Ryszard Lenc: Po spektaklu
Pamięci Jacka T.
Aleksandria, w 1933 roku
Przyszedł pierwszy. Zawsze zjawia się przed innymi, zawsze jest tam, gdzie ma być, długo przed wyznaczoną godziną. Na lekcje − gdy jeszcze pracował w szkole (Wysoka Rada wyrzuciła go z dnia na dzień za „rozwiązłość i niemoralność”) − wchodził do klas, zanim jeszcze pedel zaczynał machać ciężkim, pamiętającym chyba czasy budowy Kanału, mosiężnym dzwonkiem. Woźny przebiegał korytarze, tupiąc buciorami i pokrzykując na rozwrzeszczane falangi młodych hypaspistài, a on sterczał przy tablicy i mapach wojen Aleksandra, czekając cierpliwie na swoich pięknych, niesfornych efebów. („Wykształcenie to dobro, którego nic nie jest wstanie nas pozbawić” − powtarzał im często, mimo że nie bardzo wierzył w skuteczność takich pouczeń.) Ta jego męcząca nadgorliwość – przed otwarciem giełdy (gdzie potem zarabiał na życie) sterczał zawsze godzinę w holu, czekając na gong otwierający sesję. Przed każdą próbą w teatrze siedział w kącie pod sceną, odmierzając minuty do przyjścia kolegów i reżysera i licząc tłuste faraonowe mrówki maszerujące monotonnie tam i z powrotem. Read More