30 paź

Justyna Aleksandra Sikorska: Bezprawie człowieka we współczesnej sztuce degradacji

Nauczono ludzi, że cnotą jest zgadzać się z innymi. Ale twórca to człowiek, który się nie zgadza. Nauczono ludzi, że cnotą jest płynąć z prądem. Ale twórca to ktoś, kto płynie pod prąd. Nauczono ludzi, że cnotą jest trzymać się razem, ale twórca to człowiek, który stoi sam.” (1) Twórcy współcześni, których sylwetki i artefakty analizuję, mogą przypominać często nadludzi, wielkich herosów toczących cudzą krew w batalii o dobro. Poszukując z nimi płaszczyzny porozumienia, może wypadałoby powtórzyć za Nietzschem: „Wy twórcy, wyżsi wy ludzie! Kto rodzić musi, jest chory; kto zaś porodził, bywa nieczysty. Pytajcie kobiet: nie rodzi się wszak dla przyjemności. Ból to kurom i poetom gdakać każe. Wy twórcy, wiele w was nieczystego. Jako że matkami musieliście się stać.” (2) Istotnie, pewne odmiany sztuki tłumaczy jedynie nietzscheanizm, ponieważ wszelkie inne ideologie załamują w ich obliczu ręce. Zadaniem artysty jest tworzenie, które często rozbija schematy. Czym jednak chce stać się sztuka, która tworząc niszczy, budując burzy, dając zabiera? Przy czym czynności te są jej potrzebne do pozyskania pewnych elementów, ona chce po prostu dać głos i wierzyć, że jest dobra, nie zważając na wszelkie skutki uboczne. Read More

30 paź

Aleksandra Tetera: Przeprawa przez czas

Piotr Matywiecki, Powietrze i czerń, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

Poetycka „Podróż“ Piotra Matywieckiego rozpoczęła się w 1975 roku, stając się tytułem pierwszego tomu jego wierszy. Potem autor jeszcze wielokrotnie zdradzał liryczne skłonności. Jego jedenasta książka poetycka, wydana na świat w 2009 roku, została ochrzczona dwojgiem imion: „Powietrze i czerń“.

Dwa pierwiastki, od zawsze istniejące w przyrodzie. Tyle samo je łączy, co dzieli. Powietrze uznane za bezbarwne, w rezultacie może stać się każdym kolorem. Gdy tymczasem czerń jest tylko czernią. Znana z tego, iż przyciągając promienie słoneczne, połyka je i zasklepia w sobie. Być może właśnie dlatego, w powszechnym mniemaniu, potwornie blisko jej do śmierci. Ta natomiast ma wiele twarzy. Read More

30 paź

Weronika Mliczewska: Byczy kac

Każdego roku Pamplona, jak cała północno-wschodnia Hiszpania, tonie przez tydzień w hektolitrach alkoholu. Ulice lepią się od cierpkiego wina, ludzie leżą nieprzytomni na chodnikach, a wszystko to — w rytmie tętentu byków — miesza się z zapachem krwi, unoszącym się nad areną.
Pamplona to małe miasteczko u podnóży Pirenejów. Przez cały rok można napawać się tu spokojem i prowincjonalnym życiem, wolnym od turystycznych atrakcji. Podczas jednego tygodnia w roku, kiedy Pamplona świętuje Wielkie Dionizja, wszystko zmienia się diametralnie.
San Fermin — na hasło to uśmiecha się każdy Hiszpan. Od razu cofa pytanie: „Jak było?”, zakłada bowiem, że przebiegu tej fiesty nikt nie pamięta. Za dużo wina, a może za dużo atrakcji? Read More

30 paź

Zofia Krzywicka: Uśmiech Przybylskiego

Ryszard Przybylski, Uśmiech Demokryta. Un presque rien, Sic!, Warszawa 2009

We wstępie do najnowszego tomu esejów Ryszarda Przybylskiego powraca temat starości, któremu poświęcił autor przed kilku laty swoją „Baśń zimową”. Tym razem ton refleksji jest bardzo osobisty. Pozostanie taki zresztą w kolejnych tekstach „Uśmiechu Demokryta”,
najbardziej prywatnej książce eseistycznej pisarza.

Doświadczenie starości wiąże się ściśle z doświadczeniem pamięci. „Starość to czas dzikiej agresji wspomnień — pisze Przybylski — (…) nagle wyłoniony z pamięci obraz (…) wdziera się nieproszony w strumień myśli i paskudzi ciągle jeszcze rześką aktualność.” Read More

30 paź

Magdalena Wojak: Wyobcowania, rozchodzenia, olśnienia

Miron Białoszewski, Chamowo, PIW, Warszawa 2009

Ktoś, kto potrafi czytać przestrzeń i jednocześnie się z nią zrastać, każdą zmianę odczuwa jako ingerencję w swoje ciało. Przeprowadzka
to ból, ontologiczne rozedrganie, doświadczenie nicości, koniec pewnej epoki. Miron Białoszewski przeżywa swoje pierwsze dni na Lizbońskiej — w „domu ogromnym, wysokim, długim, szarym i pustym” — jak rozbitek na bezludnej wyspie (w tym czasie czyta Robinsona Crusoe). Nieznany ląd Saskiej Kępy stanowi dlań nie lada wyzwanie — domaga się interakcji i stawia pytania podświadomości. Jest czarną dziurą, którą trzeba zapełnić. Powstałe 33 lata temu zapiski pokazują w niezwykle interesujący sposób jak wrażliwość poety radzi sobie z egzystencjalną bezdomnością w przesmyku pomiędzy nieuchronnością końca a stwarzaniem nowego początku. Read More

30 paź

Marek Ławrynowicz: Bohater literacki

Z. był człowiekiem jakich wielu. Wzrost przeciętny. Budowa ciała niezbyt imponująca. Twarz dość pospolita, ale jeśli ktoś się dokładniej przyjrzał, mógł dostrzec, że oczy Z. patrzą na świat, lekko kpiąco, z pewnym dystansem. Przez pięćdziesiąt kilka lat  życia zajmował się głównie handlem na niewielką straganowo–bazarową skalę, co dawało mu szansę przetrwania, ale nie dawało poczucia bezpieczeństwa. Miał też epizod romantyczny, kiedy zaczął jeździć w celach handlowych na Ukrainę i pewnego dnia przywiózł stamtąd przepiękną dziewczynę, z którą się natychmiast ożenił. Małżeństwo było nadzwyczaj udane, ale tylko przez trzy miesiące, to znaczy do momentu, gdy owa Tamara czy też Natasza uzyskała polskie obywatelstwo. Jeszcze tego samego dnia spakowała walizkę i udała się do Szwecji, gdzie przepadła bez wieści. Z. ciężko przeżył jej ucieczkę, ale w końcu pogodził się z losem. Pił tylko nieco więcej, a gdy był już pijany zwykł mawiać: Read More