30 mar

Marek Olszewski: Jedyna taka partytura

Paweł Huelle, Śpiewaj ogrody. Wydawnictwo Znak, Kraków 2014

Aż siedem długich lat kazał czekać czytelnikom Paweł Huelle na swoją kolejną powieść. Ukazanie się poprzedniej, wydanej w 2007 roku Ostatniej wieczerzy, owiane było atmosferą toczonych przez pisarza procesów sądowych z pewnym gdańskim duchownym, co – mam wrażenie – nie przysłużyło się dobrze recepcji książki. Dziś, gdy ukazuje się Śpiewaj ogrody (ten dość nienaturalnie i chyba niezbyt szczęśliwie dobrany tytuł został zaczerpnięty z XXI Sonetu do Orfeusza Rainera Marii Rilkego), okoliczności są zgoła odmienne. Na szczęście. Szkoda, by pisarzowi tej klasy co Paweł Huelle towarzyszyły emocje pozaliterackie.
Po przeczytaniu ostatniej strony najnowszej powieści, zamknięciu i odłożeniu jej na półkę zrozumiałe okazuje się, dlaczego autor tyle czasu kazał na nią czekać. Śpiewaj ogrody to przede wszystkim rzecz imponująca rozmachem – i nie myślę tu nawet o monstrualnej erudycji tasującej filozofię z literaturą czy historię obyczaju z polityką, do której gdańszczanin nas już przyzwyczaił. Bardziej chodziłoby mi o wyczulenie na punkcie wiarygodności odmalowywanych detali, które jest naturalną konsekwencją podjęcia tradycji realistycznej. Read More

30 mar

Karol Maliszewski: Powrót do przestrzeni (albo „przestrzeń powrotów”)

Nasyciłem się marketami (hiper, super oraz mega) i powoli wracam w krąg osiedlowych i zaułkowych sklepików z duszą albo bez – nieważne, ten nawet bez duszy sytuuje się wyżej niż fabryka zakupów z melodyjką na maksa, wiecznym szumem i zbyt wysoką temperaturą. Zaraz człowiekowi w takim przybytku duszno. W różnym sensie duszno. A w jednym zaułkowym, bardzo zaułkowym sklepiku, w niesłychanie slumsowatych zakamarkach, jedna pani obsługuje śpiewająco. Naprawdę cały czas podśpiewuje. Do zakochania jeden krok, i tak dalej, lecą szlagiery z dzieciństwa. I nie ma nic przeciwko, gdy nieraz towarzyszę jej niezdarnym falsetem. Do takiego sklepu z przyjemnością się wraca. Read More

30 mar

Tytus Kaleta: Dyptyk

I
Żołnierze obserwowali wioskę ze wzgórza. Tropikalny deszcz bombardował ich spięte oblicza drobnymi kroplami. Jeden z mężczyzn nosił oficerską czapkę, a na jego ramionach spoczywał długi płaszcz przeciwdeszczowy. Podniósł lornetkę, starając się namierzyć dogodny obraz zabudowań znajdujących się parę kilometrów stąd. Klingą spojrzenia wbił stalowe oczy w powiększone obiekty. Tymczasem reszta oddziału, wymęczonego, zdziesiątkowanego kalejdoskopu ludzkich istnień, stała nieporuszona kilka kroków za plecami oficera, wystawiając się na pastwę siekących drobin, które wylewało na nich zachmurzone szare niebo. Ich zamarłe ciała zatrzymane pośród zimnych okruchów tropikalnego deszczu, nienawistnie wyjącego wiatru i przesyconej zieleni egzotycznych lasów, wystawione były na otaczające obojętnym wężowiskiem siły natury. Za chwilę miał się rozlec równie obojętny głos z mechanicznej otchłani krótkofalówki oficera, głos z zaświatów należący do (bodajże) człowieka, który spokojnym rzeczowym tonem, miał wydać im konkretne polecenia dotyczące wioski. Ten głos szybował ponad morzami i oceanami, unosząc się delikatnym lotem gołębicy wprost ku zgromadzonej grupie, stając się przy tym ich fatum. Kilka zaszyfrowanych zdań wypowiedzianych do jednego z oczekującej gromady, miało zamienić lodowate krople sunące z nieba w płonącą stalową ulewę pieczętującą los żywych i umarłych. Dziesięć dusz przeznaczono do tej chwili, by stały się świadkami sprawiedliwości. Read More

30 mar

O Domu pod Lutnią i sprawach z powieścią związanych Z Kazimierzem Orłosiem rozmawia Maciej Krzemiński

W pańskim debiutanckim zbiorze opowiadań Między brzegami występował dziecięcy bohater i to z jego perspektywy była opisywana rzeczywistość. W najnowszej powieści Dom pod Lutnią również bardzo ważną postacią jest dziecko – dziesięcioletni Tomek, który odkrywa nieznaną sobie rzeczywistość mazurską. Czy według pana spojrzenie dziecka na świat dorosłych obnaża w bardziej przejmujący sposób mechanizmy rządzące relacjami międzyludzkimi?
Nie sądzę, aby spojrzenie oczami dziecka na świat dorosłych pozwalało „w bardziej przejmujący sposób” opisać ten świat. To często spotykana w prozie forma opisu rzeczywistości. Być może więcej tu można powiedzieć szczerze, unikając zarzutów naiw-
ności i uproszczeń. Dzieci, jak wiemy, nie owijają niczego w bawełnę.

