Andrzej Stasiuk: Taksim (fragment)
Wspominam ciepłe dni. Wspominam dzień, gdy przyjechałem tutaj, by pozostać. Na drzewach nie było jeszcze liści, ale słońce grzało już mocno. Wysiadłem na stacji, której już nie ma, z pociągu, który dawno przestał kursować. Miasto pachniało naftą i drewnem. Jechałem całą noc, dwa razy się przesiadałem i zbliżało się południe. Obok był dworzec autobusowy. Poszedłem w tamtą stronę, żeby zyskać na czasie, żeby jak najdłużej pozostać podróżnym. To musiał być wtorek, bo tłum wyglądał wsiowo. Wracali z targu. Drewniane grabie, wiadra, zapakowane w folię kołdry, ktoś miał nowiutki bat z czerwonym pomponem. Wszedłem między nich i odczytywałem rozkłady jazdy na stanowiskach. Udawałem, że odczytuję. Nie mieli jeszcze tak wielu aut jak dzisiaj, więc czekali na stare autobusy. Miasto wciąż ich onieśmielało. Byli uroczyści i stateczni z tymi swoimi nowymi koszami z wikliny. Ustawiali się w słońcu jak do fotografii. Zapewne już na coś oczekiwali, chociaż nie mieli jeszcze pojęcia, co to będzie. Czuli zmiany przez skórę tak samo jak wszystkie wojny, rozlatujące się ustroje, Ruskich, Szwabów, czarnych, czerwonych, zielonych, kapitalizm i chińską krucjatę ekonomiczną. Mieli to we krwi, tę czujność na wszystko, co przychodzi z zewnątrz. Read More