15 lip

Jacek Dukaj: Król Bólu i pasikonik (fragment)

Urodził się w roku komety, pod niebem zielonym od ruskich dionizydów, w bólu.
Niemowlęta krzyczą, niemowlęta płaczą, byłoby dziwne, gdyby nie płakał. Płakał. Potem przestał – ból był zbyt wielki. To milczenie zaniepokoiło rodziców.
Lekarze przeprowadzili skany neurologiczne, skonsultowali się z genetykami. (Niemowlę w milczeniu łykało powietrze rybimi haustami).
– To się zdarza, staza każdego dotyka inaczej, ułamek procenta zawsze wypada poza bezpieczne statystyki. W telewizji bez przerwy pokazują co efektowniejszych chimeryków, widzieli państwo.
Matka gryzła paznokcie.
– Ale… co mu właściwie jest?
– Mhm, boli go.
(Niemowlę zamykało i otwierało wilgotne oczy).
Ból można tłumić i można zmienić mózg tak, by bólu nie odczuwał, lecz każde rozwiązanie ma swoje konsekwencje. Read More

15 lip

Adriana Szymańska: Żywy klucz

Jerzy Janusz Fąfara jest pisarzem wyjątkowym, a więc tworzy dzieła, których lektura sprawia odbiorcom nie tylko przyjemność, ale przynosi też pożytek poznawczy. Pomaga zajrzeć w głąb tajemnic, jakie rządzą ludzką naturą, nadając jej znamiona cudowności, daje możliwość przekraczania granic zakodowanej w nas egzystencjalnej zwyczajności ku obszarom niepojmowalnej potęgi bytu.
Czytanie Jerzego Fąfary zaczęłam – i w pewnym sensie skończyłam – na „Brzytwach kata Sellingera” (Rzeszów 2005). Mimo że poznałam też jego poezję i inne utwory fabularne, a także esej biograficzny o Józefie Szajnie „18 znaczy życie” (Rzeszów 2009), „Brzytwy” wniknęły we mnie najdotkliwiej i – mogę tak to chyba określić – ostatecznie. Read More

08 lip

Jan Nowicki: Henryk I

Był rok, wszystko jedno który, na pewno kolejny, charakteryzujący się jak to wtedy, minimalnymi zmianami na górze i stałym niedostatkiem mięsa na dole. W naszym mieście z okazji kolejnych świąt wybito wszystkie cielęta i kozy, niedziele pochłonęły drób.

Pociągiem relacji Łódź — Bydgoszcz jechałem do matki na coś, co dopiero po latach nazwano weekendem. Stacja Czerniewice, stamtąd spacerem niespełna pięć kilometrów do rodzinnego K., w plecaku smukła butelka cierpkiego rieslinga. W domu serdeczność i natychmiast niezmienny problem: co zjemy na niedzielny obiad. Moje propozycje dotyczące placków ziemniaczanych, „ślepego śledzia” (śledź bez śledzia), „dziada” (nazwa mówi za siebie), podrażniły na tyle ambicje matki, że udała się z tym problemem do ojczyma, siedzącego pod bzem w towarzystwie opędzającego się od ptaków wuja, zwanego od czasów powojennych Suchą Rączką. Tato zaciągnął się sportem, głęboko aż do pięt, zawył kaszlem, i po długim namyśle, gdy charczenie osiągnęło kres, powiedział coś, co wprawiło wszystkich domowników w osłupienie. Read More

08 lip

Nowe nazwiska. Marcin Chruściel: Przekłady

Justynie

Pęka torba ze śniegiem; ulice stapiają się
pośpiesznie, woda wypłukuje nas z przerębli
jak karpie. Idą święta.

Musimy zrobić spis wydatków,
bo kryzys nie zamierza oszczędzać
ani na obrusach w bombki, ani twoich stringach.
Jakby to było najważniejsze: kurczenie
i rozkurczanie metalicznych zdań. Read More