15 cze

Piotr Wojciechowski: Ma pan pilota?

Nie wiem, jak zmylił ochroniarzy i sekretarki, nie wiem nawet jak i  którędy wszedł — może przez kuchnię i pokoje kredensowe?
— Przyniosłem memoriał — powiedział. Odłożyłem pióro i podniosłem oczy znad brudnopisu eposu. Stał przede mną człek stary, słusznej tuszy, twarzy szlachetnej i rumianej, ubrany odświętnie. Było coś prowincjonalnego jakby czy niedzisiejszego w tej elegancji.
Wziąłem papier z żylastych rąk — trochę drżały. Prosiłem siadać, kazałem dać herbaty z biskwitami. Pochyliłem się nad spisanym równym kancelaryjnym pismem dokumentem. Oto, co w nim napisano:
My, starcy i staruszki zwracamy się do władz odnośnych z gorącym apelem — nie darujcie nam abonamentu na radio i telewizję! Przecież nagim okiem widać, że to będzie katastrofa. Read More

15 cze

Jerzy Górzański: Bardzo krótki zarys historii literatury dla nieczytających. Zdarzenia i dopowiedzenia

To wszystko miało miejsce kilka wieków przed naszą erą.
Właściwie to wszystko, prawdopodobnie, zaczęło się i skończyło na pasterzu Christodanisie — jako pierwszy (i niewątpliwie ostatni) stworzył coś w rodzaju literatury mówionej, czy raczej mówionej do samego siebie.
Jego debiutancka (i zarazem, niestety, jedyna) powieść, a ściślej mówiąc: książka wspomnieniowa, nosiła tytuł „Z kozami na ty”.
Całkowicie wymyślona (czy raczej wyobrażona) — prawdę powiedziawszy: niechlujna, jak gdyby pozbawiona korekty, bez reszty umiejscowiona w rzeczywistości pasterskiej, wzruszała jedynie autora, bo nikt inny nie miał do niej dostępu. Read More

15 cze

Wojciech Kass: Z dziennika

przyśniło mi się sprawdzanie obecności w klasie;
iwona bobrowicz, janek bober, zdzisław dyszkant, grzywacz, kass,
do końca listy
po ostatnią ławkę
każdy z nas odpowiadał; jestem.
a kogo nie ma?
wszystkich — usłyszałem
i nie był to głos żadnego z nas.

Pranie, 5.49, 7.02.2008

15 cze

Julita Grodek: Przesilenie. Rozdział trzeci, czyli nieoczekiwane zniknięcie Aleksandra Koszkina

O świcie piegowatogłowy Aleksander Koszkin skrzypiał po kuchni. Skradał się do obłej, pamiętającej czasy Breżniewa, a może i Chruszczowa, lodówki, zachodził do ponabijanej  gwoździami szafki peerelowskiego zlewozmywaka, obijał się o niebezpieczną, grożącą wybuchem baterię przetworów własnego autorstwa. Trącał obutą w papucie na gumie stopą marynowane grzybki i sfermentowane, zimowe sałatki. Przechadzał się kołysząco, próbując różnych kroków, które odmłodziłyby jego kamienne nogi. Read More

15 cze

Gabriela Kurylewicz: 8 kwietnia 2005

W Rzymie na Placu Świętego Piotra,
kiedy odchodził Papież Słowianin,
przybywali pielgrzymi wędrowcy
z wszech–świata: ludzie, anioły większe,
anioły mniejsze, moce, zwierzchności,
a gospodarzem był Duch Święty,
wiatr z gór.
Szarpał ornatami, szumiał flagami, Read More