15 cze

Zyta Oryszyn: Góry Ciemności

Nakrywało się do stołu i zasiadało do obiadu: consommé, pommes aux frites i polędwica. Po polędwicy cygara i kawa. Najlepsza była consommé z wody po gotowanej marchwi — tylko nie mówcie, bo szału dostanę, consomme tylko konsome i nie pommes aux ale pom u frit, denerwowała się matka. Woda po gotowanej kapuście trochę śmierdziała.
Dobre też były pom u frit z przypiekanych na kuchennej płycie ziemniaczanych obierek. Że się je polędwicę, to się tylko tak mówiło. Ale kawę piło się naprawdę i cygara paliło się naprawdę. Cygara brat skręcał z przywiędłych kapuścianych liści. A kawa była prawdziwa — zbożowa. Zabawa nazywała się — życie przed wojną. Read More

15 cze

Marek Nowakowski: Lekki

Godzinami kopie piłkę. Tak ambitnego treningu pozazdrościć może niejeden zawodowy piłkarz. Nawet z ligi angielskiej czy Realu. Celuje w bramkę. Woła cienkim głosikiem — Gol! Pokazuje całą serię strzałów. Z jaką pasją! Jeden, drugi, trzeci.
— Wygrałem!
Zaczyna od nowa. Rozgrywa samotny mecz. Dudnią żelazne pręty bramy. Przestrzeń między nimi to światło bramki. Nikt jej nie broni. Mały stawia tam niewidzialnego bramkarza. No i trafia bez przeszkód. Umiejętnie myli bramkarza. Przymierza się, bierze rozbieg. Tańczy na przygiętych nogach. Pozoruje wykop w lewy róg, walić będzie w prawy. W ostatniej sekundzie wykonuje fachowy zwód. Wysoka piłka w środek tuż pod poprzeczką. Nie do obrony. Read More

15 cze

TEMA. Senko Karuza: Kto za to zapłaci

Budzimy się zlani potem, szczelnie zamykamy drewniane okiennice, które wieczorem szeroko otworzyliśmy. Gdybyśmy mieli pod ręką młot, zburzylibyśmy, jak gdyby nigdy nic, całą ścianę, bo w tej izbie nie da się już wytrzymać, a nie będziemy przecie, jak te turysty, spać na tarasie czy podwórzu, gdzie by nas każdy mógł sobie obejrzeć, nie mówiąc już o tym, co by nocą po nas łaziło. Słońce jeszcze nie wzeszło, wracamy do łóżka i próbujemy znaleźć się w tym samym miejscu naszego snu, w którym go przerwaliśmy, bo tak nas ciekawiło, co śmieciarz — ranny ptaszek powiedział ciotce Ance. Ona bidna też nie może spać w ten gorąc, więc stoi w oknie — jak strażnik — i do każdego coś zagadnie. Ale nic z tego, tylko się kręcimy i przesuwamy z jednego na drugi koniec łóżka, żeby prześcieradła rozgrzane ciałem, choć trochę ostygły. Read More

15 cze

TEMA. Senko Karuza: Šalša

Zdarza się czasem, że ogrania nas zbiorowe uczucie nostalgii, włazi w nas z taką siłą, że staje się wręcz namacalne. Dobrze by było, gdybyśmy umieli wyjaśnić, to prawie już zapomniane poczucie spełnienia, które może zresztą wcale nie zaistniało, ale które teraz — tak bezwarunkowo dając do zrozumienia, że mieliśmy szansę, ale jej nie wykorzystaliśmy — staje się rzadką chwilą szczęścia i nieszczęścia naraz: szczęścia, bo to zrozumieliśmy a nieszczęścia, bo straciliśmy okazję.
Rozbiegliśmy się po tym spękanym, starym betonowym podwórzu i przywołujemy się nawzajem. Jak małe dzieci dziwimy za każdym razem, gdy odkryjemy, że coś starego nadal istnieje, przypominając dawne życie, tak jakby ono jeszcze trwało. Read More

15 cze

Joanna Łopusińska: Pingpong z sumieniem

Józef Hen, Pimpongista, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008

Najnowszą powieść Józefa Hena otwiera scena powrotu Mike’a Murphi’ego, sędziego z Brooklynu, dawniej Michała Dembiny do rodzinnego Cheremca. Sześćdziesięcio już ponad letni mężczyzna pokazany jest nad rzeką w skąpym opisie prowadzonym przez transparentnego narratora. Na dobrą sprawę jest to pierwszy i ostatni opis w książce. Opowieść powinno rozpocząć podniesienie kurtyny, zapalenie świateł, pierwszy aktor pojawiający się na scenie i dalej następni, bo całość napisana jest jak gotowa na scenę sztuka. Dialogi równo podzielono na role, akcja rozwija się w toku narracji, w działaniach postaci, a nie w opisach. Wszystkiego o bohaterach, o miasteczku dowiadujemy się ze słów, które wymieniają między sobą. Całość nie wymaga praktycznie żadnych zmian i skrótów przy ewentualnym przenoszeniu na deski teatru. Read More

20 mar

Małgorzata Strękowska-Zaremba: Skojarzenia

Adam:

To była jeszcze jedna wkurzająca reklama. Pora tylko jakaś nieokreślona. Sztuczne zęby zawsze szły w porze obiadu, pampersy w porze piwa popołudniowego, a podpaski w porze oddawania moczu po piwie. A ta zjawiła się wbrew życiowym przyzwyczajeniom.
Akurat rozcierałem łydkę, bo mi ścierpła, patrzę, a tam rakieta startuje. Myślę, kanał przeskoczył, a ja scence fiction nie lubię. No to prztyk. Prztyk i prztyk, i nic ciekawego. Wróciłem. Znów rakieta, a w okienku twarz. Ale twarz jakby z mojego koszmaru. Mojego własnego, nie tam wymyślonego. Żadna iluzja. Ale nic nie rozumiem, więc patrzę. A tu już tylko słychać radosny głos przetłoczony przez sztuczny uśmiech: Read More

20 mar

Marek Ławrynowicz: Grafoman

Każde nieszczęście ma swoją przyczynę. Przyczyną nieszczęść Marcusa Wulfa była Herminia Bocklau. Najpierw, gdy wynajął pokój u Emmy Gerbauer, nie zwrócił na Herminię uwagi, mimo że ich okna były niemal naprzeciwko siebie. Marcus zresztą nie zwykł patrzeć w okno. Gdy wracał z biura pospiesznie zjadał obiad, a potem do późna w nocy czytał i pisał. Znajomych nie miał, zainteresowań poza czytaniem i pisaniem też nie. Można by go nazwać dziwakiem, ale Marcus nigdy by tak o sobie nie pomyślał. Był poetą. Read More