10 lip

Magdalena Bartnik: Można znaleźć siebie

Roman Honet, Piąte królestwo. Biuro Literackie, Wrocław 2011.

Roman Honet nie pozwala tracić czujności. Zaskakuje i prowokuje, otwierając tym razem wrota (nie)codziennej krainy. Na jego najnowszy tom wierszy składa się 36 utworów. W tym królestwie jest jakby bezświetlnie-jasno i niby-pusto. Jednak obrazy są wielowymiarowe, gęste od znaczeń, a świat przedstawiony pełen szczegółów, pokazany w sposób plastyczny i budzący wyobraźnię. Nie bez powodu wielokrotnie mówiono, że poeta reprezentuje nurt wyobraźni wyzwolonej.

Te wiersze to podróż przez śmietniki, labirynt, którego mapa śmierdzi padliną i miejskim szaletem. Zaglądamy w zakątki krainy, która nas otacza, ale można odnieść wrażenie, że jest to świat wnętrzności, jakby oglądanie siebie od środka. Tylko kim jest „ja”? Jakie jest to królestwo? Jakie jest to wnętrze? Podobno na śmietniku można znaleźć najlepsze rzeczy…

Read More

08 lip

Marta Brzezińska: Jak to na monterce ładnie

Mirosław Gabryś, Zwłoki monterów idą w miasto. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

Mirosław Gabryś to nie jest nowy Pilch ani stary Lowry. To jest chłopak urodzony w latach siedemdziesiątych, który w końcu wychodzi na swoje. Roczniki siedemdziesiąte, subiektywnie rzecz biorąc i odcinając się od sporów o generacje, są zupełnie wyjątkowe, a chłopak z bogatym życiorysem (poeta, duch niespokojny, imający się różnych zajęć) musi w końcu wyjść na jaw. Taki zatem robi myk i z uporem, a jednocześnie niby mimochodem, przemyca się, przeciska, żeby wyjść na pisarza. I wychodzi. Tylko trochę jakby po staremu, po znanemu próbuje sobie tę grzędę pisarską umościć, eksperymentując ze stylem pijacko-gawędziarskim. Czy to źle? Może i nie. Czy to bawi? Raczej tak. I to tak jak może ubawić pijacka gadka, na której dnie – jak uczy doświadczenie lektury – zawsze kryje się widmo tragizmu ludzkiej egzystencji w kolorze zgniłym tudzież butelkowym, pustka i samotność nie do zniesienia, strach przed życiem, poczucie straty, nieutulone pragnienie buntu i z samych trzewi wywiedziona potrzeba artykulacji dręczących emocji oraz lęków (niepotrzebne skreślić).

Read More

08 lip

Maria Magdalena Beszterda: Storytelling – gawęda 2011? Czy fabuła ma się dobrze?

Jakub Małecki, Dżozef. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011.

Żyjemy w świecie rozproszonych wartości, uproszczeń etycznych i estetycznych. Forma przypowieści od czasów biblijnych służyć miała za drogowskaz moralny, uniwersalny tekst o nas samych. Jakub Małecki, konstatując niedomagania rzeczywistości, postanowił stworzyć narrację, która nam tę rzeczywistość wyjaśni, wyprostuje, skieruje na właściwe tory.

Dżozef, bo o tej powieści mowa, zaczyna się w momencie, w którym główny bohater trafia do szpitala ze złamanym nosem. Grzegorz Bednar, swoiste porte parole autora, to młody człowiek na życiowym zakręcie. Z założenia został jednak skonstruowany jako Everyman, mieszanka nieokrzesanego dresiarza z blokowiska, posługującego się soczystą polszczyzną z oczytanym jednak (na siłę oczytanym, za sprawą wymagającej matki) i wrażliwym młodzieńcem. Ma zwykłą rodzinę, ojca pantoflarza i dominującą mamę, kochającą „za pomocą” tuczenia swych najbliższych.

