Karen Kovacik: Piaskowe tornada
Dzisiaj, na trzydziesty dzień suszy,
mój pęcherz jest jak macica —
obrzękły, napięty, niczym żółta pięść,
nie ulży mu nawet sok żurawinowy.
Staję na co drugiej stacji benzynowej na I–80,
żeby upuścić parę kropel, czując się jak impotent,
jak monstrualny, bezskrzydły ptak z Eocenu,
siedem stóp wysoki, który, chociaż pełen siły, wyginął,
zdominowany przez szybkich, mięsożernych drapieżców. Read More