07 wrz

Marcin Sas: Poza wszystkim, czyli spacer życia

Poza tym, że nie śpię i nie bardzo wiem dokąd można pójść o 5 rano – niewiele wiem.
Na razie wychodzę i wchodzę do pokoju: kuchnia, łazienka – łazienka i powrót do pokoju. Trasa obmyślona precyzyjnie, tak jak dokładne jest przekonanie, że należy być cicho w swoim wymyśle.
Wcale nie jest tak, jak proponuje rozkład dnia, rozkład ciała. O wszystko trzeba się starać.
Przez moment udaje mi się myśleć, że wierzę w to, tak jak uwierzyłem (będąc dzieckiem), że oczami można ściągać pioruny do mieszkania… Teraz wierzę we wszystko, o czym pomyślę i to jest moja przewaga.
Jeszcze nie wiem nad kim lub nad czym, ale cieszy jak każde inne zwycięstwo.

Przebieram między godzinami, jak owocami na jakimś bazarze… To straszne, że trzeba się spieszyć.
Poza tym, że jest rano i wymyślam podróż, spacer życia, niewiele się dzieje. Powoli ustalam trasę.
Coraz dokładniej, i coraz więcej o niej wiem.
Z drugiej strony coraz szybciej wykruszam się w tej drodze, a to dlatego że… chodzę jak obłąkany! Podobno tak się poruszam! Podobno… Ale przecież właśnie tego chciałem – mieszkać daleko, a być blisko, więc unoszę do góry głowę i z dumą będę chodził jak obłąkany… Ech, gdyby wszystko tak dobrze szło…

Wychodzę zatem na ten mój spacer życia, na spotkanie z jakąś ciekawą perspektywą i przepalającymi kroki myślami, że nikt z nas nie jest nowy, wszystko w jakimś sensie to kopiowanie starych obrazów.
Wszystko, co najważniejsze, dzieje się w rzeczywistości, ale to chyba nie wystarczy, czasem nie, tak jak składane przysięgi czy obietnice, a dlatego że wszystko można sfałszować, myślę czasem, że fikcja jest ciekawsza.
Moim celem od zawsze był rynek, pusty plac wypełniony kamiennymi spojrzeniami okien…
Kiedy już jestem na samym środku – okazuję się być poza wszystkim.

06 wrz

Jadwiga Gryczyńska-Świerczak: Muranowski Matrix

Beata Chomątowska, Stacja Muranów. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.

Książka Beaty Chomątowskiej Stacja Murarów jest jak patchwork, pozszywany z fragmentów różnorodnej materii, stanowiący jednak całość, mocno z sobą związaną. Autorka zabiera czytelnika w podróż w czasoprzestrzeni: zaprasza między innymi do podróży warszawskim metrem, z którego wychodzimy na powierzchnię na – nieistniejącej w rzeczywistości, ale naniesionej na plany ponad pół wieku temu – stacji Muranów. Zaczynamy spacer po Muranowie i zagłębienie się w historię, tajemnice miejsc i ludzi z nimi związanych. Podróż w czasie i przestrzeni zachęca do zatrzymania się na dłuższy czas w miejscach, które już w rzeczywistości nie istnieją. Jedynie pamięć ludzka i pozostałe nieliczne dokumenty zatrzymują czas, ale pamiętanie „w dużym stopniu zależy od tego, kim jesteśmy, jak patrzymy i dlaczego zależy nam na pamiętaniu.” Read More

06 wrz

Dariusz Dziurzyński: Szczeliny percepcji

Tomasz Ososiński, Pięć bajek. Biblioteka Współczesnej Poezji Polskiej, „Zeszyty Poetyckie”, Gniezno 2012.

Gdybym debiutował jako poeta w 2012 roku, to z pewnością nie zbiorem bajek, które wyszły z głównego nurtu literatury (na użytek dorosłego czytelnika) bodajże wraz z ekspansją „bruLionu”. Wcześniej rozwijała się sporadycznie poetycka bajka mitologiczna (Herbert), jeszcze wcześniej bajka absurdu i czystego nonsensu (Ezop świeżo malowany Gałczyńskiego), generalnie jednak współczesna bajka poetycka stała się ulubionym pokarmem satyryków (Swinarski, Sztaudynger i Kern). Poezja „nowego dwudziestolecia” i poezja bieżąca gustują raczej w motywach niebajkowych, a już na pewno nie w samym gatunku. Wydać więc tomik zatytułowany po prostu Pięć bajek – wydać go w czasach „śmierci gatunków”, tekstowego rozchełstania i wzmożonej cerebracji twórczości poetyckiej – to jakby chwalić się kolekcją tekturowych biletów PKP, a czytelniczce składać szarmancki pocałunek w rękę. Łagodna, retrofilna prowokacja.

Read More

04 wrz

Karol Samsel: Konopielka i krew

Łukasz Jarosz, Pełna krew. Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.

„Konopielka” jest więc słowem, które – podobnie jak w języku dzieci – może pokrywać swym znaczeniem różne zakresy rzeczywistości; może zastępować i równoważyć rozległe sfery rzeczywistości psychospołecznej. Może również funkcjonować, jak funkcjonują przekleństwa, które odgradzają człowieka od tego, co nowe, inne i tajemne. Pojawiający się w kilku znaczeniach motyw „konopielki” znaczy tyle, co proces pośpiesznego zabudowywania znakami własnej autonomii, własnej podmiotowości, gwałtownie przekształcającego się świata. Znaczy więc proces ustawiania – chybotliwych jeszcze – sygnałów nowej, integralnej rzeczywistości.