Nie ma pracy, traci kobietę, zostaje okradziony, a zatem dosłownie i metaforycznie trafia na szpitalny oddział zubożony – a przez to w swoisty sposób stanowi tabula rasa. Nie ma nic do stracenia. Szybko jednak okazuje się, że do zyskania ma za to wszystko. Wiadomo przecież nie od dziś, że kryzys jest początkiem zmian, a zatem jeśli w pierwszych kadrach filmu bohater traci najważniejsze dla siebie wartości, możemy być pewni, że wkrótce odnajdzie nowe. Nie inaczej jest i w tym przypadku.

Read More

07 lip

Huldar Breiðfjörð: W samochodzie z R (fragmenty)

12.

Jedziemy dalej. Wszystko dookoła krzyczy: Patrz na mnie! Góry prężą się i walczą o naszą uwagę, doliny leżą na grzbiecie i przebierają nogami w nadziei, że ktoś je podrapie po brzuchu. Nie rusza nas to i jedziemy bez zatrzymywania. Przecież R nie fotografuje pejzaży.

13.

Czy fotografia łososia mówi coś o środowisku, w którym został przyłapany? Gdy tak siedziałem w samochodzie i gapiłem się na R, który robił zdjęcie strachowi na wróble w polu ziemniaków, zacząłem się zastanawiać, jaka Islandia trafi do tej książki. Na przykład R chce robić zdjęcia tylko wtedy, gdy jest pochmurno. Zamiast nowości, interesuje go to, co stare. A jeszcze lepiej, jakby było zepsute albo kompletnie zniszczone. Pewnie Islandia będzie na tych zdjęciach dość ponurym i obskurnym miejscem. Może to jest sposób na wpuszczenie kreacji do świata fotografii. To jest Islandia, jaką widzi fotograf R.

Read More

07 lip

Hermann Stefánsson: People are strange

Twierdzenie, że Islandię zamieszkują dwa narody, nie jest przesadą. Z jednej strony mamy mieszkańców Rejkjaviku, z drugiej ludzi prowincji. Obywatele wolnego miasta Rejkjavik z reguły postrzegają swych rodaków spoza stolicy jako dziwaków, a nawet swego rodzaju szaleńców. Ponad 200 000 z 320 000 Islandczyków mieszka w Rejkjaviku lub jego okolicach, a kraj wyraźnie rozwija się w kierunku modelu wolnego miasta z otaczającą je rozległą i rzadko zaludnioną prowincją. Mniej więcej w połowie dwudziestego wieku powstała teoria głosząca, że utrzymanie równowagi osadnictwa w kraju wymagałoby, aby połowa jego ludności żyła na wsi. Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Lansowana polityka rozwoju regionalnego okazała się całkowitym fiaskiem. Jeśli obecny trend utrzyma się, to za dwadzieścia lat tylko niewielka liczba Islandczyków będzie żyła na wsi i w rozproszonych wioskach rybackich, a 80 % będzie mieszkało w Rejkjaviku i okolicach. Według najnowszych statystyk, w Islandii jest ok. 77 000 koni i 470 000 owiec. Tych ostatnich trzydzieści lat temu było milion sztuk. Tak więc wzrostowi liczby ludności w stolicy towarzyszy spadek pogłowia owiec. Choć ucieczka ze wsi nie jest niczym nowym – ludzie od dziesięcioleci porzucali swe gospodarstwa – zjawisko to jednak stopniowo się nasila.

W Rejkjaviku, gęstość zaludnienia wynosi 407 osób na kilometr kwadratowy. Innymi słowy, nie jest to zbyt gęsto zaludnione miasto. W jego granicach nie spotkamy raczej owcy ani konia, za to prawdopodobnie słyszalny będzie gwar rozmów, szum samochodów, śmiech dziecka. Nie trzeba iść daleko, by kogoś spotkać, chociażby kuzyna, gdyż wszyscy Islandczycy są spokrewnieni. Rejkjavik jest jak znaczek pocztowy na kopercie o powierzchni 100 000 kilometrów, jednak nikt nie zna danych adresata i nie wiadomo, kiedy zjawi się listonosz.

Read More