Tematyka mazurska jest jednym z kilku stałych motywów pańskiej prozy (czasami też artykułów prasowych). Mazury po wojnie miały swój niepowtarzalny urok. Czy coś z tamtych realiów przetrwało do dzisiaj?
Niestety, nic. Mazurzy – autochtoni – emigrowali. Pozostały po nich luterańskie kościoły, dziś katolickie i małe cmentarze, najczęściej na skrajach lasów – opuszczone groby z nazwiskami z reguły polskimi, bo to przecież byli potomkowie osadników z XVI i XVII wieku, z Mazowsza i Kurpiowszczyzny. Pozostała oczywiście przyroda Pojezierza Mazurskiego – lasy, jeziora, rzeki. Ale obawiam się, że w procesie „zagospodarowywania” tych ziem zupełnie pomija się sprawę ochrony przyrody. Mazury są jedynym regionem w Polsce, który nie ma Parku Narodowego. Read More

30 mar

Piotr Wojciechowski: Skało moja

Zaczynam pisać ten tekst w dniu, w którym ma się odbyć promocja mojej nowej powieści Tratwa manekina. Nowa powieść, nowy wydawca, nowe miejsce – Kawiarnia Niespodzianka na nowe miejsce z MDM-u przeniesiona. Wątpliwości, smutki – stare. Komu potrzebne te historie o wymyślonych ludziach, których czytelnik sam sobie musi wyobrazić? A do tego ci wymyśleni drepcą po polskich ścieżkach, ulicach, drogach, nie wypuszczają się dalej niż w czeskie górki. W księgarniach tyle do kupienia książek, które przeniosą czytelnika, a zwłaszcza czytelniczkę, do krajów prawdziwszych niż Polska – do Nowego Jorku, Los Angeles, San Francisco, do Paryża, na Rivierę, do Toskanii, na greckie wyspy. Po co miałby czytelnik łazić, a zwłaszcza po co by ona łazić miała, w deszcz po szutrówkach między Świeradowem a Giebułtowicami? Read More

30 mar

Joanna Lech: Twój dom nie ma drzwi ani okien

1.
Mieszkasz w miejscu, gdzie przecinają się wszystkie drogi. Mieszkasz przy rzece, w zakolu. Na wzgórzu, gdzie szumią liście, pory roku i dnia nachodzą na siebie i miesza się czas. Żeby do ciebie trafić, wystarczyło pójść którąkolwiek ulicą, bo wszystkie drogi prowadziły prosto pod twoje okno. Lub przejść przez siatkę i pobiec plątaniną ścieżek wzdłuż krzewów i za drzewami, ukrytymi wśród traw ścieżkami, żeby nikt nas nie widział. Ale gdy weszłam na twoje podwórze, widziałam tylko tynk. Twój dom nie ma okien ani drzwi, nie ma żadnego wyjścia. Twój dom był jedną, długą ścianą, ceglanym murem, o który uderzałam pięścią. Stałam z twarzą do tej ściany, z opartym czołem, jakbyśmy się bawili w chowanego i miałam szukać, choć tak naprawdę czekałam na ciebie. Długo już tak czekałam. A ty nie wychodziłeś. Słyszałam jedynie głos twojego ojca. Krzyczał. Zamknęłam oczy. Słuchałam, jak krzyczy na ciebie i jak krzyczysz, gdy cię uderza. Zacisnęłam palce na cegle. Była zimna. Jeden, policzyłam w myślach. Read More

30 mar

Dariusz Szymanowski: Orkiestra dęta

Jankowi

Chłopcy nigdy nie opowiedzą o tym, co się stało. Ojciec, od zawsze ponury, pogrąży się jeszcze bardziej w milczeniu, jego twarz mimo to będzie cicha i spokojna. Staremu Zubrzyckiemu przyjdzie sprzedać chałupę i wyjechać do krewnych do Gdańska. Wszystkie instrumenty zarekwiruje naczelnik wydziału kultury i ponoć sprzeda je na złom. Błażukom urodzi się syn. Pochowają go obok matki.
W roku 1953 nikt nie spodziewał się cudu. Owszem, zdarzyło się raz, że jednemu z gospodarzy krowa ocieliła trojaczki i nawet powiatowy weterynarz nie mógł się nadziwić. Aż nawet delegacja z Warszawy przyjechała, naukowcy różni i redaktorzy, co zdjęcia robili, ale po jakimś czasie wszystko ucichło i nikt nie pamiętał ani naukowców, ani redaktorów. Cała okolica: Pajtuny, Sklajboty, Mokiny, przez Bark i Rejczuchy, Tumiany aż po Nerwik i Giławy, nie wierzyła w cuda. Nie w takie w każdym razie, o jakich pisali w gazetach. Tu, na północy, ludzie wierzą, że gdy ktoś umiera, to jego dusza opuszcza ciało i wychodzi na pola. Każda dusza potrzebuje przestrzeni, dlatego w domu nieboszczyka otwiera się wszystkie okna, aby jego dusza mogła wylecieć na świat. Ale dusza to nie ciało. Nie widać jej, jak nie widać wrześniowego horyzontu za mgłą. Read More