalna pocztówka z minionej ery. Te wszystkie tupeciki, podwiązki, hafty, frędzle i gipiury, nie z tej epoki, jak z innego świata, układają się w opowieść o lawinie sekund, minut, godzin i lat, które od wieków przetaczają się przez losy naszej planety. Dehnel unaocznił je w „Fotoplastikonie“, wpisał w „Ekran kontrolny“.
Już w „Czereśniach”, wierszu otwierającym tomik, napotykamy na epilog fotograficznych ujęć, smutną przepowiednię:
Nic z tego się nie da
ocalić. Mimo licznych usiłowań, mimo
prób zwykłych, generalnych, kostiumowych nawet.
Mimo projekcji slajdów, polewania zimną
wodą, galwanizacji wyciętego drzewa
i oddychania usta–pustka. Tamta klisza
jest wciąż mglista, nieostra. Jakiś brzydki liszaj,
czas, wdał się i nie puszcza.