13 lis

Jerzy Górzański: Monologizująca indywidualizacja perpendykularna

W pewnej instytucji pomocowej na ścianie korytarza ujrzałem plakat dotyczący bezpieczeństwa pracy: „Uwaga! Roboty na wysokości.” Z tym, że „roboty” zostały przekreślone, o obok ktoś dopisał czerwonym flamastrem: „ludzie”. Ale na tym nie koniec. Bo jeszcze ktoś inny dopisał obok zielonym flamastrem: „poeci”, przekreślając „ludzi”. W ten sposób hasło plakatowe brzmiało następująco: „Uwaga! Poeci na wysokości”. Co odpowiadało mojej wrodzonej próżności. I w dodatku do rymu. Coś w tym, skądinąd słusznym i przestrzegającym plakacie, było surrealistycznego.

Władysław Broniewski, o którym często się powiada: poeta proletariacki (ktoś go nawet scharakteryzował pogardliwie: „to ten od barykady i sznapsa”)… Recytowałem jego Komunę paryską na akademii ku czci w praskiej podstawówce, jako dziecko sproletaryzowanej chłopki bez ziemi.

Pamiętniku 1918-1922 Broniewski napisał zdanie: „Kogo życie oślepia, może poznawać je przez literaturę jak przez szkło oddalające”. Read More

11 lis

Dagmara Anna Luković: Serbów nikt nie może zrobić w konia. Oni zawsze pierwsi zrobią to sami

kilka słów o serbskiej aforystyce

Przed II wojną światową w Serbii wydawano ponad sto czasopism o charakterze satyrycznym i humorystycznym. Po wojnie zdarzyło się to, co w każdym innym kraju opanowanym przez komunistyczny reżym, czyli zmniejszenie ilości tego typu wydawnictw do minimum. Naturalnie takie drastyczne ograniczenie przestrzeni twórczej nie było zaporą, lecz bodźcem dla kreatywnych umysłów satyryków. Dzięki temu, podobnie jak w Polsce, okres komunistycznych rządów z punktu widzenia twórców satyry miał swoje złe, ale i dobre strony. Zła strona to ostra cenzura w mediach, dobra zaś – jeśli można ją tak nazwać – to mnogość tematów będących dla satyryków prawdziwym wyzwaniem.

Read More

11 lis

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki: IV. Piosenka o ciotuchnach

w każdej podejrzanej sytuacji
dawałem drapaka na Misztale
a stamtąd na Kornagi do jeszcze innej
ciotuchny powiadam to wam bez blagi

w poezji polskiej mamy wiele
ciotuchen i natchnionych wierszy
w których chciałem zamieszkać
wraz z matką (uwalniając się wszakże

od ojca) z matką albo i bez matki
odkąd zdradzał ją język (ciuki
i piastuki) to nie jest wiersz ciotowski
to jest piosenka o gawronie

09 lis

Józef Baran: Wszyscy się o coś modlą

wszyscy się o coś modlą
prostytutki o klientów
terroryści o szczęśliwy wybuch podłożonej bomby
stary pijak o rozkosz wódczanego wodopoju
choćby skrócił jego marny żywot

każdy się o coś modli

chłopi o deszcz dla pól usychających z pragnienia
letnicy o złotą pogodę
złodziej o ciemną bezksiężycową noc
rybak wypływający na spóźniony połów o jasny nów

wszyscy się o coś modlą
żołnierze jednej armii
o to by nie zostały wysłuchane modły
żołnierzy armii przeciwnej
syndyk o kryzys
żeby nakręcił mu upadłościową koniunkturę
szefowie firm i koncernów
o hossę

każdy się o coś modli

grabarze o choroby i pomory
żeby dzięki temu mieć lepsze zbiory

——————————-

Bezradny Pan Bóg targa w zamyśleniu brodę
i
z braku lepszego rozwiązania
nadstawia modlącym
swoje Głuche Ucho

09 lis

Wojciech Kaliszewski: Idą słowa

Poeta musi mieć odwagę patrzenia w ciemność, która pochłania słowa, języki i ludzi. Poeta musi w tę ciemność wejść, pokonać ją i odzyskać każdą utraconą sylabę, musi odzyskać każdy znak przywracający nadzieję i promieniujący wizją przyszłości. Wzrok poety musi ogarniać wszystkie góry i doliny, ma dostrzegać źródła i ujścia rzek, musi wznieść się ponad

niebiosa i jeziora i bulgotanie wody
co się pieni w górze i zewsząd naciera
jak w opowieściach które wymyślił już ktoś
z poranionymi
nogami. Read More

08 lis

Aleksandra Słowik: Planowanie przestrzenne

Ostatnio
każdy
wiersz

zaczynam
wąską uliczką,

wprowadzeniem do centrum. Płot, kawałek muru,
pola zmieniają się w beton, żwir, kostkę brukową.
Pierwsze metafory grubokościste, twarde, żmudne
jak praca w fabryce.

Ktoś otwiera okno. Fajrant, świeże powietrze,
nowe zjawisko i sens. Ptak, którego znęciło
pawie oko benzyny. Nie ma wody, więc płacze,
uzupełnia treść.

Ptasie łzy to myślniki. Głupio jest nie myśleć
w takiej sytuacji. Między ludźmi te sprawy
załatwiane są prościej. Dwadzieścia groszy kosztuje
paczka chusteczek do nosa.

Skrzyżowanie, światła, coś błyskotliwego.

Domy zjawiają się znikąd. Bez słowa zapowiedzi.
Są albo ich nie ma. Czasem są.

08 lis

Borislav Pekić: Wścieklizna (fragment)

Na galerii sąsiedniego budynku, w restauracji na drugim piętrze Terminalu 2, były Poluks, a jak zostało udowodnione – David Leverquin, szerokiej publiczności znany jako pisarz Patrick Cornell, z goryczą starał się nie słyszeć żywiołowego walca wykonywanego z pasją, choć trochę za głośno, przez orkiestrę kameralną lotniska Heathrow. Walc został skomponowany przez Straussa, a nosił tytuł Wiedeńska krew. Orkiestra była tak naprawdę eksperymentem Biura Public Relations i jego zaradnego dyrektora Mr Paula Becakera we wszechobecnej bitwie o dusze klientów, natomiast wysiłek Leverquina był próbą myślenia o przyszłej powieści rozgrywającej się na lotnisku, a nie o zjadliwych uwagach Louise Sorensen, która siedziała naprzeciwko niego.
– Cała ta sprawa była cholernym błędem – powiedział.
– Nie musisz tego mówić. Widać to na twojej twarzy. Mam tylko nadzieję, że od teraz będziesz tak zwaną rzeczywistość poznawał tak jak wszyscy normalni pisarze, przez telefon.
Daniel Leverquin w rzeczywistości nie czuł się aż tak źle, jak wskazywałyby na to siniaki na ciele i twarzy. W oczekiwaniu na zamówione jedzenie, wypijając drugie whisky, z entuzjazmem myśliwego, który wpadł na trop zwierzyny, postukiwał po poszarpanym ze wszystkich stron „brewiarzu” i był – szczęśliwy. Pomimo wszystko, był wygrany. Bez nieporozumienia z policją napisałby przeciętną książkę. Ani lepszą, ani gorszą od wcześniejszych – a więc złą. Samo życie zniszczyło mu starą treść, w zamian dając tę właściwą. Read More