Michał Szablewski: Podwórko
Na moim własnym, prywatnym, własnościowym podwórku dziesięcioro zbiegów, śmiertelnie niebezpiecznych zbirów, zabójców, szubrawców, gwałcicieli, no i jeden finansista. Karmiłem ich jak mogłem, doglądałem i przynosiłem wodę w baniakach. Odtwarzałem dla nich muzykę klasyczną i odczytywałem artykuły z prasy sportowej. Zauważałem jednak coraz bardziej postępującą dzikość ich obyczajów, której nie było w stanie załagodzić już nawet okazjonalnie rzucane im bezbronne cielę, które rozrywali na strzępy, w którego krwi się tarzali, którego domniemane imię wykrzykiwali. Wciąż bowiem usiłowali wdrapywać się po stromych, ceglanych ścianach, gubiąc przy okazji paznokcie i sowicie znacząc mury swoją krwią, tak jak psy znaczą moczem swe terytorium. Read More