Te słowa o powieści Redlińskiego znalazły swoje miejsce w jednym ze szkiców Rocha Sulimy zaledwie 3 lata po wydaniu Konopielki. Był rok 1976. W 2013 roku z dużym wahaniem wiążę ten semiotyczny trop z kreacją podmiotu wyobraźni z tomu Łukasza Jarosza Pełna krew. Na prawach kontrastu: Redliński dążył do reintegracji świata wsi. Jarosz prezentuje świat wiejski jako pejzaż postintegracyjny, w którym nawet rzeź na Ukrainie, głód, egzekucje Żydów i partyzantka okazują się tematami anachronicznymi, opóźnionymi, nieoddziałującymi. Błąd strategii wrażenia?

Read More

04 wrz

Janusz Drzewucki: Który był, który nie był

Bogusław Kierc, Manatki. Biuro Literackie, Wrocław 2013.

Bogusław Kierc nie napisał swoich wierszy, on je wyśpiewał. Każdy, kto choć raz był na jego spotkaniu autorskim, kto chociaż raz słyszał go czytającego swoje wiersze, wie doskonale, co mam na myśli. Posunę się jeszcze dalej, powiem więcej: autor Manatków nie tylko wyśpiewał swoje wiersze, ale także wytańczył. Jak wiadomo, śpiew i taniec są niczym brat i siostra, zatem nie ryzykuję przesadnie, twierdząc, że Bogusław Kierc swoje wiersze wyśpiewał i wytańczył. W wierszu Śpiewanie – jednym z kluczowych wierszy tomu Manatki – czytamy:

Śpię. Śpiewam we śnie, że nie śpiewam – śnię
śpiewanie siebie, to znaczy, że mnie

śpiewa coś we mnie, albo poza mną
śpiewa mnie; jestem śpiewaniem […] Read More

02 wrz

Justyna Kasperek: Remanent podróży

Grzegorz Wróblewski, Pomyłka Marcina Lutra (proza i szkice kopenhaskie). Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010.

Pomyłka Marcina Lutra proza i szkice kopenhaskie napisana przez Grzegorza Wróblewskiego to niezwykły zapis codziennych przekazów otoczenia. Poeta oprowadza czytelnika po zakamarkach ludzkich oraz międzyludzkich przestrzeni, umiejscawiając lirycznego przewodnika nieco obok opisywanych sytuacji. Człowiek oraz jego wytwór – Świat, niezależnie, niemal równolegle do osoby mówiącej wierszu, kształtują i oddziaływają na wewnętrzną przestrzeń podmiotu. Czytelnik towarzyszy mu w eksploracji nowych przestrzeni od momentu, gdy ten się w nich pojawia (Kopenhaga). Wraz z nim poznaje otoczenie, stara się zasymilować, podróżując po egzystencji – niczym międzyplanetarnej wędrówce, gdzie ludzie zawieszeni w przestrzeni szukają życia we wszelkich strefach. Nawet jeśli natkną się na KOGOŚ lub COŚ, to i tak ostatecznie okazuje się, że napotkane osoby pozostają względem siebie zupełnie obce. Pasjonujące, lecz nie-do-poznania, jakiekolwiek zbliżenie jest niemożliwe (Ostatnie słowa pana Jensena). Osamotnienie staje się przeznaczeniem (lub przekleństwem) bez względu na szerokość geograficzną. W szkicach Kopenhaga czytamy: „Czy gdziekolwiek indziej jest lepiej? (Interesujące pytanie!)”

Read More

02 wrz

Ryszard Kołodziej: Miron tekst

Tadeusz Sobolewski, Człowiek Miron. Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.

 W tym roku mija dziewięćdziesiąta rocznica urodzin Mirona Białoszewskiego. Za rok upłynie trzydzieści lat od jego śmierci. Poezja autora Karuzeli z madonnami jest wciąż wznawiana. Znajduje nowych czytelników. Podobną popularnością cieszy się Pamiętnik z powstania warszawskiego. Natomiast pozostałe utwory prozatorskie, uległy zapomnieniu. Przed kilkoma dekadami, odkrył go Artur Sandauer, a na łamy miesięcznika „Twórczość” wprowadził Ziemowit Fedecki. Pomimo licznych opracowań krytycznych, spuścizna literacka Białoszewskiego pozostaje nadal otwarta dla kolejnych interpretacji. Najnowszej podjął się krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski. Według niego, dzieło warszawskiego poety „jest szyfrem, w którym zapisał siebie dla nas dzisiejszych”. Jego utwory należy odbierać poza kontekstem PRL-u.

Eseista próbuje uchwycić punkt, z którego Białoszewski patrzył na siebie. Najbardziej fascynuje go wewnętrzna biografia poety. Ewolucja jego „ja”. Droga twórcza jaką przeszedł. Na poszczególnych stronach przytacza szereg szczegółów biograficznych. Odsłania kulisy życia pisarza. Analizuje znane i niepublikowane utwory. Zahacza o historię Teatru na Tarczyńskiej oraz Teatru Osobnego na placu Dąbrowskiego. Opowiada o zawiłej relacji mistrz-uczeń z Ludwikiem Heringiem, trudnej przyjaźni z Leszkiem Solińskim, matczyno-siostrzanym związku z Jadwigą Stańczkową. Publikacja przybliża także Ludmiłę Murawską (polecam jej refleksje), Stanisława Swena Czachorowskiego, Lecha Emfazego Stefańskiego, Halinę Rybińską, Barbarę Nalepową, Malinę Gamdzyk, Agnieszkę Kostrzębską, Annę Sobolewską, Henka Proeme. Read More